Pisarze Jacek Dehnel, Paweł Huelle, Wiesław Myśliwski i Józef Hen wspominając zmarłego w piątek Jerzego Pilcha podkreślają, że jego twórczość cechowała się charakterystycznym językiem, wspaniałą formą literacką i poczuciem humoru.
W piątek w swoim domu w Kielcach zmarł Jerzy Pilch. Pisarz i publicysta, laureat Nagrody Literackiej Nike, miał 67 lat. Jako pierwsza o śmierci artysty poinformowała "Gazeta Wyborcza". - Stworzył niezwykle rozpoznawalną frazę. To była charakterystyczna dykcja prozatorska o niepodrabialnym szyku i nawracających refrenach – powiedział o twórczości Jerzego Pilcha pisarz Jacek Dehnel. Równocześnie dodał, że był on niesłychanie oczytanym człowiekiem, cenionym pisarzem, ale też lubianą osobą, z niewymuszonym, charakterystycznym "pilchowskim" poczuciem humoru.
- Ceniłem go za język, który stworzył. Bazując trochę na Gombrowiczu, trochę na Schulzu stworzył własną, niepowtarzalną frazę, która przejawiała się zarówno w felietonach jak i w prozie. Wystarczyło przeczytać jedno zdanie, by stwierdzić, że to napisał Pilch – zaznaczył Dehnel. Jak wyjaśnił dalej, chodziło o charakterystyczną powtarzalność twórczości, zarówno jeśli chodzi o architekturę tekstu, jak i powracające tematy. - Cała twórczość Pilcha wiązała się z taką repetytywnością, nieustannie wracał do swoich tematów – powiedział.
Wśród "węzłowych" tematów przeplatała się Wisła, luteranie, alkohol, kobiety, piłka nożna. Zdaniem pisarza to one właśnie sprawiały, że jego twórczość była "niekończącą się wariacją, w której cały czas powracał do tych samych spraw. Oczywiście raz lepiej, raz gorzej, to zupełnie normalne u każdego twórcy" - dodał. Dehnel wspomniał także o niezwykłym, "pilchowskim" poczuciu humoru. - To taki mariaż humoru czeskiego i polskiej melancholii, który chyba wziął się z wychowania na pograniczu tych dwóch kultur – ocenił, dodając, że nie silił się wcale na bycie śmiesznym. - Wszystko u niego było en passant (mimochodem - red.). Wychodziło mu lekko, w niewymuszony sposób - zauważył.
"Był cudownym rozmówcą"
Pisarz Paweł Huelle wspomniał, że dobrze poznał Jerzego Pilcha, kiedy on objął po Stefanie Kisielewskim felieton tygodniowy w "Tygodniku Powszechnym" w Krakowie. Zwrócił uwagę, że pisanie tych felietonów po Kisielewskim "było dużym wyzwaniem". - Ale on sobie świetnie z tym poradził. Jak taki meteoryt właściwie, pisał przepiękne felietony - ocenił. - Pewnego dnia zadzwoniłem, wtedy byliśmy w dość częstym kontakcie telefonicznym, i powiedziałem mu: "słuchaj Jurek, ten felieton to jest mistrzostwo świata. Jesteś czempionem". A on, z tym swoim słynnym powątpiewaniem, odpowiedział: "drogi Pawle, mógłbym cię słuchać w nieskończoność" - mówił Huelle, dodając, że Pilch "zawsze miał dar ciętej puenty". - Był cudownym rozmówcą. Lubiliśmy się - podkreślił pisarz.
Przyznał, że w późniejszym okresie ich drogi się rozeszły. - Nie w sensie jakiejś wrogości, ale po prostu on coraz wyżej się wspinał po tych piętrach publicystyki - wyjaśnił. - Spotykaliśmy się czasami i zawsze były to miłe spotkania. Pamiętam, jak na przykład na Targach Książki w Krakowie w 2009 roku ja podpisywałem swoją książkę, a godzinę później trzy stoiska dalej Jerzy podpisywał swój tom "Marsz Polonia". Ja specjalnie zaczekałem, a on skwapliwie podpisywał wtedy egzemplarze książki, nie skłamię, chyba czterystu osobom. Potem pojechaliśmy na kolację i ja mówię: "Jurek, jak to jest. Ja podpisywałem chyba godzinę, a ty podpisywałeś dwie i pół godziny". A on na to: "a no chłopie, trzeba było lepiej pisać" - wspominał Huelle. - Takie to były nasze pogaduszki - dodał.
Gdański pisarz zwrócił uwagę, że Pilcha "już trochę brakowało od pewnego czasu". - Ze względu na chorobę on nie brał aktywnego udziału w życiu literackim. Nie wiem, czy pisał jeszcze jakieś felietony - mówił. - Formę literacką miał niedościgłą - ocenił Huelle. - Pamiętam, jak w 1988 roku w londyńskim wydawnictwie Puls w pewnym sensie debiutowaliśmy razem. On wydał wtedy zbiór proz, właściwie opowiadań pod tytułem "Wyznania twórcy pokątnej literatury erotycznej", a ja wtedy tam wydałem "Opowiadania na czas przeprowadzki". Tak żeśmy się wtedy bardzo do siebie zbliżyli - wspominał.
- Żałuję, że tak szybko odszedł. Bo to jest właściwie wiek dla prozaika najlepszy i to jest wiek, w którym prozaik - jak dobre wino - nabiera siły i mocy - powiedział Huelle. - Bardzo mnie przybiła ta wiadomość - dodał.
"Ceniłem zwłaszcza jego felietony, jego poczucie humoru"
Prozaik i dramatopisarz Wiesław Myśliwski podkreślił, że to "wielka szkoda, że odszedł" Jerzy Pilch. - Ceniłem go bardzo. Ceniłem zwłaszcza jego felietony, jego poczucie humoru, jego "Dziennik" - podkreślił pisarz, dodając "znakomity był w tym, właściwie niepowtarzalny". Przyznał, że wśród książek Pilcha najwyżej cenił powieść "Pod Mocnym Aniołem", za którą otrzymał w 2001 roku Nagrodę Literacką Nike. - To była bardzo dobra książka - ocenił Myśliwski.
- Sześćdziesiąt siedem lat to nie jest wiek do umierania. Ale co zrobić? On był przecież od wielu, wielu lat ciężko chory. Moim zdaniem, to właściwie wszystko zmierzało ku temu - powiedział autor "Traktatu o łuskaniu fasoli".
"Świetny człowiek i świetny pisarz"
Pisarz Józef Hen podkreślił, że choć z Jerzym Pilchem rzadko się spotykał, ale można powiedzieć, że byli zaprzyjaźnieni. - Byłem bardzo dumny, ponieważ Jerzy Pilch podjął się promocji w Czytelniku mojej książki "Nie boję się bezsennych nocy… z księgi trzeciej". Świadczyło to o jego przychylności – zauważył Hen.
- Mieszkał niedaleko mnie, na Hożej, a ja w Alejach Ujazdowskich, ale ostatnio mieliśmy kontakt właściwie tylko przez wydawcę Wiesława Uchańskiego, dyrektora Iskier, który odwiedzał Pilcha, a potem mnie i opowiadał, co słychać u Jerzego – wspominał Hen. - Był to świetny człowiek i świetny pisarz – powiedział Józef Hen.
O śmierci pisarza poinformowała jego żona, zmarł w swoim domu w Kielcach. Jerzy Pilch cierpiał na chorobę Parkinsona.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Mgieuka/Wikimedia CC BY 2.0