Podsłuchiwanych było ponad sto osób. Mam te informacje z kilku źródeł, w tym wysokich źródeł PiS-owskich - powiedział w TVN24 Marcin Bosacki, wiceszef komisji śledczej do spraw Pegasusa. Dodał, że według jego wiedzy było "więcej niż dziesięć" podsłuchiwanych osób z PiS.
W poniedziałek prace zaczęła sejmowa komisja śledcza do spraw inwigilacji Pegasusem. Między innymi przyjęła plan pracy oraz listę świadków. Znaleźli się na niej Jarosław Kaczyński, Zbigniew Ziobro, Beata Szydło, Maciej Wąsik, Mariusz Kamiński, Krzysztof Brejza i Marian Banaś.
Wiceprzewodniczący komisji z Koalicji Obywatelskiej Marcin Bosacki był we wtorek gościem "Rozmowy Piaseckiego". Był pytany o jego wcześniejsze stwierdzenie, że Pegasusem było inwigilowane ponad sto osób i o źródło takiej informacji.
- Z kilku źródeł, też - muszę powiedzieć - PiS-owskich. I to nie jednego źródła, z wysokich źródeł PiS-owskich. Mam je (informacje - red.) potwierdzone w innych (źródłach - red.), niezależnych od PiS-u - powiedział.
Dodał, że jeśli chodzi o inwigilowanych polityków PiS "to nie było kilka osób, tylko więcej". - Jeśli mam jakieś ramy wyznaczyć, to to jest więcej niż dziesięć - dodał Bosacki.
Zaznaczył, że "nie ma absolutnie żadnej wiedzy co do jakiejś listy inwigilowanych i nazwisk".
Siedem tysięcy licencji? Bosacki: nie jestem pewien, ale prawdopodobne
Bosacki był też pytany o pojawiające się doniesienia o wystawieniu siedmiu tysięcy licencji na użycie Pegasusa.
- Nie jestem tego pewien, ale uważam to za prawdopodobne. Z tym, że to nie znaczy, że było siedem tysięcy osób inwigilowanych. Trzeba rozróżnić licencję na strzały Pegasusem od osób inwigilowanych. Sam Krzysztof Brejza przez sześć miesięcy przed wyborami 2019 roku był co najmniej trzydzieści trzy razy atakowany Pegasusem - powiedział.
- To licencje, to nie są osoby, wobec czego na jedną osobę mogło być kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt albo i kilkaset licencji - wyjaśniał poseł KO.
Bosacki: nie było certyfikacji przez ABW, więc był wykorzystywany nielegalnie
Jak mówił Bosacki, z jego wiedzy wynika, że "nie było certyfikacji przez ABW systemu Pegasus". - Czyli ten system był w Polsce używany nielegalnie. Po drugie, sądy - jeśli się zgadzały - nie wiedziały, na co się zgadzają. Uważały, że zgadzały się na zwykłą kontrolę operacyjną, a Pegasus nie jest zwykłą kontrolą operacyjną - podkreślał.
Jego zdaniem Pegasus był wykorzystywany "głównie w celach takich, żeby zbierać informacje na temat niepewnych osób we własnym środowisku i wrogów politycznych lub innego typu przeciwników, jak prawnicy, dziennikarze, biznesmeni".
Poseł stwierdził, że używanie Pegasusa "było legalizowane" przez sądy, ale w jego ocenie "to nie było skuteczne, bo sądy nie wiedziały, na co się zgadzają".
Bosacki: wystąpiliśmy do służb o listę podsłuchiwanych numerów
Bosacki poinformował, że jako członkowie komisji śledczej posłowie wystąpili do służb o udostępnienie listy numerów telefonów wszystkich osób, które podsłuchiwano przy pomocy Pegasusa.
- Uznając, że jeśli - a o to się staramy - będziemy wszyscy mieli dostęp do informacji "ściśle tajne", to służby powinny się z nami podzielić wszystkimi swoimi informacjami, oczywiście pod rygorem tajności - powiedział.
- Jesteśmy w dialogu w trójkącie między komisją, koordynatorem służb specjalnych i ministrem sprawiedliwości, żeby wypracować model ujawniania tych nazwisk. (...) Ja jestem zdania, że najpierw powinny te osoby poznać prawdę o tym, że były inwigilowane, a dopiero potem należy ujawniać ich nazwiska - zastrzegł Bosacki.
Polska dostała Pegasusa w wyniku negocjacji Szydło z Netanjahu? "Tak"
Pytany, czy Polska pozyskała Pegasusa w wyniku negocjacji między byłą premier Beatą Szydło a premierem Izraela Benjaminem Netanjahu, odpowiedział: - Tak.
- Z tego, co wiemy, pierwszy raz rozmawiano o tym podczas wizyty Szydło u Netanyahu jesienią 2016 roku, a potem sfinalizowano te rozmowy latem 2017 roku podczas szczytu Grupy Wyszehradzkiej właśnie z udziałem premiera Netanyahu. (...) Ja nie wiem - wystąpiliśmy o to do KPRM-u, do MSZ, do służb - czy ona osobiście to robiła, ale podczas szczytu, na którym ona była obecna, ona i Netanjahu, prawdopodobnie dopięto tej transakcji - powiedział.
Przyznał, że to dlatego Beata Szydło znalazła się w pierwszej grupie wezwanych przed komisję. - Ale my sobie absolutnie zastrzegamy prawo do wezwania pana premiera Morawieckiego - zaznaczył.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24