|

Jacek Żalek o kłamstwach Adama Bielana, słupie w NCBiR i zorganizowanej grupie przestępczej

Jacek Żalek
Jacek Żalek
Źródło: TVN24

W spotkaniach dotyczących Narodowego Centrum Badań i Rozwoju brali udział nie tylko minister funduszy i polityki regionalnej oraz jego zastępca, ale też prezes Partii Republikańskiej Adam Bielan. Tak twierdzi Jacek Żalek, były wiceszef resortu, który nadzorował NCBiR. W pierwszym wywiadzie po dymisji przedstawia swoją wersję wydarzeń wokół afery.

Artykuł dostępny w subskrypcji

O dofinansowaniach z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju zrobiło się głośno, gdy 2 lutego Radio Zet napisało o dotacji na 55 mln zł w ramach programu "Szybka Ścieżka - Innowacje Cyfrowe" dla firmy założonej krótko przed konkursem.

Krótko potem Michał Szczerba i Dariusz Joński zwrócili, w ramach kontroli poselskiej, uwagę na firmę, która w konkursie "Szybka Ścieżka" miała otrzymać 123 mln zł dofinansowania. 13 lutego Paweł Kuch przestał pełnić obowiązki dyrektora NCBR, a na stanowisku zastąpił go Jacek Orzeł.

NCBiR nadzorował Jacek Żalek, jako wiceminister funduszy i polityki regionalnej. Żalek pochodzi z Białegostoku, jest wiceprezesem Partii Republikańskiej Adama Bielana.

14 lutego poinformował, że "w odpowiedzi na doniesienia medialne (...) została wszczęta kontrola dotycząca prawidłowości stosowania procedur i przebiegu procesu w konkursie 'Szybka Ścieżka - Innowacje cyfrowe'".

Miesiąc później Onet opisał zeznania złożone przez Żalka w prokuraturze. Wiceminister miał zeznać, że w trakcie rozmów kierownictwa NCBR ustalano, "w jaki sposób Partia Republikańska miała zabezpieczyć się finansowo na wypadek przegranych wyborów parlamentarnych". Według tej relacji akcji nadano kryptonim "Czarny węgiel", a szefa republikanów Adama Bielana nazywano "sponsorem".

9 marca, w dniu publikacji Onetu, Jacek Żalek poinformował o złożeniu rezygnacji z ministerialnej funkcji "dla dobra toczącego się postępowania". Od tamtej pory konsekwentnie milczał.

Szef Partii Republikańskiej Adam Bielan, pytany po publikacjach już w lutym o sprawę dotacji z NCBR, stwierdził w rozmowie z "Faktami" TVN, że nie wie nic o konkursie, a dowiedział się o nim z mediów.

Pytany przez TVN24 czy rozmawiał o kwestiach personalnych w NCBiR, odparł zdawkowo: - Często post factum.

Premier Mateusz Morawiecki po wybuchu afery w NCBiR podziękował szefowi Partii Republikańskiej. - To właśnie dzięki działaniom pana prezesa Adama Bielana, szefa Partii Republikańskiej, która w naszym rządzie odpowiadała właśnie za NCBR poprzez jednego ze swoich wiceministrów, doszło do tego, że te procedury zadziałały i ani jedna złotówka nie została tutaj stracona - stwierdził szef rządu.

Grzegorz Łakomski, Robert Zieliński: Milczał pan przez kilka miesięcy.

Jacek Żalek: Podałem się do dymisji pod warunkiem wyjaśnienia wszystkich okoliczności sprawy i bezstronnego wskazania ewentualnych winnych. Niestety, powołanie w moje miejsce do ministerstwa asystentki europosła Adama Bielana jednoznacznie wskazuje na brak woli wyjaśnienia sprawy. Dlatego czuję się w obowiązku udzielenia opinii publicznej informacji, których zabrakło w wyjaśnieniach kierownictwa NCBiR i ministerstwa. W tej sytuacji nie mogę milczeć. Szczególnie ze względu na pracowników NCBiR, którzy mi zaufali i pomimo strachu, że zostaną zniszczeni za ujawnienie układu korumpującego NCBiR - zdecydowali się przekazać organom ścigania informacje i nagrania. Jestem gotów poświęcić karierę polityczną, by obnażyć od lat funkcjonujący patologiczny układ i mechanizm nadużyć w NCBiR.

Projekt Czarny Węgiel, mieszkanie wynajęte dla dyrektora NCBiR. O tych i innych nieprawidłowościach dowiedzieliśmy się z opisów nagranych rozmów najważniejszych ludzi w NCBiR. Te nagrania istnieją?

Tak. Zapoznałem się z nimi i wiem, że zostały złożone do prokuratury i do Najwyższej Izby Kontroli.

zalek fragm 2
Jacek Żalek: chciałem, żeby sprawa została dogłębnie wyjaśniona
Źródło: TVN24

Kto nagrywał?

Nie jestem uprawniony, żeby o tym mówić. Składałem wyczerpujące zeznania w prokuraturze i w NIK-u i mam nadzieję, że te materiały posłużą organom ścigania do tego, żeby wyciągnąć konsekwencje wobec winnych.

Na nagraniach jest prawdziwy obraz instytucji gospodarującej kilkoma miliardami publicznych środków?

To jest patologiczny obraz osób, które uzurpowały sobie prawo do sprywatyzowania instytucji publicznej, z pominięciem organów nadzoru i lekceważeniem ministra.

Z zapisu stenogramów ujawnionych przez media wynikało, że powstał tak zwany mały zarząd, czyli grupa całkowicie nieformalna, poza strukturą NCBiR i poza nadzorem ministerstwa. Ja, jako minister nadzorujący NCBiR, miałem o niej nie wiedzieć. Miał o niej nie wiedzieć również minister Grzegorz Puda. Decyzje miały zapadać za naszymi plecami, a nawet z pominięciem hierarchii w samym NCBiR. Wicedyrektor NCBiR [Hanna Strykowska - red.], która nie była akceptowana przez braci Kuchów [p.o. dyrektora NCBiR Pawła Kucha oraz jego brata Karola - red.] miała o niczym nie wiedzieć.

Adam Bielan, który w stenogramie był nazywany "sponsorem", miał wiedzieć o wszystkim, co działo się w dużym zarządzie składającym się z jego stronników. Natomiast działania małego zarządu, czyli grupy tworzonej przez braci Kuchów i prawników z kancelarii Karola Kucha, miały być tajne.

Pan potwierdza informacje ze stenogramów ujawnionych przez media?

Potwierdzam, miałem możliwość zapoznania się z ich treścią.

Kto wchodził w skład dużego zarządu?

Doradcy dyrektora NCBiR bezpośrednio związani z Adamem Bielanem, jak jego były asystent Ignacy Bobruk, jego prawnik Karol Kuch, współpracownik Tomasz Kawka czy Ireneusz Wesołowski.

Mały i duży zarząd to miała być ukryta struktura. Kojarzy mi się to ze zorganizowaną grupą przestępczą, która działa w oparciu o nieformalne zależności, a nie w oparciu o strukturę statutową NCBiR-u i ustawowe zależności wynikające z nadzoru ministerstwa.

Co łączy mecenasa Karola Kucha i eurodeputowanego Adama Bielana?

To wieloletni prawnik Bielana, są w zażyłych relacjach. Karol Kuch sam przyznał w mediach, że podsunął kandydaturę swojego brata Pawła na szefa NCBiR. To miało gwarantować, że wszystko będzie zgodnie z oczekiwaniami "sponsora", czyli Adama Bielana. Paweł Kuch, jako pełniący obowiązki dyrektora NCBiR, miał pełnić w tym układzie rolę słupa.

Pierwsze informacje o nieprawidłowościach uzyskałem od pracowników NCBiR 9 stycznia. Zapytałem o to Pawła Kucha. Wszystkiemu zaprzeczył. Od tamtej pory informowałem Grzegorza Pudę i Adama Bielana o tym, że mam niepokojące informacje, które wymagają interwencji.

Adam Bielan
Adam Bielan
Źródło: ADAM JANKOWSKI / POLSKA PRESS/GALLO IMAGES

Ze stenogramów, które przekazali mi później pracownicy NCBiR wynikało, że to wierzchołek góry lodowej. Oni zresztą też nie do końca zdawali sobie sprawę ze skali nieprawidłowości. Mówili na przykład o kilku doradcach, których wynagrodzenia wykraczają poza granice zdrowego rozsądku, a jak się okazało później, doradców było dziewięcioro.

Ale to przecież pan, na podstawie umowy koalicyjnej Republikanów i PiS, jako wiceminister funduszy odpowiadał za nadzór nad NCBiR.

W tej umowie nadzór właściwego ministra, w tym przypadku chodziło o mnie, miał dotyczyć nadzoru właścicielskiego i nadzoru merytorycznego. Niestety, otrzymałem tylko pełnomocnictwa do nadzoru merytorycznego. Nadzór właścicielski pozostał w rękach ministra Grzegorza Pudy i w związku z tym wszystkie decyzje, które były podejmowane, były obarczone koniecznością uzgodnienia z ministrem Grzegorzem Pudą.

Tylko z ministrem?

W tych spotkaniach uczestniczył również Adam Bielan, który jako szef partii Republikanie uzgadniał kluczowe decyzje razem z ministrem Pudą.

Bielan brał udział we wszystkich istotnych spotkaniach dotyczących NCBiR-u?

Tak.

W ministerstwie?

Tak, to były spotkania w ministerstwie i tam po uzgodnieniach otrzymywałem stosowne pełnomocnictwa.

Na takim spotkaniu zapadła decyzja, że Paweł Kuch zostanie pełniącym obowiązki dyrektora NCBiR-u?

Wiedziałem, że NCBiR jest pod szczególnym nadzorem służb i że z moją pozycją polityczną nie będę w stanie nadzorować tej instytucji bez wsparcia podmiotu, który ma wpływ na służby. Dlatego chciałem, by dyrektorem został uznany profesor z poparciem Prawa i Sprawiedliwości.

Skąd zatem kandydatura Pawła Kucha?

Zgłosił ją Adam Bielan. Dopiero ta rekomendacja zyskała akceptację ministra Pudy. Zgłoszeni wcześniej profesorowie, niestety, nie doczekali się akceptacji.

Rozmawiał pan o tej kandydaturze z Bielanem?

Tak. Zdaniem Adama Bielana Kuch miał być osobą, która pokieruje NCBiR przez trzy miesiące i w tym czasie będzie możliwość znalezienia poważnego kandydata.

zalek fragm 3
Jacek Żalek: zdaniem Adama miała to być osoba, która pokieruje NCBR-em przez trzy miesiące
Źródło: TVN24

Czym zajął się Paweł Kuch?

Mam wrażenie, że to nie on sam podejmował kluczowe decyzje, ale były one podejmowane w duecie z bratem, czyli mecenasem Karolem Kuchem, który czuł się uprawniony do tego, żeby podejmować decyzje za moimi plecami i konsultować je bezpośrednio z Adamem Bielanem. Zakładam, że tam zapadały te decyzje, a Paweł Kuch wykonywał polecenia, które otrzymywał od brata.

Na początku widziałem, że ta rola niespecjalnie mu odpowiadała. Prosił mnie o wsparcie, o to, żeby wyegzekwować, że to nie asystent Adama Bielana [Ignacy Bobruk - red.] ma być kadrowym w NCBiR i wydawać polecenia, kogo zwolnić, kogo zatrudnić.

Zwróciłem się do Adama Bielana, żeby wszystkie decyzje tego typu konsultował ze mną i jeżeli ma jakieś swoje uwagi, to żeby je kierował do mnie. Stało się jednak zupełnie inaczej, gdyż od tej pory Paweł Kuch został podporządkowany wpływom europosła z pominięciem mojego ministerialnego nadzoru.

Ignacy Bobruk, były asystent Adama Bielana, miał wpływ na decyzje personalne?

Taką informację w formie skargi przekazał mi pełniący obowiązki Paweł Kuch.

Jak na to zareagował Bielan?

Powiedział, że to nieporozumienie. Ale później dowiedziałem się, że Bielan zagroził Kuchowi dymisją, jeśli się nie podporządkuje. Sam Bielan poinformował mnie wtedy, że chce zrezygnować z Kucha. Tak się jednak nie stało. Trwały już przygotowania do startu w konkursie na pełnoprawnego dyrektora NCBiR.

Paweł Kuch, jak się niebawem okazało, nie spełniał kryteriów ustawowych, by zostać dyrektorem i zapewne z tego powodu podał nieprawdziwe dane na temat swojego doświadczenia zawodowego.

Dlaczego?

Zgodnie z ustawą o NCBiR-ze dyrektor musi spełniać łącznie kilka kryteriów. Warunkiem koniecznym jest doktorat, pięcioletnie doświadczenie w zarządzaniu zasobami ludzkimi oraz pięcioletnie doświadczenie w sektorze badawczo-rozwojowym, gospodarczym lub finansowym. Kuch napisał w CV, że zarządzał 25-osobowymi zespołami, a w rzeczywistości z rejestrów KRS wynikało, że pełnił funkcję prezesa bądź był współwłaścicielem, udziałowcem, albo zasiadał w radach nadzorczych spółek. I jak się okazało, część z tych spółek powiązana była z Piotrem W., osobą odpowiedzialną za jedną z największych afer, czyli piramidą finansową W. Investments.

Dowiedziałem się o tym dopiero w połowie stycznia, poprosiłem o zweryfikowanie tych informacji. Okazało się, że rzeczywiście budzą one bardzo duże wątpliwości i jednoznacznie wskazują na biznesowe powiązania kandydata na dyrektora jednej z największych agencji pośredniczącej środkami z UE z oskarżonym o udział w jednej z największych afer finansowych ostatnich lat. Lojalnie uprzedziłem o tym Pudę i Bielana. Nie wyobrażam sobie współpracy z osobą, która ma takie powiązania.

Jaka była ich reakcja?

Bielan twierdził, że to jest wyolbrzymione i liczy na to, że Kuch wygra konkurs na dyrektora. Odpowiedziałem, że na pewno tego konkursu nie ustawię pod kandydaturę Kucha. W tych okolicznościach dostałem zgodę ministra Pudy na powołanie komisji konkursowej, która składała się z niezależnych profesorów, a nie pracowników ministerstwa, na których można wpływać wykorzystując zależności służbowe.

Słyszeliśmy, że Kuch napisał mail, w którym zasugerował, że można nieco inaczej ułożyć kryteria konkursu na dyrektora NCBiR.

To prawda. Wysłał takiego maila do mojego sekretariatu. Zaproponował swoją punktację, gdzie można było otrzymać punkty na przykład za wizję NCBiR-u, czyli nie za kompetencje, które wynikają wprost z treści ustawy i wskazał te kryteria, które są dla niego niekorzystne.

Komisja konkursowa wybrała profesora Jakuba Pawlikowskiego, który jest profesorem medycyny, jednocześnie ma doktorat z prawa, dodatkowo magisterium z filozofii. Jednak, ku mojemu zaskoczeniu, zostały mi cofnięte pełnomocnictwa do powołania nowo wybranego dyrektora.

Jacek Żalek w rozmowie z reporterami tvn24.pl
Jacek Żalek w rozmowie z reporterami tvn24.pl
Źródło: TVN24

To znaczy?

Pięć minut po tym, jak komisja ogłosiła wynik konkursu, otrzymałem pismo, z którego wynikało, że minister cofa mi pełnomocnictwo do powołania dyrektora NCBiR-u wybranego w konkursie.

Kto jest dzisiaj dyrektorem NCBiR?

Zgodnie z ustawą dyrektorem jest profesor Jakub Pawlikowski, który nie został powołany przez ministra.

A pełniący obowiązki dyrektora Jacek Orzeł?

Dr Jacek Orzeł nie ma umocowania ustawowego do tego, żeby pełnić funkcję dyrektora NCBiR.

Według naszych źródeł NIK, która przeprowadza w NCBiR kontrolę, zainteresowała się ujawnioną przez tvn24.pl informacją o utracie stanowisk kierowniczych przez ponad 20 osób w NCBiR.

Po przegranym konkursie przez Pawła Kucha dowiedziałem się, że ponad 50 procent kadry kierowniczej została wyrzucona z NCBiR-u. To był rodzaj egzekucji na pamięci instytucjonalnej NCBiR - osoby, które wiedziały, jak funkcjonuje instytucja, które pilnowały procedur. Połowa kadry kierowniczej w instytucji, która liczy sobie ponad 1000 pracowników, to w rzeczywistości rewolucja! To się odbyło nie dość, że za moimi plecami, to jeszcze wbrew moim wyraźnym poleceniom.

Jakie były powody tych zwolnień?

Powstał tam po prostu układ braci Kuchów, który był nadzorowany przez Adama Bielana. Zwolnione zostały osoby, które nie sprzyjały zamiarowi podporządkowania NCBiR nowemu układowi.

Adam Bielan mówi, że nie ma związków z podmiotami, które miały dostać dotacje, i przekonuje, że to pan odpowiada za aferę w NCBiR.

Zaczął mnie atakować po tym, jak wcześniej prosił mnie o zawieszenie broni, a ja odrzuciłem jego propozycję "opcji zerowej". Przypomnę - polegającą na tym, że to ja wskażę nowego dyrektora NCBiR. Odparłem, że mnie to nie interesuje, że konkurs ma się odbyć zgodnie z procedurami. Mogę uroczyście ślubować, że na nikogo nie wpływałem, nikogo o nic nie prosiłem, nie miałem interesu i nie jestem biznesowo powiązany z żadnym z beneficjentów. Prokuratura, NIK są od tego, by wszelkie wątpliwości wyjaśnić. Jestem spokojny o rezultat ich kontroli.

Jak pan ocenia rolę ministra Grzegorza Pudy?

Był pomiędzy wpływem narracji przekazywanej przez europosła Adama Bielana a tym, o czym ja informowałem w sprawie sytuacji w NCBiR. A to były, jak się później okazało, dwa wykluczające się światy.

W tym miejscu muszę podzielić się swoim zdziwieniem dotyczącym roli służb. Dlaczego jako minister musiałem się sam dowiadywać, śledząc zapisy w Krajowym Rejestrze Sądowym, że Paweł Kuch był biznesowo powiązany z aferzystą Piotrem W.? Dlaczego nie zostałem poinformowany przez służby, że dyrektor NCBiR ma wynajęte mieszkanie przez jedną z zależnych od siebie, jako dyrektora NCBiR, spółek? Dlaczego nie zostałem poinformowany, że trwa operacja masowego zwalniania doświadczonej kadry zarządzającej NCBiR? Dlaczego nie byłem informowany, chociażby na podstawie pobieżnej analizy oświadczenia majątkowego, że Paweł Kuch nie spełnia kryteriów ustawowych, by objąć funkcję dyrektora NCBiR? Dlaczego nie byłem ostrzeżony o powiązaniach Pawła Kucha ze spółką, która została sprzedana rosyjskiemu oligarsze? W dodatku takiemu, o którym publicznie wiadomo, że jest w bliskich relacjach z szefem FSB, który to osobiście miał namawiać Putina do inwazji na Ukrainę?

Zadał pan te pytania ministrowi Mariuszowi Kamińskiemu?

Odpowiedział, że służby od początku miały zastrzeżenia do dyrektora. Dopytywałem, dlaczego odbywało się to bezobjawowo, dlaczego nikt mnie o tym nie informował, choć biorę za to odpowiedzialność jako minister. Usłyszałem, że to dlatego, że podczas trzygodzinnego spotkania w ABW nie przekazałem niczego na piśmie, tylko ustnie.

O co pan prosił wtedy służby?

To spotkanie miało miejsce na początku mojej ministerialnej misji nadzoru nad NCBiR. Przekazałem kierownictwu ABW, że przedsiębiorcy współpracujący z NCBiR obawiają się o bezpieczeństwo swoich pomysłów, patentów i innowacji. Że te pomysły, szczegółowo opisywane w procedurze przyznawania grantów, wyciekają do konkurencji. Wskazałem nawet firmę, która analogicznie do poszukiwania plagiatów w pracach naukowych może pomóc w zwalczaniu korupcyjnych praktyk. Od ministra Kamińskiego usłyszałem, że oni są w stanie temu zaradzić bez sięgania po pomoc ze strony komercyjnych podmiotów, swoimi siłami rozwiążą ten problem. Tak czy inaczej byłem pewien, że jak zostaną zdiagnozowane jakieś problemy, to zostanę o nich poinformowany.

Ale nie dowiedział się pan od ABW o tym, jak głęboka była współpraca Pawła Kucha z Piotrem W., który w związku z podejrzeniami o wielomilionowe oszustwa spędził za kratkami aresztu niemal 2,5 roku.

Nie. Co więcej, gdy już miałem dowody, że Paweł Kuch ma wygrać ustawiony konkurs, wystąpiłem oficjalną drogą o spotkanie w ABW, do którego ostatecznie nie doszło. A wtedy był jeszcze czas na to, żeby wszystko wyjaśnić, nim sprawa nabrała rozgłosu, nim rozpowszechniono kłamstwa na temat mojej rzekomej roli wokół tego, co się wydarzyło w NCBiR. Dlatego zresztą teraz rozmawiamy, bo również TVN jako pierwszy przekazywał nieprawdziwą narrację o rzekomej grupie białostockiej, która pod moim przewodnictwem ustawiła konkursy na 123-milionowy grant i drugi - 55-milionowy.

Dziennikarze opierali się, w dużej mierze, na dokumentach z NCBiR.

Paweł Kuch skopiował wszystkie dokumenty z NCBiR-u, one zostały, jak powiedział jego "następca", dr Jacek Orzeł, po prostu wyniesione na pendrivie. Ta informacja została oficjalnie przekazana członkom Rady NCBiR-u. W ten sposób wykradziono poufne nagrania z paneli eksperckich. Wszystkie te informacje następnie wybiórczo fabrykowane trafiały - za pośrednictwem, nieświadomych tego polityków i dziennikarzy - do opinii publicznej.

Pierwsze informacje o układzie białostockim opierały się na tym, że brat pana żony dostał dofinansowanie...

Wyjaśnię, jak to było ze "szwagrem ministra Żalka". Rzeczywiście, ponad 20 lat temu, jako studenci, przyszły beneficjent grantu na projekt Kabel - Piotr Maziewski - był w jednym stowarzyszeniu akademickim z moim przyszłym szwagrem. Stowarzyszenie zostało rozwiązane 17 lat temu, a moim szwagrem został niecałe 14 lat temu, kiedy się ożeniłem. Panowie po studiach nie utrzymywali ze sobą żadnych relacji, ani biznesowych, ani towarzyskich. To są tylko insynuacje, na których zbudowano przekonanie, że jest jakiś układ. W ten sposób zdołano odwrócić uwagę opinii publicznej od tego, co było rzeczywistym problemem NCBiR-u, czyli tego, że decyzje zapadały albo na małych, albo na dużych zarządach, albo Bóg jeden wie, gdzie jeszcze. Na pewno jednak nie w oparciu o uzgodnienia między NCBiR-em a ministrem nadzorującym.

Nie podejmował pan żadnych decyzji w kontekście 123-milionowego grantu na projektu Kabel?

Oczywiście, że nie podejmowałem. Mało tego, dostałem informację, że ten projekt jest zbyt duży, więc nie może ubiegać się o dofinansowanie z NCBiR. Usłyszałem również, że nie łapie się na szybką ścieżkę dlatego, że jest projektem infrastrukturalnym, a nie badawczo-rozwojowym. To rolą niezależnych ekspertów jest oceniać projekty i ja z ich oceną nie miałem najmniejszego problemu.

Ale przecież nie chodzi tylko o szwagra. Znał pan, i to dobrze, Piotra Maziewskiego, czyli beneficjenta grantu.

Tak, znałem. Najpierw jednak powiem, jak poznałem projekt Kabel.

Maziewski miał dużą firmę, która wylała miliony metrów kwadratowych betonu pod infrastrukturę, w tym krytyczną z punktu widzenia militarnego, w ramach projektów realizowanych pod mistrzostwa świata w piłce nożnej 2022 r. To była technologiczna firma budowlana. Tam poznał ludzi związanych z projektem budowy światłowodu wokół Zatoki Perskiej z bezpośrednim połączeniem do Europy Zachodniej. To właśnie dzięki zaangażowaniu Maziewskiego udało się zaprosić do Polski szejka Abdullaha, szefa Qatar Investment Authority - jednego z największych funduszy inwestycyjnych na świecie.

Czy dobrze pamiętamy, że ta delegacja była przyjmowana przez ówczesną premier Beatę Szydło?

Nie, przyjmował ich ówczesny minister finansów i wicepremier Mateusz Morawiecki. Szejk Abdullah jest osobą, która w hierarchii katarskiej zajmowała pozycję między emirem a premierem, z niekwestionowaną niezwykle wysoką pozycją polityczną w całym regionie Bliskiego Wschodu. Przyjechali z propozycją zainwestowania w Polsce kilkudziesięciu miliardów dolarów.

Jaka była rola w tym pana Maziewskiego?

On był jednym z tych przedsiębiorców, który zgłosił projekt infrastrukturalny, który zainteresował Katarczyków. Chodziło o budowę alternatywnego połączenia światłowodem Półwyspu Arabskiego z Europą. To spółka prezesa Maziewskiego, będąca konsorcjum polsko-amerykańskim, miała się zająć zarówno budową, komercjalizacją oraz zarządzaniem tego systemu. Co ważne, jego zagraniczny konsorcjant zrealizował w przeszłości projekt warty 0,5 mld dolarów, finansowany przez ten właśnie katarski fundusz - QIA.

To była oficjalna wizyta uzgadniana przez ambasadę Kataru. Byłem wówczas szefem sejmowej grupy polsko-katarskiej, więc podjąłem się pomocy w organizacji wizyty. Poprosiłem Adama Bielana, wtedy wicemarszałka Senatu o pomoc.

Wizyta zakończyła się fiaskiem, ale Piotr Maziewski cały czas szukał finansowania dla swojego projektu.

W związku z olbrzymim kryzysem politycznym pomiędzy Katarem i Arabią Saudyjską i ryzykiem wybuchu konfliktu zbrojnego realizację projektu zawieszono.

Mimo to polsko-amerykańskie konsorcjum dalej chciało realizować projekt, który, w co wierzę, ma ogromne znaczenie w skali całego świata, a szczególnie - dotkniętej skutkami wojny na Ukrainie naszej części Europy. Może nam zabezpieczyć suwerenność cyfrową, udział w globalnym obiegu cyfrowym. Bo pierwszy na świecie wolny od podsłuchów kabel ma połączyć świat od Nowego Jorku, przez Europę i Polskę, aż po Indie. Do tej pory wszystkie te kable wpięte są na zachodzie Europy, w okolicach Marsylii. Przenosząc je w naszą część Europy, kilkaset kilometrów na wschód aż po granicę z Białorusią, przenieślibyśmy również i umocnili sferę wpływów świata zachodniego.

Mówi pan, że kabla nie da się podsłuchać, że zapewnia on również niesłychaną prędkość przesyłu danych.

I to jest polski patent, polskiego zespołu naukowców, pod przewodnictwem wybitnego profesora. Przełomowa technologia, kluczowa dla najpoważniejszych wyzwań dnia dzisiejszego według oficjalnego stanowiska NATO - czyli zapewnienia bezpieczeństwa w cybersferze.

Wie pan, że ten profesor ma prokuratorskie zarzuty?

Wiedziałem tylko, że jest dużym beneficjentem NCBiR. Wiedziałem, że zamierza otworzyć fabrykę zbudowaną przy pomocy środków publicznych. Nie miałem okazji go poznać jako minister. Słyszałem o nim jako o skutecznym naukowcu, który szczyci się dużym dorobkiem, którego osiągnięcia w sposób obiektywny da się zmierzyć liczbą patentów, znajduje się w ścisłej czołówce top 5 w Polsce.

I nie wiedział pan o zarzutach?

Słyszałem o jego zatrzymaniu. Towarzyszyły temu opinie, wśród nich i taka, że jest to próba przejęcia firmy profesora przez konkurencję przy aktywnym udziale obcych wywiadów, które liczyły na przejęcie patentów. Dostałem też informację, że jego projekty budzą zazdrość i niepokój w wielu państwach, które chciałyby mieć dostęp do tej technologii. Nie może być tak, że w polskich rękach jest technologia, która ma przełomowy charakter dla bezpieczeństwa świata?

Jacek Żalek
Jacek Żalek
Źródło: TVN24

Ten kabel miał być użyty w projekcie Maziewskiego?

Właśnie ten kabel miał połączyć Amerykę poprzez Trójmorze z Bombajem w Indiach. To o takim projekcie mówił, zabiegał o pozyskanie inwestora Piotr Maziewski. Zgłosił się także do NCBiR-u i poprosił o udzielenie informacji, czy jest możliwość sfinansowania tego projektu. Jak już wspominałem, usłyszał, że nie, bo wymaga miliardów i jest w gruncie rzeczy projektem infrastrukturalnym, a nie innowacyjnym.

Zgłosił się do NCBiR nadzorowanego przez swojego znajomego, czyli pana.

Równie dobrze można powiedzieć, że w NCBiR nadzorowanym przez innego jego dobrego znajomego, czyli przez Adama Bielana. Bo Adam Bielan kłamał, mówiąc, że nie zna Piotra Maziewskiego. Łgał, bo znają się bardzo dobrze. Poznali się w Białymstoku. Bielan razem z Maziewskim chodził na imprezy ze swoją wówczas jeszcze przyszłą pierwszą żoną.

Miał pan wpływ na powołanie ekspertów?

Nie, nie, i raz jeszcze nie. To jest największa nieuczciwość ze strony Ministerstwa Funduszy i Polityki Regionalnej oraz kierownictwa NCBiR-u, że nigdy, ani razu nie poinformowano, że minister nie miał żadnego wpływu na wybór zewnętrznych ekspertów.

Ale może było tak, że pełniący obowiązki dyrektor NCBiR wiedział, na czym panu zależy i ustawił ekspertów pod pana oczekiwania?

Wiedział przede wszystkim, że jego patronowi Adamowi Bielanowi zależy, żeby ten projekt nie otrzymał wsparcia z NCBiR, żeby nie ujawniać swoich powiązań. Wiedział również, że nie zamierzałem w żaden sposób ingerować w ocenę ekspertów.

Kuch rzeczywiście podjął próbę uzależnienia swojego wyboru na dyrektora od podpisania projektu Kabel. Odebrałem to jako szantaż. To był główny powód, dla którego nie wyobrażam sobie dalszej współpracy z Pawłem Kuchem.

Co dokładnie powiedział Paweł Kuch?

Mnie niczego nie powiedział, ważne, co robił. Natomiast na nagraniach przekazanych prokuraturze jest zapis, z jego wypowiedzią: o grze pozorów wobec mnie i deklaracja przekazania środków z projektu Kabel na własne projekty. Wszystko to miało nastąpić po konkursie na dyrektora NCBiR. Zapowiedzią realizacji scenariusza wytyczonego w nagraniach małego zarządu w praktyce było przewlekanie podpisaniu umowy i zapowiedź zlecenia audytu finansowego projektu, który ma praktyczne zastosowanie po podpisaniu umowy z beneficjentem, a nie przed przyznaniem pomocy publicznej i liczeniu na to, że zmusi mnie to do złożenia deklaracji o poparciu dla kandydatury Pawła Kucha - czemu zdecydowanie się przeciwstawiłem.

Czyli twierdzi pan, że w żaden sposób nie wpływał na przebieg oceny w NCBiR projektu Kabel?

Z samego faktu pełnienia funkcji ministra nie ma takiej możliwości, po prostu nie ma, bo wyklucza to konstrukcja przepisów i procedur unijnych. Eksperci są niezależni i muszą być niezależni. Z żadnym z nich nigdy nie miałem kontaktu i o taki kontakt nigdy nie zabiegałem. Tym bardziej, że ekspert z ramienia NCBiR był przeciw przyznaniu dotacji. Eksperci zewnętrzni, na których nie ma wpływu minister, przegłosowali eksperta NCBiR. Pytanie: czy mieli prawo? Mieli. Pytanie, czy mieli rację? Trzeba to zbadać, ale nie jest to zadanie dla urzędników czy polityków, ani nawet mediów. Jest to kompetencja zastrzeżona dla organów ścigania i polskich, i unijnych instytucji kontroli i nadzoru.

Jedną z osób, które zostały wyrzucone dyscyplinarnie z NCBiR, była szefowa działu, który odpowiadał za dobór ekspertów.

Tak, ale ja jej nigdy wcześniej nie widziałem, nigdy z nią nie rozmawiałem.

Ukryte wpływy
Dowiedz się więcej:

Ukryte wpływy

Ale wiedział pan o jej zwolnieniu?

Wiedziałem. Nie miałem na to wpływu. Uważałem, że przed zwolnieniem powinno zostać wyjaśnione, jakie są wobec niej zastrzeżenia, dlaczego ma stracić pracę. A zarzut adresowany przez Pawła Kucha wobec niej był taki, że rzekomo obiecała, że projekt Kabel nie dostanie z NCBiR pieniędzy. Że na pewno nie przejdzie, bo nie spełnia kryteriów.

Takie stanowisko przekazał Paweł Kuch mi oraz Adamowi Bielanowi. Co więcej, to wtedy uznałem, że nie muszę dodatkowo informować służb o tym, że wraz z Adamem Bielanem znamy beneficjenta, czyli Piotra Maziewskiego. Byłem przekonany, że on nie ma szans na grant w konkursie szybkiej ścieżki. Mnie nie zależało na tym, by jakiś konkretny projekt dostał finansowanie. Mnie zależało na sukcesie polskiej nauki i rozwoju NCBiR, bo za to byłem rozliczany i od tego zależała moja dalsza kariera ministerialna.

A jednak projekt prawie dostał te 123 miliony...

...które stanowiły niewielką, przeznaczoną na wdrożenie polskich wynalazków, część projektu tak naprawdę wartego miliardy. W tym samym czasie Maziewski już prowadził rozmowy z Orlenem, który dysponował dużo większymi środkami niż NCBiR, wcześniej rozmawiał z Funduszem Trójmorza. Jego projekt cieszył się zainteresowaniem miliarderów i mógł liczyć na wsparcie partnerów z USA, naszego głównego sojusznika w sprawach bezpieczeństwa.

Jak to się stało, że projekt, który miał nie spełniać wymogów formalnych, jednak dostał dofinansowanie?

Informacje, że projekt nie spełnia wymogów formalnych, pojawiły się dopiero, kiedy zapowiedziałem, że nie zamierzam ustawić konkursu pod wybór Pawła Kucha. Dopiero po mojej zapowiedzi pojawiły się takie informacje. Ale to pytanie proszę kierować do urzędników, którzy prowadzili analizy formalne, a później do ekspertów, którzy oceniali projekt merytorycznie. Na żadnym etapie nie brałem udziału w pracach ekspertów. Nie miałem też wpływu na to, kto się zgłosi do konkursu i tym bardziej nie zamierzałem zabiegać o to, kto ma nie otrzymać wsparcia. Znajomość z ministrem ani w polskim, ani w unijnym prawie nie jest penalizowana i nie jest przesłanką wykluczającą ubiegania się o dotację. Natomiast uzależnianie podjęcia czynności służbowych przez dyrektora od przychylności ministra wobec jego osoby w konkursie już jest złamaniem prawa.

Czytaj także: