Rosyjski generał miał dokonać zamachu w Smoleńsku na polecenie "wysokiego rangą polskiego polityka"- taką tezę w swojej książce stawia niemiecki dziennikarz Juergen Roth. To kolejna publikacja tego autora na temat katastrofy smoleńskiej.
Fragmenty książki pojawiły się w "Gazecie Polskiej". "Zlecenie zamachu pochodziło 'bezpośrednio' od wysokiego rangą polskiego polityka i było skierowane do generała rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB), jednak nazwisko zleceniodawcy nigdy nie zostało podane do publicznej wiadomości" - pisze Roth w przedmowie swojej najnowszej książki, cytowanej przez gazetę.
Raport BND?
Źródłem informacji w publikacji "Smoleńsk. Spisek, który zmienił świat" ma być raport Federalnej Służby Wywiadowczej Niemiec (BND). Jednym z dwóch źródeł, z których wywiad miał pozyskać informacje, miał być "pułkownik polskiego wywiadu wojskowego" o imieniu Robert, przedstawiany przez Rotha jako "wysokiej rangi źródło wewnątrz polskiej ambasady w K.".
"Cytowany przeze mnie raport źródłowy BND bazował bezsprzecznie na dwóch poważnych źródłach. Fakt, że oba całkowicie niezależnie od siebie zeznały w sprawie katastrofy samolotu Tu-154M dokładnie to samo, wysoko stawia ich wiarygodność i wartość przekazanych informacji" - pisze Jürgen Roth, cytowany przez "Gazetę Polską".
Podobne tezy
Niemiecki dziennikarz w książce, której premiera zaplanowana jest na początek listopada, stawia bardzo podobne tezy do tych, które pojawiły się w jego wcześniejszej publikacji. Półtora roku temu autor napisał, że "wiodący oficer rosyjskiej FSB" podłożył ładunki wybuchowe w samolocie prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który rozbił się w 2010 r. pod Smoleńskiem. Agent, według autora, miał być wspierany przez polskich pomocników na lotnisku w Warszawie.
Podobną tezę niemiecki dziennikarz stawia również teraz, powołując się na autora raportu BND. "Umieszczenie w samolocie ładunku bądź nawet kilku ładunków TNT wyposażonych w zdalne zapalniki byłoby niemożliwe bez zaangażowania sił polskich" - pisze Roth, przytaczając rzekomy raport.
Kontrowersyjna książka
Poprzednia publikacja nosiła tytuł "Zamknięte akta S". W niej także autor powoływał się na rzekome raporty BND.
Ma z nich wynikać, że w Smoleńsku mogło dojść do zamachu przy użyciu materiałów wybuchowych. Niemiecki dziennik "Stuttgarter Zeitung" napisał, że z notatki z marca 2014 roku, na którą powołuje się Roth wynika, iż zamach na prezydenckiego tupolewa miał zostać przeprowadzony przez delegaturę FSB w ukraińskiej Połtawie. Zamach miał zlecić generałowi rosyjskich służb Jurijowi D. wysoki rangą polski polityk.
W wywiadzie dla "Bilda" Roth twierdził, iż w sporządzonym w marcu 2014 roku dokumencie, skierowanym do przełożonego, funkcjonariusz wywiadu informuje, że "wiodący oficer rosyjskiego FSB" umieścił na pokładzie prezydenckiej maszyny kilka ładunków TNT ze zdalnie sterowanymi zapalnikami. Rosyjski agent miał być wspierany przez polskich pomocników na lotnisku w Warszawie. Jak zaznaczył Roth w wywiadzie dla "Bilda", to "jedna z wielu innych przesłanek".
BND zaprzecza
W 2015 r. BND od razu zdementowało informacje Rotha. Rzecznik niemieckiego wywiadu oświadczył, że niemieckie służby nigdy nie reprezentowały stanowiska, iż w Smoleńsku doszło do zamachu, a tym bardziej nigdy nie informowały w tym duchu rządu Niemiec. W rozmowie z gazetą "Stuttgarter Zeitung" rzecznik BND Martin Heinemann przekazał, że rozpoczęto poszukiwania dokumentu z marca 2014 roku, ale nie został znaleziony. Dodał, że dokument może być fałszywy, ale nie jest w stanie tego na razie stwierdzić.
Takie samo stanowisko rzecznik BND zajął, odpowiadając wówczas na pytania TVN24 o publikację Rotha. Heinemann poinformował, że dokumentu, na który powołuje się Roth, "mimo przeprowadzonych natychmiast poszukiwań w całym naszym zasobie" nie znaleziono. Podkreślił, że BND nigdy nie mówił o zamachu w Smoleńsku.
Kontrowersyjny pisarz
Juergen Roth jest jednym z najbardziej znanych niemieckich dziennikarzy śledczych, który od lat budzi liczne kontrowersje. Znany jest z poruszania szczególnie wrażliwych i budzących emocje tematów, zwłaszcza powiązań władzy ze światem przestępczym, biznesem lub służbami specjalnymi. Krytycy zarzucają Rothowi rozpowszechnianie niesprawdzonych informacji, wielokrotnie był też pozywany przez osoby, o których pisał swoje materiały, m.in. przez byłego kanclerza Niemiec Gerharda Schroedera oraz szefa MSW Bułgarii Rumena Petkowa.
W 2007 roku wzbudził kontrowersje utrzymując, że informacje o otruciu dioksynami Wiktora Juszczenki, lidera ukraińskiej opozycji podczas tzw. Pomarańczowej Rewolucji, to kampania dezinformacyjna państw Zachodu.
Autor: mw/ja / Źródło: tvn24, GP
Źródło zdjęcia głównego: Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych