Od kilku dni pracownicy pionu śledczego IPN przekopują archiwa w poszukiwaniu dokumentacji dotyczącej gen. Reinera Stahela, którego wnuk chce pozwać Muzeum Powstania Warszawskiego za nazwanie dziadka "zbrodniarzem wojennym". Najprawdopodbniej akta tej sprawy leżą wśród 3,5 tysiąca śledztw zawieszonych przed laty. - Jeśli to się potwierdzi, wznowimy to postępowanie - deklaruje w rozmowie z tvn24.pl Dariusz Gabrel, dyrektor Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu.
Sprawa gen. Reinera Stahela, niemieckiego dowódcy garnizonu Warszawy w pierwszych dniach Powstania Warszawskiego, powróciła przy okazji niedawnej wystawy upamiętniającej tragedię mieszkańców stolicy Polski a zorganizowanej w Berlinie przez Muzeum Powstania.
Wnuk idzie na wojnę
Wnuk generała Christoph Broszies oburzył się na podpis pod jedną z fotografii, pod którą Stahela opisano jako "zbrodniarza wojennego". Potomek nazistowskiego dowódcy zapowiedział pozew przeciwko Muzeum, bo - jego zdaniem - skoro Stahel nie został osądzony i skazany za zbrodnie wojenne, to nie można nazywać go zbrodniarzem.
Dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego Jan Ołdakowski nie zamierza wycofywać się z tych słów i zapowiada, że jego placówka jest gotowa na sądową walkę. - Adolf Hitler i Heinrich Himmler także nie zostali skazani przez sąd, jednak nikt nie ma wątpliwości, że byli to zbrodniarze wojenni - tłumaczy Ołdakowski.
IPN: Wznowimy śledztwo
Teraz, jak dowiedział się portal tvn24.pl, do sprawy postanowił wrócić Instytut Pamięci Narodowej. Od kilku dni prokuratorzy IPN przeczesują archiwa w poszukiwaniu materiałów dotyczących śledztw, w których pojawia się nazwisko dowódcy warszawskiego garnizonu, ściąganego do stolicy przez dowództwo III Rzeszy specjalnie po to, by dławić ewentualne Powstanie. - Wiemy na razie, że po 2000 r. to nazwisko nie przewija się w żadnych materiałach Instytutu. Ale zapewne śledztwo w jego sprawie było prowadzone wcześniej i zawieszone - mówi w rozmowie z portalem tvn24.pl Marek Sosnowski, naczelnik Wydział Nadzoru nad Śledztwami IPN.
Takich "odłożonych na półkę" postępowań ciągle jest bardzo dużo - Instytut szacuje, że ponad 3,5 tysiąca. Najwięcej z nich zawieszano w latach 1960 - 1990. Prokuratorzy jednak systematycznie do nich wracają. Kilka lat temu, gdy w IPN przeprowadzano kontrolę zbiorów archiwalnych, śledztw zawieszonych było ponad 5 tysięcy.
Najczęściej zawieszenie powodowane było brakiem możliwości postawienia zarzutów lub osądzenia sprawcy w Polsce. Wiele materiałów wysyłano więc do Niemiec.
Jeśli informacje o tym, że wśród zawieszonych postępowań znajdują się to dotyczące czynów gen. Stahela w pierwszych dniach Powstania, jego sprawa zostanie wznowiona. - Jeżeli natomiast okazałoby się, iż postanowienia o podjęciu takiego śledztwa dotychczas nie było, co jest jednak mało prawdopodobne, należy spodziewać się decyzji o jego podjęciu - deklaruje prokurator Dariusz Gabrel, dyrektor funkcjonującej w IPN Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu.
Jak dodaje, w takich sytuacjach prokuratorzy IPN podejmują czynności pomimo faktu, że osoba, której ma dotyczyć śledztwo, już nie żyje. - Te czynności zmierzają zawsze do ustalenia i wskazania sprawców i informacja o tym zawsze znajduje się w późniejszym uzasadnieniu umorzenia postępowania z powodu śmierci, osoby, której ono dotyczyło - wyjaśnia Gabrel.
"Rozbijacz kotłów"
W najbliższym otoczeniu Adolfa Hitlera gen. Reiner Stahel cieszył się opinią specjalisty w dławieniu oporu i walki obronnej. Przez Führer honorowany był najwyższymi odznaczeniami wojskowymi.
Podczas przesłuchań, prowadzonych w Moskwie po aresztowaniu, Stahel sam przyznawał, że działania na froncie "ugruntowały jego sławę jako rozbijacza kotłów".
I choć starał się umniejszać swoją dowódczą rolę podczas Powstania (tłumaczył, że nie miał wielkiego wpływu na podległych mu, zdemoralizowanych żołnierzy a jego pobyt w Warszawie trwał tylko miesiąc - od końca lipca 1944 r. do 25 sierpnia), to jednak przyznawał, że to on "ponosi odpowiedzialność za działania niemieckiej policji w Warszawie w okresie Powstania".
- (...) zezwoliłem na grabienie ludności cywilnej Warszawy, gdyż uważałem, że tak czy inaczej żołnierzy niemieckich nie da się przed tym powstrzymać - mówił w innej części przesłuchania. Potwierdzał też, że wiedział o istnieniu "bezpośrednich rozkazów Hitlera o doszczętnym zburzeniu Warszawy" oraz tłumaczył, iż jego zdaniem "śmierć wielkiej liczby cywilnych mieszkańców Warszawy to naturalny rezultat walk ulicznych" i "nie widzi w tym nic szczególnego".
Protokół z 25 sierpnia kończył się słowami: "W swoich danych ankietowych podaliście, że nie jesteście narodowym socjalistą, jednak cała wasza działalność w szeregach armii niemieckiej polegała na wspieraniu zbrodniczego niemieckiego faszyzmu. Czy to potwierdzacie? Odpowiedź: - Tak, przyznaję, że przez szereg lat wiernie służyłem Hitlerowi, za co byłem przez niego odznaczony najwyższymi orderami niemieckimi".
Według historyków to gen. Stehel stał za poleceniem, by ludność cywilna Warszawy szła jako żywa osłona przed żołnierzami niemieckimi w czasie ich ataków na powstańcze pozycje oraz wydał rozkaz zabijania wszystkich mężczyzn, którzy mogli zostać uznani za "potencjalnych" powstańców.
Stahel zmarł w ZSRR w 1952 r. lub 1955 r. w niepotwierdzonych jednoznacznie okolicznościach.
Autor: Łukasz Orłowski\mtom / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Archiwum