Pięć różnych maszyn i sześć przesiadek – przewiezienie polskiej delegacji z marszałkiem Bronisławem Komorowskim na czele okazało się potężną operacją logistyczną. Wszystko przez brak rządowych maszyn
Po stracie wojskowego tupolewa i w trakcie remontu drugiego dotarcie do Afganistanu jest poważnie utrudnione, bo bezpośredni lot cywilnej maszyny w rejon konfliktu jest niemożliwy. Bronisław Komorowski, tym razem jako głowa państwa, skorzystał z wyczarterowanego przez rząd brazylijskiego Embraera.
Problem w tym, że nie ma on zbyt dużego zasięgu i dotankowywać musiał już w Erewaniu. Następnie, o drugiej w nocy, zaczął się kolejny etap podroży do uzbeckiego Termez, gdzie na marszałka czekały już: wojskowy samolot, delegacja miejscowych władz i niespodzianka dla dziennikarzy.
Za mało miejsca
- Okazało się, że nie polecimy przygotowanym niemieckim samolotem transportowym, ale Casą i znowu okazało się, że są o dwa miejsca za mało i musimy wybierać, kto poleci dalej – relacjonuje Krzysztof Dąbrowski, operator TVN24
Ten organizacyjny problem i związana z nim decyzje nieco inaczej tłumaczył odpowiedzialny za wyjazd generał Stanisław Koziej. - Nie zmieścili się, ale po to, aby zapewnić bezpieczny lot aparatów powietrznych. Zbytnie przeciążenie ogranicza takie możliwości – wyjaśnił szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
Na pokład Casy weszli: minister Radosław Sikorski, minister Bogdan Klich, pełniący obowiązki prezydenta Bronisław Komorowski oraz ich ochrona. Wojskowa Casa dowiozła ich do stolicy Afganistanu, jednak do polskiej bazy wojskowej w Gazni dotarli dopiero amerykańskimi śmigłowcami.
Powrót czterema maszynami
Po obiedzie z wojskowymi zaczęła się powrotna droga przez mękę. Po amerykańskich śmigłowcach z Ghazni do Kabulu, pojawił się szwedzki Herkules, który jednak doleciał tylko do afgańskiego Mazari Szarif. Tam pomogli Niemcy, którzy polską delegację wywieźli Transallem do Uzbekistanu. Tam odbyła się przesiadka już na pokład polskiego samolotu, który jednak znowu musi się zatrzymać na dotankowanie w stolicy Armenii Erewaniu, by późną nocą dotrzeć w końcu do Warszawy.
- To jest kolejny dowód na to, że nie jest łatwo prowadzić misje na antypodach świata – podsumował marszałek. Jak z Afganistanu wrócą żołnierze, którzy nie dysponują vipowską logistyką, nie zdradził.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24