Paweł Zalewski z Polski 2050, komentując w "Kropce nad i" w TVN24 interwencję policji wobec posłanki Kingi Gajewskiej, stwierdził, że "to wszystko była ewidentna prowokacja tylko i wyłącznie po to, aby uniemożliwić posłom Rzeczypospolitej rozmowę z obywatelami". - A gdyby to nie była posłanka, to co? Czy to znaczy, że wolno tak się zachowywać wobec kobiet? - pytała Joanna Kluzik-Rostkowska, posłanka klubu Koalicji Obywatelskiej.
Posłanka Koalicji Obywatelskiej Kinga Gajewska została we wtorek doprowadzona do radiowozu przez policjantów i do niego wciągnięta. Do incydentu doszło w Otwocku, gdzie odbywało się spotkanie premiera Mateusza Morawieckiego.
CZYTAJ TAKŻE: Kinga Gajewska: policjanci trzymali mnie za obie ręce, szarpali, nie miałam możliwości pokazania legitymacji
Zalewski: to wszystko była ewidentna prowokacja
Sprawę komentowali w "Kropce nad i" w TVN24 Paweł Zalewski, poseł Polski 2050 oraz Joanna Kluzik-Rostkowska, posłanka klubu Koalicji Obywatelskiej. Zalewski był we wtorek w Otwocku i próbował interweniować w sprawie działań policjantów wobec Gajewskiej.
- Pani posłanka nie miała możliwości pokazania legitymacji, ponieważ pomimo tego, że tłum reagował, krzyczał, że to jest posłanka Rzeczypospolitej, policjanci zachowywali się brutalnie. Rzeczywiście policja zachowywała się bardzo prowokacyjnie - stwierdził.
- Policja zachowywała się całkowicie bezprawnie, bo przerwała nam - dlatego że ja miałem przemawiać po pani poseł Gajewskiej - możliwość rozmowy z ludźmi tam zgromadzonymi. Chcieliśmy rozmawiać o bezprawiu, które czyni PiS i o zagrożeniu dla bezpieczeństwa Polski, wynikającego z polityki PiS-u - dodał.
Poseł Zalewski ocenił, że "w oczywisty sposób zostało naruszone wiele artykułów prawa". - Po pierwsze - naruszyli nietykalność cielesną, po drugie - naruszyli immunitet, po trzecie - posługiwali się fałszywym zarzutem. Policjanci mówili, że my przeszkadzamy w legalnej demonstracji, która odbywała się jednak na tyle daleko, abyśmy nie mieli możliwości przeszkadzać - kontynuował Zalewski.
Jego zdaniem "to wszystko była ewidentna prowokacja tylko i wyłącznie po to, aby uniemożliwić posłom Rzeczypospolitej rozmowę z obywatelami".
Kluzik-Rostkowska: a gdyby to nie była posłanka, to co?
Sprawę komentowała także Joanna Kluzik-Rostkowska.
- To, co zrobiła Kinga wczoraj, to jest tak naprawdę akt desperacji, żeby dojść do ludzi z tym, co naprawdę PiS robi. Ale powiem tak. Akurat policja miała pecha, bo trafiła na posłankę. A gdyby to nie była posłanka, to co? Czy to znaczy, że wolno tak się zachowywać wobec kobiet? - mówiła Kluzik-Rostkowska.
- Przecież to nie jest pierwsza sytuacja, z którą mamy do czynienia, ponieważ bardzo wiele kobiet było traktowanych w podobny sposób na demonstracjach kobiet - dodała przedstawicielka KO.
- Bez względu na to, czy jest to posłanka, czy to jest nie posłanka, są sytuacje, w których oni przekraczają swoje uprawnienia. I to, co się wydarzyło wczoraj, to była właśnie tego typu sytuacja. I żeby była jasność, my dalej będziemy mówić, jak ta prawda wygląda. Akurat tutaj była kwestia afery wizowej, którą od tygodnia żyje Polska - mówiła dalej.
Zalewski: władza oddzieliła się od narodu kordonem policji
Zalewski przekonywał, że w tej "coraz bardziej brutalizującej się kampanii wyborczej pierwszą ofiarą pada prawda". - A tak jest także dlatego, że PiS robi wszystko, aby zaostrzyć tę kampanię, aby zaostrzyć polaryzację, bo tylko wtedy ma szansę - tak uważa - na mobilizację swojego elektoratu i na poprawę swoich stojących w miejscu od miesięcy notowań - dodał.
Jak mówił dalej, "punktem wyjścia" wtorkowej interwencji policji było to, "żeby nie dopuścić do tego, żeby posłowie Rzeczpospolitej zabrali głos". - Żeby ktoś się dowiedział, o co chodzi. Żebyśmy rozmawiali z wyborcami, którzy tam przyszli i nie byli dopuszczeni do pana Morawieckiego. To jest symbol tego, że ta władza, która mówiła o tym, że będzie z narodem, od tego narodu oddzieliła się kordonem policji - ocenił przedstawiciel Polski 2050.
Policja: interwencja nie miała charakteru zatrzymania
Stołeczna policja przekazała, że interwencja wobec posłanki Koalicji Obywatelskiej polegała na "doprowadzeniu osoby podejrzanej o wykroczenie do radiowozu celem legitymowania" i nie była zatrzymaniem.
"Podkreślamy, że dzisiejsza interwencja nie miała charakteru zatrzymania. Polegała ona na doprowadzeniu osoby podejrzanej o wykroczenie do radiowozu celem legitymowania. Zaprzestano czynności niezwłocznie po okazaniu legitymacji" - wpis tej treści umieściła na platformie X we wtorek wieczorem Komenda Stołeczna Policji.
Stołeczna policja oświadczyła wcześniej, że funkcjonariusze w Otwocku nie mieli świadomości, że mają do czynienia z parlamentarzystką. Interwencję wobec posłanki Gajewskiej ma wyjaśniać wydział kontroli KSP.
"Policjanci, podejmując interwencję w Otwocku, wobec jednej z osób nie mieli świadomości, że mają do czynienia z Panią Poseł. Niezwłocznie po okazaniu legitymacji poselskiej czynności legitymowania zaprzestano" - tłumaczyła zaraz po zdarzeniu Komenda Stołeczna Policji.
Podkreślono, że funkcjonariusze nie znają wszystkich osób posiadających immunitet. "Ta interwencja jest przedmiotem wyjaśnień Wydziału Kontroli. Podkreślamy, że policjanci nie znają wszystkich osób posiadających immunitet. Niezbędną wiedzę uzyskują dopiero po okazaniu legitymacji" - czytamy.
Stołeczna policja publikuje nagrania
We wtorek wieczorem na profilu Komendy Stołecznej Policji opublikowano ponadto trzy nagrania wideo z interwencji wobec posłanki. Wszystkie podpisano w ten sam sposób: "Jesteśmy transparentni. Nagranie pełne, bez cenzury, dzięki kamerom nasobnym, w które systematycznie wyposażamy policjantów. Policjanci nie mają obowiązku znać każdego z 460 posłów i 100 senatorów".
Na pierwszym nagraniu widać moment podjęcia interwencji wobec Kingi Gajewskiej.
Na drugiej części nagrania wskazano moment wprowadzenia posłanki do radiowozu.
Na trzecim nagraniu znalazł się zapis z interwencji wewnątrz radiowozu.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24