– Możesz zobaczyć mnie w bramie, być może będę w tej bramie pił wódkę i ledwo trzymał się na nogach. Ale nie oceniaj mnie powierzchownie. Oceniaj po tym co zrobiliśmy z Orkiestrą - mówi Jurek Owsiak w rozmowie z tvn24.pl.
„Wita was Towarzystwo Przyjaciół Chińskich Ręczników, witają wszystkie dobre okoliczności naszej pokręconej rzeczywistości...” - potrafisz dokończyć?
... wita was chwila dobrej pogody, która już nadpływa jak uśmiechnięta kromka chleba pozdrawiająca wszystko i wszystkich. Wita was pełen optymizmu, mimo wszystko - Jurek Owsiak - Obserwator Rzeczy Ulotnych i Dziwnych...
Jak ci się podoba, to bądź z nami i szanuj zasady, którymi się kierujemy. Jeśli ci się nie podoba, to spadaj! Jurek Owsiak
Tekst powstał z nudów. Lubię sprawiać ludziom niespodzianki. Uwielbiam wszelkie happeningi. Wszystko pod czym mogę się podpisać - Orkiestra, Przystanek Woodstock, Letnia Zadyma w Środku Zimy – to happeningi. Spontaniczne.
A zaczęło się od kartek urodzinowych dla Marii Pospieszalskiej...
Przypadkowo trafił w moje ręce biuletyn Światowej Wystawy Fotografii. Fantastyczne fotografie, z którymi nie mieliśmy na co dzień do czynienia, tak jak nie mieliśmy do czynienia z zachodnią prasą i światem.
Wyciąłem jedno z tych zdjęć. Widniał na nim pomnik Lenina i grupka salutujących mu bułgarskich dzieci. Podpisałem je: „Pozdrawiamy Marysiu spod wielkiego pomnika”. Potem powstało 60 kolejnych! Każda nawiązywała do poprzedniej. Któraś przedstawiała trzech Chińczyków. Trzymali książki Mao Tse Tunga, a nad ich głowami wisiały kolorowe ręczniki. Napisałem: „Marysiu, czy nadal mieszkasz nad sklepem spożywczym? Czy to prawda, że są tam cukierki w słoikach? Pozdrawiamy ciebie, Towarzystwo Przyjaciół Chińskich Ręczników”.
Kartki doszły pod adres Pospieszalskich w dniu urodzin Marysi. Zwyczajnie wysypały się ze skrzynki! Janek – mąż Marysi - poszedł kupić bułki, wraca, a listonosz do niego na klatce: – Panie kochany, co to jest? Ja tego nie wcisnę do skrzynki. Janek mówi – Ja też nie wiem co to jest! Ja się z tym nie zabiorę!
Potem była impreza, na której zjawili się Wojtek Waglewski, Grzegorz Wons, Marcin Troński. Czytaliśmy kartki na głos. Zarykiwaliśmy się ze śmiechu. Po dwudziestu latach powtórzyliśmy imprezę i znów zajrzeliśmy do kartek. Kolejny raz – śmiechy, chichy…
Gdybym myślał jak analityk, to nie zrobiłbym nigdy Orkiestry. Jak robiliśmy pierwszą, spece mówili: „Jurek, w każdą porę roku, ale nie w zimę!”. Jurek Owsiak
Idea towarzystwa nie została w czterech ścianach.
Wdarła się do Rozgłośni Harcerskiej, w której wówczas pracowałem. Byłem starszy od słuchaczy, ale to nie miało znaczenia. Zawsze czułem się bardzo młody. Być może dlatego ludzie kupili abstrakcję mojego języka. Ustaliliśmy wspólnie na antenie, że każdy może się do Towarzystwa zapisać, że razem możemy stworzyć regulamin.
Jaki był odzew?
Dostałem chyba 1,5 tysiąca popierdzielonych listów z dołączonymi legitymacjami – a to rodzicielskimi, a to partyjnymi. Jednym słowem – euforia! Każdy miał zaproponować w liście pięć punktów regulaminu. Ani jeden list nie zawierał treści agresywnych. Większość listów zaczynała się od słów: „bądźmy tolerancyjni”, „kochajmy się”, „uśmiechnij się”, albo „uwolnić słonia”.
Ludzie mieli wtedy poukładane w głowach. Chcieli żyć w przyjaźni i miłości, jak bardzo naiwnie by to dziś nie brzmiało.
A dziś tak nie jest?
Dziś to jest trudniej zauważalne. Nie tak dawno dostałem list: „Jurek, urodziło nam się dziecko. Ma wielowadzie. Jak weszliśmy do szpitala i zobaczyliśmy na każdym urządzeniu czerwone serducho, to nam głos odebrało. Dopiero teraz poczuliśmy potęgę Orkiestry. Pozdrawiam, członek TPCR”. Dobre uczynki różnią się od złych, także tym, że się słabiej reklamują. Choć nie zawsze! Któregoś dnia przechodzę obok księgarni, spoglądam przez witrynę i widzę encyklopedię, a na obwolucie reklamowej moje nazwisko. Wchodzę do środka i kupuję. Chwilę później przeglądam i mówię do siebie podenerwowany: Co jest? Wydałem tyle pieniędzy i mnie nie ma?! Znalazłem się w końcu w uzupełnieniach, między owsikiem złocistym a Michaelem Owenem. I przeczytałem o sobie coś najpiękniejszego, co chciałbym o sobie przeczytać: „Założyciel Towarzystwa Przyjaciół Chińskich Ręczników”. Nie ma bata. Encyklopedię redagowali przyjaciele z towarzystwa.
Co dziś czyni naszą rzeczywistość nieprzyjazną?
Zaściankowość. Brak chęci zrozumienia trudnych spraw. Brak szacunku, zainteresowania poglądami drugiego człowieka. Weźmy to już prawie zapomniane, homofobiczne orędzie pana prezydenta. Wypowiadał się w marcu 2008 roku w sprawie związków homoseksualnych. Udowodnił, że pewnego poziomu nie przeskoczy. Można być przeciwnym związkom homoseksualnym. Ja – prywatnie – mogę powiedzieć, że mi związki dwóch mężczyzn się nie podobają. Ale nie wolno mi uciszać tych, którzy za takimi związkami optują. Mogę podnieść rękę za lub przeciw, ale wysłucham racji obu stron.
Jakie zasady panują w enklawach, które budujesz?
Jedna: jak ci się podoba, to bądź z nami i szanuj to, czym się kierujemy. Jeśli ci się nie podoba, to spadaj! Nasze oazy są nafaszerowane pozytywnymi treściami. Masz przyjść i przeczytać wielki napis: „Stop narkotykom” – albo twój mózg to odnotuje albo nie. Jak nie, to spotkasz się z agresywnym Jurkiem Owsiakiem. Ale zapewniam – to konstruktywna agresja. Bo często taki delikwent, na którego nakrzyczałem, pomyśli sobie: „o kurwa, a może on ma rację?"
Mnie już nikt nie musi dowartościowywać. Ja etap dowartościowywania mam za sobą. Konkursy na biznesmena roku, komplementy, laurki. My jesteśmy biznesmenami roku od 18 lat. W ciągu jednego dnia potrafimy zebrać 40 milionów złotych. Jurek Owsiak
Jesteś stanowczy, gdy chodzi o przekonania?
Z tej stanowczości zdarzało mi się nawet przerywać koncerty. Chłopaki z Die Toten Sosen bezczelnie wypięli nam kable i nie mogliśmy nagrywać. Powiedziałem muzykom: „Nie będziecie bisować jeśli nie włączycie z powrotem kabli”. Nie włączyli, na co ja krótko: „No to cześć”. Zbyszek Hołdys powiedział później: „Jurek, ja bym tego nie zrobił, ja bym się nie odważył. Zaryzykowałeś, mogłeś się przejechać”. Zrobiłem to, żeby wszyscy inni wiedzieli, że jestem do tego zdolny.
Co lubisz w ludziach?
Lubię tych, którzy nie są nastawieni wyłącznie na siebie. Mówię: „pomóż nam, bawiłeś się, a teraz pomóż posprzątać”. Lubię ludzi, którzy wiedzą, że cały nasz wysiłek jest skierowany w ich stronę, którzy mają jakąś pasję i się nią dzielą. Ludzi z abstrakcyjnym poczuciem humoru, z wiedzą – przeróżną.
A czego w ludziach nie lubisz?
Gdy przesadzają w natręctwie. Nie cierpię jak ktoś jest za bardzo taki swojak. Lubię się bawić z ludźmi biesiadnie, ale bez przesady, bez agresji, bez patologii.
Dokończ zdanie: Natrętny jak...
...spec od marketingu. Jak czegoś chce od ciebie, to wejdzie ci w dupę, jak ty chcesz czegoś od niego, to ściana. Mówię do nich - pomóżcie, chcemy się policzyć z cukrzycą, wspomóc diabetologów. Idziemy do gazet, do działów PR i słyszymy jak kręcą: „Ja się zajmuję inną działką, przekazałem temat Gosi, a Gosia Marysi”. Czuję ściemę, czuję, że nas okłamują. Gdybym myślał jak analityk, to nie zrobiłbym nigdy Orkiestry. Jak robiliśmy pierwszą, spece mówili: „Jurek, w każdą porę roku, ale nie w zimę!”.
Jak spec od marketingu czegoś chce od ciebie, to wejdzie ci w dupę, jak ty chcesz czegoś od niego, to ściana. Mówię do nich - pomóżcie, chcemy się policzyć z cukrzycą, wspomóc diabetologów. Idziemy do gazet, do działów PR i słyszymy jak kręcą jo
Co jeszcze mówili?
Że Orkiestra i to całe pomaganie się w końcu ludziom znudzi. Mówię im: Kobieto, chłopie, pogadamy po kolejnym finale. Oskary rozdają przecież od 50 lat i ludziom się jeszcze nie znudziły. Kiedyś mnie amerykańscy spece od produkcji telewizyjnych pytali: „Jurek, kto ci tę Orkiestrę reżyseruje?”. No to mówię, jest taki facet w żółtej koszuli i czerwonych okularach. „Dobra, nie chcesz nam powiedzieć. Ile trwają przygotowania?” W zasadzie na przygotowania nie ma czasu. „Acha, nie chcesz nam powiedzieć. Słuchaj, według naszych fachmanów, dziecko pozostawione na mrozie bez rękawiczek, trzymające puszkę wytrzymałoby 18 minut. Ten projekt chyba nie wyjdzie”. I co, nie wyszedł?! Enklawy, które my tworzymy są pełne wariactw, ale są też w pełni przemyślane.
Uczyłeś się retoryki?
Czego?
A języka ulicy?
Mam go we krwi. Mówię ostro, bluzgam, chuliganię w języku. Ale nie dopuszczę, by mój język zamienił się w grypserę.
Mówiąc „róbta co chceta” nawołujesz do moralnego relatywizmu.
Tak uważają moi wrogowie. Cieszę się, że ich mam. O wroga trzeba dbać. Wróg fantastycznie mnie nakręca. Naprostowuje. Zachęca do refleksji.
Podczas amerykańskiego Woodstocku w 1969 roku, społeczeństwo grzmiało: „To wy tu się bawicie, a wasi rówieśnicy giną w Wietnamie!”. Kiedy my śpiewaliśmy na Przystanku „Jeszcze Polska nie zginęła” to nam mówili: „Wy tu szalejecie wpół nago, a wasi rówieśnicy, w sierpniu 1944 roku, ginęli na barykadach”. Ci rówieśnicy bawiliby się tak samo! Chcieli, byśmy mogli się teraz bawić! Między innymi o tę nieskrępowaną wolność walczyli.
Teraz mówisz o „swoich wrogach” z uśmiechem. A był czas kiedy puszczały ci nerwy…
Bo moja odporność na głupotę też ma swoje granice.
Kiedy?
Gdy Polacy robią sobie do gniazda. Kiedy z głupoty, z niewiedzy, kwestionują narodowe autorytety. Jesteśmy galaretą, roztrzęsionym krajem. Co rusz zmieniamy poglądy, stosunek do idoli, do historii. Tak nie można. Dziś dyskutujemy o powadze Nagrody Nobla. Zapomnieliśmy o Pawlikowskiej – Jasnorzewskiej. Wieszamy psy na Wałęsie. Dlaczego?!
A może boisz się, że i twój autorytet zostanie naruszony?
Nie boję się. Mnie już nikt nie musi dowartościowywać. Ja etap dowartościowywania mam za sobą. Konkursy na biznesmena roku, komplementy, laurki. My jesteśmy biznesmenami roku od 18 lat. W ciągu jednego dnia potrafimy zebrać 40 milionów złotych. Ludzie mówią: „To hucpa jakaś!”. Nie hucpa, tylko pięćset inkubatorów. Są ludzie, którzy nie potrafią tego docenić. Dlaczego? Bo nikt ich nie uczy myśleć.
Piszesz: „polską przeogromną bolączką jest dzisiaj nieumiejętność przekazywania ludziom wiedzy, nauczania ich z głową”. Co to znaczy nauczanie z głową?
To znaczy wzbudzanie szacunku do ludzi mądrych. Naśladowanie ich poczynań. W polskiej szkole nie ma szacunku dla wiedzy. Nie ma etosu przedwojennego nauczyciela – autorytetu i przyjaciela młodzieży. Polskie szkolnictwo stoi na najniższym poziomie, odkąd tylko sięgam pamięcią. Ba, zaryzykuję stwierdzenie, że za komuny szkoła uczyła mnie skuteczniej dekalogu, niż robi to dzisiaj.
Kto ponosi odpowiedzialność?
Dół i góra – nauczyciele, uczelnie i kolejni ministrowie – także poprzedni. Edukacja w Polsce nie ma ciągłości. Nie ma odgórnego programu jak zadbać o młodzież. Połowa ludzi, z którymi pracuję, wciąż coś studiuje. Ich profesorowie nie mają dla nich czasu. Studia w Polsce są wciąż obskurne. Notuj i siedź cicho.
Może powinieneś być ministrem edukacji?
Nie mógłbym być. Nie mam wyższego wykształcenia.
A może nie chcesz wziąć odpowiedzialności za edukację?
Biorę za nasze liczne działania w sferze edukacji. Problem w tym, że ludzie tacy jak ja, nie są poważnie traktowanie w ministerstwie.
Źle się wyraziłem – ludzie tacy jak ty, nie chcą edukacją pokierować. Zgodziłbyś się pokierować edukacją?
Nie mówię nie.
Jak to jest, w sondażach wychodzi, że jesteś największym autorytetem młodych Polaków, a w telewizji publicznej przegrałeś z celebrytami na łyżwach?
Jestem wierny jak pies. Zaszczekam się do samego końca, obroża na mojej szyi będzie wykręcona, ale przychodzi moment, że trzeba ją odgryźć i pójść dalej. Jurek Owsiak
Nie przegrałem. Po prostu zdecydowałem nie rzeźbić dalej w telewizji publicznej. Ta firma to układ polityczny. Albo trafisz na sprzymierzeńców albo nie. Ja usłyszałem „człowieku, ja cię nie lubię i choćbyś miał nagraną rozmowę z samym panem Bogiem o końcu świata to i tak ci tego nie puszczę”. W tych warunkach nie dało się robić telewizji edukacyjnej.
O swoim odejściu wciąż mówisz z goryczą…
Bo jestem wierny jak pies. Zaszczekam się do samego końca, obroża na mojej szyi będzie wykręcona, ale przychodzi moment, że trzeba ją odgryźć i pójść dalej. Powiedziałem prezesowi, jeśli mój program nie wróci na godzinę z poprzedniej ramówki, to odchodzę. To idź. To odszedłem.
By robić telewizję dla garstki osób?
Niedawno kręciliśmy film w Bombaju. Wchodzimy do szkoły tańca, a Hindusi nam mówią – a my tu mamy dwie Polki. Okazało się, że cztery lata wcześniej były na Przystanku Woodstock, weszły do Pokojowej Wioski Kriszny i tam pierwszy raz w życiu spotkały się z tańcem hinduskim. Postanowiły wyjechać do Indii i uczyć się tańca w najlepszej szkole w kraju. A może za dwa lata będą najlepszymi tancerkami.
Źródło: tvn24.pl