- W sprawie porwania Krzysztofa Olewnika zrobiłem maksymalnie dużo. Proszę o prawdę, chcę zeznawać – deklarował wyraźnie wzburzony Ryszard Kalisz w TVN24. Ojciec porwanego na posiedzeniu komisji śledczej oskarżył go o bezczynność i zlekceważenie sprawy.
Podczas swoich piątkowych zeznań Włodzimierz Olewnik nie zostawił suchej nitki na ekipie SLD, do której w 2004 roku zwracał się o pomoc w odnalezieniu syna (Krzysztof Olewnik wówczas już nie żył, ale rodzina o tym nie wiedziała). Zwłaszcza dostało się ówczesnemu szefowi MSWiA Ryszardowi Kaliszowi.
Zdaniem polityka SLD te zarzuty są niesprawiedliwe. – Pan Olewnik powiedział, że wystarczyłoby zadzwonić, a od razu sprawa by się wyjaśniła. Gdyby minister wykonał taki telefon i przez to zmieniła się koncepcja policji, byłaby awantura o upolitycznienie służb! Nie ma takich metod. Minister jest od nadzoru, na czele policji jest komendant główny – tłumaczył.
"Zrobiłem, co mogłem"
Kalisz zapewnia, że „Olewnikowie dostali się do niego podstępem”, a sprawy porwania ich syna nie znał wcześniej. - Nieprawda, że siedziałem za biurkiem, byłem zły i niedobry. Ale oni ode mnie chcieli, żebym zwolnił swojego zastępcę. Współczuję Olewnikom, ale proszę się postawić na moim miejscu – stwierdził.
Mimo to, jak twierdzi, w sprawie Olewnika „zrobił maksymalnie dużo”. - Ja ich przyjąłem, Zbigniew Wassermann nie, a Ziobro spuścił na zastępcę. Poleciłem powołać specjalną grupę w CBŚ, która doprowadziła do złapania przestępców – przypomniał. Jak dodał, bardzo chce rzecz wyjaśnić przed komisją śledczą.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24