- Nigdy nie pozwoliliśmy sobie na to, żeby ogłosić hipotezy, których nie byliśmy pewni - mówił w "Kropce nad i" Jerzy Miller, przewodniczący komisji badającej katastrofę smoleńską. Jak ocenił, działająca obecnie podkomisja "najpierw stawia tezę, a później dobudowuje do niej pseudofakty". Prezentację wyników prac zespołu kierowanego przez Wacława Berczyńskiego skrytykował także Maciej Komorowski, syn zmarłego pod Smoleńskiem wiceministra obrony narodowej.
Jednym z punktów obchodów siódmej rocznicy katastrofy smoleńskiej była prezentacja wyników prac podkomisji do ponownego zbadania katastrofy smoleńskiej. Członkowie podkomisji twierdzą między innymi, że na pokładzie Tu-154 mogło dojść do eksplozji, która zniszczyła tupolewa. Wcześniej zaś rosyjscy kontrolerzy lotów mieli celowo wprowadzać polską załogę w błąd.
Jerzy Miller, przewodniczący Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego badającej przyczyny katastrofy smoleńskiej, podkreślił w "Kropce nad i", że ekspertów komisji, której przewodniczył charakteryzowało "zupełnie różne podejście do swojego zadania" niż członków podkomisji kierowanej przez Wacława Berczyńskiego.
- Komisja, której miałem zaszczyt przewodniczyć, identyfikowała fakty. Krok po kroku, przez długie miesiące - mówił.
- Z tych faktów wynikała pewna logika następstw poszczególnych czynności wszystkich, którzy mieli wpływ na przelot do Smoleńska. Dzisiaj natomiast rozmawiamy o zupełnie innym podejściu: najpierw stawia się tezę, a później do tej tezy dobudowuje się pseudofakty - ocenił.
- Miałem okazję słuchać kilka razy w tygodniu sprawozdania z bieżącej pracy zespołów roboczych członków mojej komisji. Podziwiałem, jak wnikliwie krok po kroku coś potwierdzają, a od pewnych hipotez odstępują - opowiadał.
- Nigdy sobie nie pozwoliliśmy na to, żeby ogłosić hipotezy, których nie byliśmy pewni. Trzeba szanować społeczeństwo - zaznaczył.
Miller podkreślił, że w samolocie nie było bomby. - Czy można sobie wyobrazić, że do samolotu, jak rozumiem na Okęciu, ktoś wnosi bombę o takich wymiarach i nikt nie zauważa? Nikt na to nie reaguje? Skąd się ta bomba wzięła? - pytał.
- Ta cała hipoteza jest niespójna - komentował. - Jej fragmenty wzajemnie się nie zazębiają, tylko zaprzeczają. To nie jest w ogóle żaden dokument, nad którym warto byłoby się pochylić i dyskutować. To jest mieszanka różnych pomysłów, które wzajemnie się wykluczają - podsumował prace podkomisji.
"Próba wciskania nam kitu"
Maciej Komorowski, syn zmarłego pod Smoleńskiem Stanisława Komorowskiego, ocenił, że przy bardzo złych warunkach, które panowały tamtego dnia "próba znalezienia alternatywnej przyczyny dla strasznej katastrofy jest chęcią jakiegoś zmanipulowania społeczeństwa i zmanipulowania całej sytuacji".
- Ten film (prezentujący wyniki prac podkomisji - red.) wyciąga z całej tej strasznej tragedii jakieś pojedyncze elementy i próbuje na ich bazie zbudować historię o wybuchu - powiedział. Jak wskazał, prezentacja "mija się z prawdą o tym, że samolot nie uderzył w brzozę".
- Byłem dwukrotnie w Smoleńsku. Z tego, co się orientuję, nikt z komisji nie był. Nikt naocznie nie widział tej brzozy. Na zdjęciach możemy sobie oglądać różne rzeczy, ale warto byłoby pojechać i zobaczyć na miejscu, jakie to jest gigantyczne drzewo i zwrócić uwagę, jak dużo wcześniej przed tą brzozą jest ścierniskiem ścięty las drzew - opowiadał. Dodał, że "próba wciskania nam kitu, że samolot był poniżej, jest po prostu nieprawdą".
- Zaczynam się bulwersować, dlaczego my publicznie jesteśmy taką ilością nieprawdziwych informacji bombardowani - powiedział.
"Nie wolno tak postępować"
Miller podkreślał, że "od kilkudziesięciu lat zdarzają się przypadki, że ludzie stawiają hipotezę przed badaniem przyczyny czegoś, co zaskakuje". - Później jest im trudno się z tego wycofać i zaczynają wyszukiwać coraz bardziej nadzwyczajne sytuacje, by w jakiś sposób ratowały ich przed kompromitacją - komentował.
- Tym razem też mamy do czynienia z takim przypadkiem. Szkoda tylko, że jest to coś, co uderza w tyle rodzin, które straciły swoich najbliższych. Nie wolno tak postępować - zaznaczył. - To jest ciągłe rozgrzebywanie ran. Tak po prostu etyka nie pozwala się zachowywać - dodał.
- Chyba wystarczy już tych wszystkich pomysłów. Skupmy się na tym, żeby wyjaśnić te rzeczy, które możliwe, że zmieniająca się technika otworzy - wskazywał. - Nie opowiadajmy bzdur o jakichś bombach - apelował.
"To jest po prostu brak klasy"
Maciej Komorowski ocenił, że "na pewno dzisiaj, z perspektywy tych siedmiu lat, są rzeczy, które komisja pana Millera zrobiłaby może odrobinę inaczej". - Uważam, że zawsze w każdej sprawie można zrobić więcej - podkreślił. Zastrzegł przy tym, że nie podważa ustaleń komisji. - Uważam, że na dzień dzisiejszy moja wiedza jest zaspokojona, aczkolwiek każdy tego typu film (jak zaprezentowany przez podkomisję - red.) wzbudzają w ludziach niepewność - ocenił.
- Jest ogromna rzesza Polaków, którzy są niedoinformowani. Wiem, bo ludzie ze mną rozmawiają, pytają i oni po prostu nie wiedzą, co myśleć - mówił.
Zapytany o to, czy czuje, że katastrofa została zawłaszczona przez jedną stronę, Komorowski przyznał, iż ma "jeden żal" dotyczący poniedziałkowych obchodów rocznicy tragedii. - Politycy mówią o pojednaniu, a w następnym zdaniu już dzielą Polskę na tych złych i tych dobrych; tych gorszego sortu i lepszego; lepsza część społeczeństwa odczuwa ból. Nie wiem, w której jestem ja, bo ja odczuwam ból, ale nie wiem, czy zaliczam się do lepszej czy gorszej, chociaż ani ja z PO, ani z PiS, ani z żadnej innej partii - mówił.
- Zabolało mnie to, że wszyscy ci politycy grzecznie wyprostowani stoją w kościele i modlą się, a wiara chrześcijańska nakazuje pojednanie. Dlaczego nikt z rodzin tych nie-pisowskich nie został zaproszony? - pytał.
- Ktoś, kto chce pokazać, że jednoczy i łączy jest świętszy niż sam papież. Wyciąga rękę pierwszy, wysyła zaproszenie. Wydaje mi się, że pięknym gestem byłoby, gdyby te rodziny zostały zaproszone na mszę. Nie dostałem nic - powiedział. - Nie czuję się pokrzywdzony, ale uważam, że to jest po prostu brak klasy - ocenił.
ZOBACZ CAŁY PROGRAM "KROPKA NAD I":
Autor: kg/tr / Źródło: tvn24