Nie każdy ma tak dobrze jak Iga Świątek, której ojciec kocha sport, szanuje i rozumie. Droga do zawodowego tenisa Jeleny Dokić była koszmarem. Miała zostać mistrzynią, cena nie grała roli. Była bita, wyzywana i poniżana przez ojca niemal każdego dnia. Mistrzynią nie została. Andre Agassi został, ale kort nazywał więzieniem.
Dziś Tomasz Świątek imponującej karierze Igi przygląda się z boku. Swoje zrobił, pomagał i wspierał z całych sił, kiedy jego pomoc była potrzebna najbardziej. Do niczego nie zmuszał.
Jelena Dokić i Andre Agassi wyboru nie mieli. W ich przypadku wyrzeczenia, w tym sporcie konieczne i normalne, były niczym w porównaniu z piekłem, do którego zabrali ich ojcowie.
26. piętro
28 kwietnia 2022 roku. Mijają lata, dramat wciąż trwa.
Jelena znów wychodzi na balkon. Znów staje przy balustradzie, wychyla się. Tym razem to 26. piętro, pod nią przepaść. Nicość. Nie ma już sił. Nie ma ochoty. Koniec cierpienia, tu i teraz.
Dwie dekady wcześniej była czołową tenisistką świata, świecącą gwiazdą, która dotarła do półfinału Wimbledonu, turnieju najbardziej prestiżowego z prestiżowych.
Nie chce o tym pamiętać, o tych latach horroru. Chce skoczyć. Chce zniknąć.
Smok z sercem z kamienia
Andre Agassi - urodzony 29 kwietnia 1970; najwyższe miejsce w rankingu ATP: 1.; największe sukcesy: 8 wygranych turniejów wielkoszlemowych - Australian Open (1995, 2000, 2001, 2003), Roland Garros (1999), Wimbledon (1992), US Open (1994, 1999); zarobki na korcie: 31 152 975 dolarów.
Ma siedem lat. Rakieta jest wielka, on mały. Tenisa nienawidzi, kort to dla niego więzienie, klatka, z której nie może się uwolnić. Ojciec, Mike Agassi, postanowił, że syn ma grać, ma zostać numerem 1 - i wiadomo, że od tego planu nie odwiedzie go absolutnie nic. Koniec, kropka. Chłopiec może sobie narzekać, może płakać i dramatyzować. Marsz na trening.
Agassi senior wierzy w matematykę, w liczby, więc wszystko dokładnie już wyliczył. Jeżeli Andre odbije piłeczkę dwa i pół tysiąca razy każdego dnia, 17 i pół tysiąca razy tygodniowo, to rocznie odbić będzie prawie milion. MILION. Takiego zawodnika nie pokona nikt. Mike skonstruował urządzenie do wyrzucania piłek, które syn nazywa Smokiem. Dla siedmiolatka ta stojąca naprzeciwko konstrukcja, to potwór. Potwór, który oddycha, ma serce z kamienia i zionie ogniem. Pokonać go nie sposób.
Mike krzyczy po każdym uderzeniu, czasami dwa razy, czasami dziesięć - tak głośno, że słychać go w całej okolicy, a przerażonemu chłopcu drżą ręce. - Wyżej! Szybciej! Dokładniej!
Koszmar, katusze. Andre najchętniej by uciekł, pobawił się z rodzeństwem lub kolegami, był zwyczajnym dzieckiem. Ale wie, że ojciec i tak by go dopadł, do upadłego ganiałby go z rakietą przygotowaną do ciosu.
- Szybciej, nie słyszysz! Wyżej! Dokładniej! Ruszaj się, siatka to teraz twój najgroźniejszy rywal!
Ojciec zawiesił tego rywala znacznie wyżej, niż mówią przepisy. Ma być jeszcze trudniej. Chłopca bolą dłonie, pieką barki, ze zmęczenia nie widzi drugiej części kortu. Nieważne. dwa i pół tysiąca to dwa i pół tysiąca.
Groźba granatem
Jelena Dokić - urodzona 12 kwietnia 1983; najwyższe miejsce w rankingu WTA: 4.; największy sukces: półfinał turnieju wielkoszlemowego - Wimbledon 2000; zarobki na korcie: 4 481 044 dolarów.
Jelena bita jest niemal każdego dnia, ojciec maltretuje ją i fizycznie, i psychicznie. Dzień w dzień zastraszana, wyzywana, poniżana. Płacze, bo wyjścia z tej sytuacji nie ma, przynajmniej ona - dziewczynka jeszcze - go nie widzi. Jej ojciec, Damir Dokić, to potwór. Córkę trenuje sam, sam zaplanował, że zrobi z niej mistrzynię. Cena, jaką przyjdzie za to zapłacić, nie ma dla niego znaczenia.
Rodzina przeniosła się do Australii z dawnej Jugosławii w pierwszej połowie lat 90., w poszukiwaniu spokoju i lepszego życia. Talentem do tenisa Jelena dysponowała ogromnym, nikt jednak nie wiedział, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami, kiedy zostaje sam na sam z ojcem.
Lista jego ekscesów i niegodziwości jest długa. W sezonie 1999, w czasie turnieju w Birmingham, zasiadł na trybunach kompletnie pijany. Sędziów wyzywał od nazistów, za co ostatecznie został z wyrzucony z obiektu. W proteście usiadł na środku jezdni, blokując ruch. Dzień zakończył w areszcie. Rok później, kiedy trwało wielkoszlemowe US Open, w stołówce dla graczy zwyzywał szefa kuchni, plastikową akredytacją cisnął w jednego z oficjeli, a innego zaatakował telefonem. W czerwcu 2009 roku granatem ręcznym groził ambasador Australii w Serbii, za co skazany został na 15 miesięcy więzienia. Po drugiej apelacji karę zmniejszono do 12 miesięcy.
Niestety, to tylko wierzchołek góry. Najbardziej cierpiała jego nastoletnia córka. Po jednej z porażek bił ją tak długo i tak mocno, że straciła przytomność. W biografii "Niezniszczalna" wyznała potem, że ciągle spadały na nią razy wydzielane skórzanym pasem. Było plucie w twarz, szarpanie za włosy, ciągnięcie za uszy. Za słabą grę, za zbyt małe zaangażowanie, za to, że wpadł akurat w zły humor. Po przegranym przez córkę półfinale Wimbledonu 2000 zabronił jej wrócić do hotelu. Zamierzała nocować na terenie kortów, na szczęście nocleg załatwili jej organizatorzy.
"Najgorszy był i tak ból psychiczny" - pisze w biografii Jelena. "Kiedy masz 11 albo 12 lat i słyszysz od ojca te wszystkie wstrętne słowa... Ku... i suką nazywał mnie już wcześniej, to było straszniejsze od bicia".
"Tylko ani słowa matce"
Andre gorzej niż na korcie czuł się tylko w jednym miejscu - w samochodzie ojca. W swojej książce ("Open. Autobiografia tenisisty") przywołuje wyjazd po mamę do jej biura. Najzwyklejszy wyjazd po mamę, by nie wracała autobusem. A skończył się fatalnie.
Są w drodze, Agassi senior najwidoczniej zapomina o kierunkowskazie, skoro po zmianie pasa trąbi na niego kierowca ciężarówki. Mike bez zastanowienia wyciąga ku niemu palec, wiadomo który. Tamten w odpowiedzi krzyczy coś wulgarnego. Obaj zatrzymują samochody, wyskakują na ulicę, zaczyna się bójka.
Trwa krótko. Mike Agassi to były pięściarz, dwukrotny olimpijczyk, z igrzysk w roku 1948 i 1952. Reprezentował Iran, nazywał się wtedy Emanoul Aghassian. Do USA wyemigrował pod koniec roku 1952, od 1963 zamieszkał z rodziną w Las Vegas, gdzie został kelnerem w luksusowym hotelu. Obok domu sam wybudował kort i zaplanował, że jedno z czworga jego dzieci zostanie tenisistą. Pozostałej trójce, niedysponującej takim talentem jak Andre, powtarzał, że są łamagami i nieudacznikami. Później przyznał, że były "królikami doświadczalnymi".
- Tylko ani słowa matce - mówi do syna, kiedy wraca do samochodu, a powalony nokautującym podbródkowym kierowca ciężarówki leży na jezdni.
"Byłem przekonany, że go zabił" - pisze Andre w swojej książce.
Od ojca uwolni się jako 13-latek, kiedy trafi do słynnej akademii tenisowej Nicka Bollettieriego na Florydzie. Rodzinę stać będzie na opłacenie tylko trzech miesięcy pobytu, ale po 30 minutach pierwszych zajęć Mike usłyszy, że jego syn jest tak dobry, że wszystko dostanie za darmo.
Zawodowcem Andre zostanie trzy lata później. Spełni marzenie ojca - będzie najlepszy.
"Planem B jest szkoła"
Iga Świątek - urodzona 31 maja 2001; najwyższe miejsce w rankingu WTA: 1., największe sukcesy: 2 wygrane turnieje wielkoszlemowe - Roland Garros (2020, 2022); dotychczasowe zarobki na korcie (kariera trwa): 11 256 372 dolarów.
Tomasz Świątek, tata Igi, gwiazdy tenisa teraz najjaśniejszej, to były olimpijczyk - w Seulu w 1988 roku wiosłował w czwórce podwójnej. Sport kocha i rozumie, nie dziwi zatem, że zachęcał do niego obie córki, Igę i o trzy lata starszą Agatę. Ta młodsza do klubu tenisowego trafiła jako 6-latka. Spodobało się, to był strzał w dziesiątkę. Wcześniej próbowała pływania, ale za wodą nie przepadała.
- Jasne, czasem zazdrościłam koleżankom i kolegom, gdy umawiali się na przykład na grę w piłkę, a ja nie mogłam, bo trening. Na tych zajęciach bardzo dobrze się jednak bawiłam. I szybko zrozumiałam, że robię coś wyjątkowego i naprawdę fajnego - wspominała.
Sport w nauce jej nie przeszkadzał. W podstawówce była prymuską, w niepublicznym, autorskim Liceum Ogólnokształcącym nr 42 w Warszawie - też. Na treningi zawoził ją tata, ona na tylnym siedzeniu zjadała z menażki obiad, a potem czytała, bo książki lubi od zawsze.
Pan Tomasz po zakończeniu kariery z jednej pracy zrezygnował i postawił na własną działalność w branży biurowej. Przyznawał, że miewał problemy finansowe. - Nie oszukujmy się, zdobycie sponsora dla 13-, 14-latki jest bardzo trudne. Jeśli ktoś się zgłosi, to na zasadzie: mógłbym zainwestować, ale pod warunkiem jakiegoś zwrotu w przyszłości. Takich osób, które są w stanie wyłożyć bezinteresownie środki w krótkim lub dłuższym okresie bezpowrotnie, można policzyć na palcach jednej ręki - tłumaczył na łamach eurosport.pl w październiku 2020 roku.
W roku 2016 roku Świątkowie rozpoczęli współpracę z agencją Warsaw Sports Group, zajmującą się wychowywaniem i promowaniem przyszłych gwiazd tenisa. W jej ramach agencja wzięła na siebie ciężar finansowania kariery Igi. - Wykładaliśmy pieniądze na wszystko. Od trenerów, na korty, wyjazdy, dietę, po szkołę. Nie mogę powiedzieć, ile dokładnie przeznaczyliśmy, ale miesięcznie to był koszt rzędu od kilku do kilkudziesięciu tysięcy złotych - opowiadał w tym samym tekście Artur Bochenek, prezes WSG.
W maju 2019 pojawiła się informacja, że Tomasz Świątek postanowił współpracę zakończyć. - Proponowali złote góry, zapewniali, że wszystko będą finansować, a my będziemy rozliczać się z pieniędzy, które Iga zarobi na korcie. Ten układ funkcjonował do momentu, gdy poprosiłem, po półtora roku, o raport, choć powinienem dostawać go częściej. Jak zacząłem analizować jego treść, zorientowałem się, że było w nim, niestety, dużo nieścisłości - wyjaśnił ojciec Igi.
Ostatecznie strony osiągnęły porozumienie dopiero rok temu zawierając ugodę.
Czy mieli plan na wypadek, gdyby z kariery, tej światowej, nic nie wyszło? - Planem B jest szkoła - stwierdziła Iga, jeszcze w roku 2016, kiedy jako 15-latka gościła w studiu "Dzień Dobry TVN".
"Tata nie był żadnym tyranem"
Urszula Radwańska - urodzona 7 grudnia 1990; najwyższe miejsce w rankingu WTA: 29.; największe sukcesy: drugie rundy we wszystkich czterech turniejach wielkoszlemowych; dotychczasowe zarobki na korcie (kariera trwa): 2 085 476 dolarów.
Kiedy Agnieszka i Urszula Radwańskie były już dorosłe i z ojcem, panem Robertem, od dawna nie trenowały, powiedziały mu, że w życiu prywatnym bardzo im go brakowało. Mocne wyznanie. Szczere i smutne. - Prawdziwe, bo przede wszystkim był trenerem, nie tatą - wyznała Urszula w rozmowie z eurosport.pl w grudniu 2021 roku. - Nie pamiętam, by czytał nam bajki na dobranoc. Do kina też raczej z nim nie chodziłyśmy. Zabierał nas na kort, nasze życie od zawsze związane było z tenisem.
Ula od razu zastrzegła, że tata nie był żadnym tyranem. - Bardzo fajnie, bardzo umiejętnie umiał nas do sportu zachęcić. Mówił na przykład, że która z nas dzisiaj wygra, ta dostanie lizaka. A potem lizaki i tak kupował dwa, i dla mnie, i dla Agi. Jakoś tak to ułożył, że same chciałyśmy na te treningi chodzić. Wszystko zawdzięczamy tacie, jego uporowi. Zawsze w nas wierzył i dzięki niemu my też wierzyłyśmy, choć naprawdę z wielu stron słyszałyśmy, że z tych chudziutkich dziewczynek nic nie będzie. On nas przed tym chronił. Bywało ciężko, zwłaszcza finansowo, ale te wspomnienia i tak są miłe. Najbardziej zapamiętałam podróże naszej czwórki na turnieje oplem corsą. Niezbyt obszerna maszyna, a poza czterema osobami musiały się tam zmieścić i bagaże. Kiedy samochód był zapakowany pod dach, nie widziałyśmy się z Agą na tylnym siedzeniu. W jedną stronę jechaliśmy autostradą, a wracaliśmy już bocznymi drogami, bo na autostradę nie było nas stać - opowiadała Ula.
Skomentowała i inne zdanie wypowiedziane przez pana Radwańskiego, kiedy z Agnieszką były nastolatkami. Na pytanie, co by było, gdyby któraś z córek oświadczyła, że nie idzie na trening, a na randkę, odpowiedź ojca padła błyskawicznie, była krótka i precyzyjna - "nie ma takiej możliwości". - Żaden chłopak nigdy nie powiedział, że albo on, albo sport. Nie było potrzeby. Poza tym obie dosyć szybko wyprowadziłyśmy się od rodziców - Aga miała lat 19, a ja 18. Chciałyśmy oddzielić nasze życie prywatne od tego na korcie, bo tata rzeczywiście wszystko chciał kontrolować, co na pewnym etapie przestałyśmy już akceptować. W każdym razie na treningu zawsze się zjawiałyśmy - tłumaczyła Ula.
Agnieszka przebogatą w sukcesy karierę już zakończyła, Urszula stara się wrócić na dawny poziom, kiedy była w czołowej trzydziestce światowego rankingu. Ostatnie Boże Narodzenie spędziła z dala od najbliższych, w Dubaju, gdzie trenowała przed kwalifikacjami Australian Open. - Rodzinne święta muszą jeszcze zaczekać, najważniejszy wciąż jest tenis - przyznała.
"Tenis daje więcej, niż zabiera"
Agnieszka Radwańska - urodzona 6 marca 1989; najwyższe miejsce w rankingu WTA: 2.; największe sukcesy: zwycięstwo w WTA Finals (2015), finał Wimbledonu (2012), półfinał Australian Open (2014, 2016); zarobki na korcie: 27 683 807 dolarów.
Dzwonię do Agnieszki, do - choć brzmi to bardzo dziwnie - sportowej emerytki. Akurat jest na spacerze z synkiem, mamą została w roku 2020.
- Czułaś ten ciężar, tę presję, że musisz wygrywać, skoro cała rodzina poświęca twojej karierze tyle czasu, emocji, a przede wszystkim pieniędzy?
Dłuższa cisza w słuchawce.
- Tak, czułam, wiedziałam przecież, jak duże pieniądze rodzice we mnie zainwestowali. A u nas było to razy dwa, bo trenowała także Ula - odpowiada po namyśle. - Jako dziewczynka chciałam wygrać każdy kolejny mecz, w tych małych turniejach, bo wiedziałam, że da mi to możliwość wyjazdu i grania w następnym. Za zwycięstwo dostawałam kilkaset dolarów i tę końcówkę zawsze zostawiałam sobie, jako kieszonkowe. Powiedzmy, że zarobiłam 750 - 50 brałam ja, a 700 szło do rodzinnej kasy.
- Co tenis zabrał ci w tych początkach, kiedy byłaś dziewczynką i nastolatką?
Tu odpowiedź pada natychmiast. - Cały wolny czas, to na pewno. Szkoła i treningi, tak wyglądało moje życie. Po szkole biegłam, ale naprawdę naprawdę biegłam do domu, zjadałam obiad i na kort. Potem odrabianie lekcji i spać. A od rana to samo. W weekendy wyjazdy na zawody. Koleżanki i koledzy z klasy chodzili na urodziny, do kina, na imprezy. Ja i Ula na kort. Żadnych wakacji, tylko treningi i turnieje, nie byłam nawet na swojej studniówce. Na pierwsze wakacje pojechałam jako 19-latka, z Ulą i naszą przyjaciółką.
- Chciałabyś, żeby twój syn został tenisistą? Żeby tak wyglądało jego dzieciństwo i młodość?
- Tak, mimo wszystko tak, bo tenis więcej daje, niż zabiera. Bardzo bym chciała zobaczyć go na światowych kortach. Grać będzie umiał na pewno, zadbam o to, ale gwarancji, czy osiągnie ten najwyższy poziom, nie ma przecież żadnych. Start czeka go nieporównywalnie łatwiejszy od mojego i Uli, bo o pieniądze martwić się nie będziemy. A jeżeli talentu mu zabraknie, to będzie grał dla przyjemności jak miliony ludzi.
"Do celu nie można dążyć po trupach"
Czy tenisowego mistrza da się wychować i ukształtować bez tracenia po drodze dzieciństwa, bez aż tak wielkich wyrzeczeń? Jaka jest tu rola rodziców?
- Do celu nie można dążyć po trupach. Nie można realizować swoich nadmiernych ambicji poprzez cierpienie dziecka - mówi Dariusz Nowicki, psycholog sportu klasy mistrzowskiej, współpracujący z profesorem Janem Blecharzem, tym samym, który pomagał przed laty Adamowi Małyszowi. - Rodzic przede wszystkim powinien stworzyć dziecku pozytywny klimat do rozwoju. Niestety, w obliczu tych milionów dolarów ciągle w tenisie wymienianych niektórzy są w stanie poświęcić szczęście syna lub córki. Zdecydowanie większy nacisk powinien być kładziony na kształcenie dorosłych - by byli lepszymi rodzicami młodego sportowca, by zrozumieli, w jaki sposób mogą go wspierać. A ostatnio ważna i dostrzegalna staje się pomoc psychologiczna, już w tej wstępnej fazie kariery.
Nowicki zwraca uwagę, że u wielu nastoletnich zawodników i zawodniczek pojawia się syndrom chronicznego zmęczenia. - Coraz częściej stosuje się tu nazwę "zmęczenie natury depresyjnej", które prowadzi do wypalenia i przedwczesnego zakończenia kariery - tłumaczy. - Jeżeli spojrzymy na to, jak dużo dzieci trenuje tenis, a jaka garstka dociera do poziomu międzynarodowego, to zdecydowanie coś jest nie tak, chociaż nie zapominam tu i o ogromnej konkurencji, i wysokich nakładach finansowych. Zawsze brakuje czasu na właściwą regenerację psychofizyczną, dzieciaki są więc w stanie chronicznego stresu, a ich układ nerwowy dopiero się przecież kształtuje. W turniejach, w tych początkach, często same sobie sędziują. Tak, to ta grająca dwójka określa, czy piłka była w polu, czy na aucie, co powoduje dodatkową presję, podwójną odpowiedzialność za wynik. Według mnie, i obciążeń, i wyrzeczeń jest w tej dyscyplinie za dużo. Dlatego tak ważne, wręcz kluczowe, są relacje rodzinne i relacja trener - zawodnik. Powtórzę, do celu nie można dążyć po trupach - podkreśla psycholog.
"Tylko łzy, smutek, depresja, niepokój i ból"
Po zakończeniu kariery problemy Jeleny Dokić nie opuściły. Wciąż mierzy się z depresją, tkwi w szponach tej strasznej choroby. O pierwszej próbie samobójczej wspomniała w swojej biografii. Wówczas też chciała skoczyć z balkonu, jak teraz - jak 28 kwietnia roku 2022.
Ten ostatni dramat opisała w mediach społecznościowych. Swoim cierpieniem i walką z demonami chce się dzielić w fanami. Chce pomóc sobie i innym potrzebującym. Jej słowa są poruszające. Szczere.
"Nigdy nie zapomnę tego dnia. Wszystko jest zamazane. Wszystko jest ciemne. Żaden dźwięk, żaden obraz. Nic nie ma sensu... Tylko łzy, smutek, depresja, niepokój i ból. Ostatnich sześć miesięcy było trudne. Ciągłe płakanie, wszędzie. Od ukrywania się w łazience w pracy i ocierania łez, by nikt ich nie widział, aż po ciągły i nieustający płacz w moich czterech ścianach. To było nie do zniesienia. (...) Po prostu chciałam, aby ból i cierpienie się skończyły. (...) Otrzymałam profesjonalną pomoc, która uratowała mi życie. Nie jest to łatwe do napisania, ale zawsze byłam otwarta i szczera wobec was. Głęboko wierzę, że moc dzielenia się naszymi historiami może pomóc przejść przez różne sytuacje i możemy pomóc sobie nawzajem. Piszę to, bo wiem, że nie jestem jedyną osobą, która się z tym zmaga. Po prostu wiedzcie, że nie jesteście sami. Nie powiem, że u mnie wszystko układa się świetnie, ale zdecydowanie jestem na drodze do wyzdrowienia. (...) Kocham was wszystkich. Walczę, by przetrwać i zobaczyć kolejny dzień. Wrócę silniejsza niż kiedykolwiek".
Tak napisała półfinalistka Wimbledonu. Gwiazda podziwiana wtedy przez miliony.
Z ojcem kontakty zerwała dawno temu, kiedy znowu uderzył ją po przegranym meczu. Wreszcie znalazła na to i siłę, i odwagę. Mszcząc się na córce, pan Damir odciął ją od kontaktów z młodszym bratem. Za każde z nim spotkanie Jelena musiała ojcu zapłacić.
- Rodziców się nie wybiera, a ja nie zrobiłam nic złego - oświadczyła niedawno.
Senior Agassi zmieniłby tylko jedno
Andre Agassi po zakończeniu kariery spełnia się w działalności charytatywnej. Już po tym, jak przestał grać, usłyszał od ojca:
- Słuchaj, jeżeli mógłbym cofnąć czas, zmieniłby tylko jedno.
- Co takiego, tato?
- Nie pozwoliłbym ci trenować tenisa.
- O, dlaczego?
- Gdybyś został golfistą albo bejsbolistą, grałbyś dłużej. I zarobiłbyś więcej pieniędzy.
Autorka/Autor: Rafał Kazimierczak
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Art SEITZ/Gamma-Rapho via Getty Images