- W każdym tygodniu odbieram kilka telefonów: ratuj, co robić, jak się zbadać, gdzie wysłać kleszcza - opowiada Katarzyna Jelińska. Sama długo czekała, zanim dostała właściwą diagnozę. Dziś jest zdania, że to właśnie chorzy okazują się w Polsce największymi ekspertami od boreliozy. Materiał programu "Uwaga!" TVN.
W tym roku sanepid zarejestrował już ponad 6600 przypadków boreliozy w Polsce, a może to być liczba znacznie zaniżona. Zdaniem naukowców z Państwowego Instytutu Zdrowia, nasze statystyki nie odzwierciedlają skali zjawiska. Rejestracja nadal jest nierzetelna, a rozpoznawalność - słaba.
- Odwiedziłam kilkunastu specjalistów. To jest klasyka: nie wychodzi w badaniach? To znaczy, że nie ma choroby. Tylko nikt nie powiedział nam o tym, że te badania są niewiele warte. Czasami łatwiej rzucić monetą, żeby poznać prawdziwą odpowiedź – mówi Katarzyna Jelińska.
Jedni lekarze uważają boreliozę za chorobę przewlekłą, drudzy nie. Jedni mówią o trzech-czterech tygodniach leczenia, drudzy o kilkumiesięcznych antybiotykoterapiach. Rafał Reinfuss ze Stowarzyszenia Chorych na Boreliozę zauważa, że wiele osób wpada w fałszywe ścieżki diagnozy.
- Sam byłem na progu błędnej diagnozy stwardnienia rozsianego, przy dość ewidentnej neuroboreliozie, którą należało rozpoznać - mówi.
Choroba, która udaje wiele innych
Borelioza nazywana jest wielkim imitatorem. Potrafi "udawać" wiele chorób. Specjaliści mówią o podobnych objawach jak w stwardnieniu rozsianym, chorobie Parkinsona czy Alzheimera. Pani Katarzyna dwukrotnie przeszła diagnostyczną gehennę. Jej najmłodszy syn, chociaż nigdy nie został ugryziony przez kleszcza, także ma boreliozę.
- O boreliozie dowiedziałam się trzy lata po ciąży. Wyniki dostałam dwa dni po tym, jak szpital stwierdził, że mam jakieś zaburzenia psychiczne i wmawiam sobie te wszystkie rzeczy, które mi się dzieją. Pan psychiatra sugerował, że być może nie mam ochoty wrócić do pracy po urlopie macierzyńskim, albo mąż mnie zdradza i próbuję zwrócić na siebie uwagę. Kiedy zapytałam o problemy z sercem, lekarz powiedział, że niezbadana jest siła ludzkiego umysłu – opowiada Katarzyna Jelińska.
Szukanie choroby u pani Kasi trwało trzy lata. Nieco krótsze było leczenie.
- Po sześciu miesiącach przyjmowania końskich dawek antybiotyków wszystkie problemy z sercem w magiczny sposób zniknęły. Myślę, że dzięki temu żyję – dodaje pani Kasia.
"Nie ma skutecznego leczenia"
Jak zawodne są klasyczne metody diagnostyczne, przekonał się również doktor Piotr Kurkiewicz. Rozpoznawano u niego wiele chorób, z AIDS włącznie. Od czasu diagnozy zawodowo zajął się boreliozą.
- Nie ma na świecie w 100 procentach wiarygodnego testu diagnostycznego – podkreśla Piotr Kurkiewicz i dodaje: - Nie ma też skutecznego leczenia. Całkowicie nie można być wyleczonym z boreliozy.
Odmienne zdanie ma profesor Stanisława Tylewska-Wierzbanowska z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego PZH.
- Wyleczona zostaje borelioza. Po drodze jednak uszkodziła stawy, nerwy. Dlatego chorzy uważają, że nie są wyleczeni, bo mają bóle stawów. A to jest poboreliozowa choroba – tłumaczy profesor Tylewska-Wierzbanowska.
Dwa podejścia
Nowością na rynku jest badanie kleszczy. Rynek zdominował sektor usług prywatnych. A laboratoria oferują różne metody badawcze i najróżniejsze pakiety.
- Określamy dokładnie gatunek krętków borrelia. Możemy przykładowo powiedzieć, że te krętki wywołują objawy skórne, a inny gatunek najczęściej wywołuje neuroboreliozę. To jest wynik dla pacjenta istotny, bo może sobie zawęzić kierunek obserwacji. Lekarze zazwyczaj czekają, aż się rozwinie choroba. Zakładają, że nie zawsze zarażony kleszcz równa się zarażony człowiek – opowiada dr Małgorzata Bednarska z Zakładu Parazytologii Wydziału Biologii Uniwersytetu Warszawskiego.
Do badania kleszczy podejścia są dwa. Oficjalnie towarzystwa naukowe i lekarskie go nie rekomendują. Nieoficjalnie jednak wielu lekarzy zaleca takie badanie.
- Uważam, że w tym kraju to osoby chore są największymi ekspertami od boreliozy – podsumowuje Katarzyna Jelińska.
Źródło: Uwaga TVN
Źródło zdjęcia głównego: Uwaga TVN