Mateusz Morawiecki, zanim stał się politykiem walczącym między innymi o repolonizację gospodarki, był prezesem banku, znajdującego się w rękach zagranicznego kapitału. Dziennikarz "Czarno na Białym" prześledził przemianę poglądów premiera nie tylko w tej sprawie, ale także na temat kredytów udzielanych we frankach.
20 lat temu Mateusz Morawiecki był radnym Sejmiku Dolnośląskiego z ramienia AWS. Właśnie w tym czasie, dzięki swoim kontaktom politycznym, rozpoczynał pracę w banku, dla którego zostawił posadę w Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej.
- On przychodził z zupełnie innej pracy, dlatego trudno mówić, że miał jakieś doświadczenie. Zdobywał je w banku – wspomina współpracę z Morawieckim Piotr Gajdziński, wieloletni rzecznik Banku Zachodniego WBK.
Wspinaczka po bankowej drabinie
Morawiecki z wykształcenia historyk, ale z dyplomem MBA, i ze stażem w Niemieckim Banku Federalnym. Zaczynał pracę w Banku Zachodnim, do polowy lat 90. państwowym, a potem sprywatyzowanym przez irlandzką grupę banków, która w 2001 roku utworzyła BZ WBK. Po połączeniu z Wielkopolskim Bankiem Kredytowym siedem lat temu bank ten został sprzedany hiszpańskiej grupie Santander.
Obecny premier karierę w banku zaczął od stanowiska doradcy prezesa. Potem był dyrektorem działu, członkiem zarządu do spraw informatyki i administracji, aż w 2007 roku został prezesem. Zastąpił na tym stanowisku wieloletniego szefa banku Jacka Ksenia.
- Bank był dobrze poukładany, działał jak dobrze naoliwiony mechanizm, czego należało nie popsuć, co nie było też takie trudne, ale nie było też łatwe – twierdzi Gajdziński.
Mateusz Morawiecki jako prezes utrzymał, jego zdaniem, Bank Zachodni w dobrej kondycji, a szefem był wymagającym. Do swoich współpracowników wysyłał nietypowe SMS-y, o nietypowych porach.
- Ja kiedyś dostałem SMS-a o godzinie 19 31 grudnia, że muszę coś pilnie zrobić. Prezes rozsyłał też SMS-y, co może być ciekawe z dzisiejszego punktu widzenia, z rocznicą Bitwy Warszawskiej, czy urodzinami Józefa Piłsudskiego – wspomina Gajdziński.
W środowisku artystów kierowany przez Morawieckiego bank był nazywamy nieformalnym ministerstwem kultury. Prezes chętnie sponsorował patriotyczne produkcje i przedsięwzięcia.
Zmiana oblicza
W środowisku ekonomicznym z kolei Morawiecki miał pokazywać zupełnie odmienne od dzisiejszego oblicze. Szczególnie, gdy został członkiem Rady Ekonomicznej przy premierze Donaldzie Tusku. To tam Morawieckiego poznał Bogusław Grabowski, wówczas także członek Rady.
- Zdecydowanie popierał liberalną politykę, rozwiązania prywatyzacyjne, wszystko to co się w III RP w zakresie gospodarki działo – przekonuje Grabowski. - Jak teraz oglądam premiera Morawieckiego, to wspominam to jak słynną opowieść o Doktorze Jekyllu i Mr Hydzie. To są kompletne różne osoby – dodaje ekonomista i były członek Rady Polityki Pieniężnej.
Dziś Mateusz Morawiecki, który właśnie w III RP robił karierę bankową, i w której jako prezes komercyjnego banku miał zarobić miliony złotych, ją atakuje.
Obecny premier krytykuje poprzedników z rządu PO-PSL za wyprzedawanie państwowego majątku.
- Zabrakło nam odwagi i wyobraźni. Beneficjentem prywatyzacji polskiej - tak się stało - były w ogromnej większości firmy zagraniczne - mówił Morawiecki w 2016 roku, jeszcze jako minister finansów.
Kontrowersyjna prywatyzacja
Poprzednicy pytają obecnego premiera, który teraz wspiera polski kapitał, o jego rolę w prywatyzacji Ciechu - państwowego chemicznego giganta - w którym pakiet kontrolny akcji kupiła cztery lata temu zarejestrowana w Luksemburgu firma, nieżyjącego biznesmena Jana Kulczyka.
To prywatyzacja, w sprawie której CBA zatrzymało sześć osób, w tym ówczesnego wiceministra skarbu, i która według prokuratury miała narazić skarb państwa na straty w wysokości nawet 100 milionów złotych. Dla PiS stała się jedną z największych afer rządu Platformy. Jednak, jak wynika z dokumentów, w sprzedaży akcji pośredniczył Dom Maklerski Banku Zachodniego WBK.
Co więcej, według informacji spółki Kulczyk Investments, kredyt na zakup akcji Ciechu dały dwa banki, w tym bank kierowany w 2014 roku przez Mateusza Morawieckiego.
Sam premier nie skomentował tej sprawy w swoim expose, nie został również w sprawie prywatyzacji Ciechu przesłuchany.
- Biorąc pod uwagę sumę, jaką pożyczał Kulczyk Investmets na zakup Ciechu, Morawiecki musiał o tym kredycie wiedzieć. Na pewno nie odbyło się to bez jego zgody, czy nawet wyraźnej aprobaty – twierdzi Radosław Omachel, dziennikarz Newsweeka.
Przypomina, że premier Morawiecki sam zresztą pod koniec lat 90. zaczynał prace w Banku Zachodnim, który właśnie wtedy został sprywatyzowany przez irlandzkiego inwestora. Dziś szef rządu uważa, że akurat ta prywatyzacja była słuszna.
"Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia"
To właśnie za czasów prezesury Morawieckiego irlandzki właściciel sprzedał jego akcje hiszpańskiej spółce Santander.
Tylko w 2012 roku bank z nowym właścicielem osiągnął zysk w wysokości prawie dwóch miliardów złotych. Z tego tytułu zapłacił w Polsce 400 milionów złotych podatku. Prawie dwa razy tyle wyniosła wypłacona wówczas akcjonariuszom dywidenda. Prawie w całości popłynęła do hiszpańskiego właściciela.
- Musimy płacić odsetki od kapitału, dywidendy (…). Blisko 90 mld (zł – red.) co roku wypływa z Polski (...). To prawie dwukrotność deficytu budżetowego, czyli gigantyczna suma – mówił o prywatyzacji klika lat później Morawiecki, już jako minister finansów.
- Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia – ocenia Maciej Stańczuk, były prezes Westbanku.
W prywatyzacji banków w Polsce nie widzi nic złego. Szczególnie na początku transformacji. – To były decyzje fundamentalne dotyczące gospodarczego rozwoju Polski – twierdzi.
Zdaniem Stańczuka premier wiedział to, gdy był prezesem komercyjnego banku, ale gdy dziś ogłasza odkupienie od włoskiego właściciela banku Pekao SA przez państwowy PZU, mówi co innego.
Największa przemiana Morawieckiego
Jednak największa przemiana premiera i byłego prezesa nastąpiła w sprawie kredytów we frankach szwajcarskich. Na początku roku premier ogłosił, że kierowany przez niego bank takich kredytów nie przyznawał. Pół roku później przyznał jednak, że było inaczej.
- Brak prawdomówności pana premiera jest jego cechą charakterystyczną jako uczestnika PiS i tego rządu – przekonuje Grabowski.
Mateusz Morawiecki, premier rządu PiS - partii, która w poprzedniej kampanii wyborczej krytykowała poprzedników za brak pomocy frankowiczom - tak uzasadniał decyzje banku o przydzielaniu kredytów we frankach szwajcarskich: - Ze względu na to, że utraciliśmy wtedy, jako bank, udział w rynku z dwunastu procent do dwóch, to wszystkie te banki w ostatniej fazie dla swoich najlepszych klientów, wybranych klientów, rzeczywiście bardzo niewielkie kwoty tych kredytów udzielały.
- To nie było absolutnie konieczne – ocenia Maciej Stańczuk.
Według danych Komisji Nadzoru Finansowego Bank Zachodni WBK w 2007 roku, czyli wtedy, gdy zaczął udzielać kredytów we frankach, miał silną pozycję na rynku i z zyskiem netto ponad 900 mln złotych zajmował 3. miejsce w rankingu. Tuż za bankiem Pekao SA, który kredytów we frankach nie przyznawał.
Stańczuk twierdzi, że kredytów we frankach można było uniknąć, bez wpływu na normalne funkcjonowanie banku. – To była epizodyczna działalność dla Banku Zachodniego, mimo że w ograniczonym zakresie uczestniczył w wyścigu szczurów o zdobycie jak najsilniejszej pozycji w kredytach hipotecznych. I tak ten bank zawsze piął się w statystykach do góry – przypomina.
Hipokryzja premiera
W 2008 roku w piśmie do Związku Banków Polskich prezes Morawiecki zwracał uwagę na poważne ryzyko w sprawie kredytów bankowych, a w wywiadach w 2009 roku apelował, aby z kredytami w szwajcarskiej walucie skończyć. Choć, jak wynika z publikacji prasowych, w 2008 roku taki kredyt miała wziąć jego małżonka.
Pożyczkę na dom w wysokości niemal dwóch milionów franków szwajcarskich przyznał Morawieckim właśnie BZ WBK. Jego prezesem był wtedy dzisiejszy premier.
Wtedy bankier, dziś polityk, o tym publicznie nie wspomina.
Jak ujawniają jego byli współpracownicy, do wielkiej polityki chciał wejść od dawna.
- Od początku miał plan na siebie i z żelazną konsekwencją go realizował – twierdzi Piotr Gajdziński.
Plan realizuje dalej. Bez oglądania się za siebie.
Autor: momo//plw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24