- W głośnym procesie zeznawali dziś ważni świadkowie wypadku. Jedna z kobiet mówiła, że oskarżeni, którzy znajdowali się w pobliżu rannej dziewczyny mówili, żeby do niej nie podchodzić i jej nie dotykać. Powiedziała także, że dwóch z nich zamieniło się ubraniami.
- W trakcie jej zeznań w pewnym momencie Łukasz Żak wstał i powiedział, że nie będzie słuchał "oszczerczych kłamstw", po czym opuścił salę rozpraw.
- - Na tylnym siedzeniu znajdował się zakleszczony mężczyzna bez oznak życia oraz dwoje małych dzieci. Dzieci były przytomne, bardzo płakały. Dziewczynka była w spazmach – mówił przed sądem inny świadek.
- Według opinii biegłych Łukasz Żak w chwili wypadku był pijany i trzymał w ręku telefon komórkowy, którym nagrywał swoją brawurową jazdę. Miał pędzić z prędkością 226 km/h. Na Trasie Łazienkowskiej obowiązuje ograniczenie prędkości do 80 km/h.
Prokuratura zarzuca Żakowi spowodowanie śmiertelnego wypadku na Trasie Łazienkowskiej.
Proces w sprawie wypadku na Trasie Łazienkowskiej
W czwartek w Sądzie Rejonowym Warszawa-Śródmieście odbyła się kolejna rozprawa w procesie Łukasza Żaka (jest zgoda sądu na podanie nazwiska) oskarżonego o spowodowanie śmiertelnego wypadku na Trasie Łazienkowskiej we wrześniu 2024 r. W wypadku uczestniczyli kierujący białym volkswagenem arteonem Łukasz Żak, jego pasażerowie, a także jadąca fordem focusem czteroosobowa rodzina. W wypadku zginął 37-latek, a jego żona i dwoje dzieci ranni trafili do szpitala.
W trakcie czwartkowej rozprawy obrońcy Mikołaja N., Damiana J., Macieja O. i Kacpra K. wnieśli o uchylenie im tymczasowego aresztu. Wskazywali m.in. na to, że sąd przesłuchał prawie wszystkich kluczowych świadków, którzy byli na miejscu zdarzenia i że areszt ich klientów trwa ponad rok.
Dozór zamiast aresztu
Sędzia Maciej Mitera zgodził się na zamianę środka zapobiegawczego w postaci tymczasowego aresztu na dozór policji, zakaz opuszczania stolicy i zbliżania się do jednego ze świadków, pod warunkiem że wpłacą oni w ciągu siedmiu dni 75 tys. zł kaucji.
Z kolei Łukaszowi Żakowi z uwagi na duże prawdopodobieństwo, że jest on sprawcą wypadku, przedłużył areszt tymczasowy.
Podczas czwartkowej rozprawy zeznawało też dwóch świadków, którzy udzielali na miejscu pomocy poszkodowanym, oraz policjant.
23-latka opowiadała przed sądem, że wracała ze znajomymi ze Starego Miasta samochodem i gdy zatrzymali się na czerwonym świetle, minął ich z dużą prędkością biały samochód. Kobieta mówiła, że kiedy podjechali kawałek dalej, pod ich kołami nagle zaczął trzaskać plastik i wtedy zobaczyli, że doszło do wypadku na Trasie Łazienkowskiej, więc wyszli z auta, by pomóc poszkodowanym.
Kobieta podkreśliła, że zajęła się jednym z rannych mężczyzn, który był przy barierkach, a który w pewnym momencie poprosił o swój telefon, który znajdował się w białym arteonie. 23-latka zeznała, że wcześniej mężczyzna zaprzeczał, by nim podróżował.
– To wydało mi się dziwne – mówiła na sali rozpraw.
Zaznaczyła, że jej znajomi podbiegli do dziewczyny, która zakrwawiona leżała na ziemi. – Jej stan był bardzo ciężki – stwierdziła. Wskazała też na oskarżonych, którzy w dniu wypadku znajdowali się w pobliżu rannej dziewczyny, a którzy mówili, żeby do niej nie podchodzić i jej nie dotykać.
Dodała, że kiedy jej znajomi zapytali, dlaczego mają nie pomagać rannej, to usłyszeli, że służby ratunkowe się tym zajmą.
Świadek podkreśliła jednocześnie, że nie widziała, aby ci mężczyźni udzielali pomocy rannej. 23-latka mówiła także, że uznała, iż mężczyźni ci się znają oraz że zamienili się ubraniami.
Z zeznań kobiety z postępowania przygotowawczego wynika też, że padały słowa "jak leży, to niech leży".
W trakcie jej zeznań w pewnym momencie Łukasz Żak wstał i powiedział, że nie będzie słuchał "oszczerczych kłamstw", po czym opuścił salę rozpraw.
Następnie zeznawał mężczyzna, który razem z synem i jego kolegą wzywał służby i również pomagał rannym na miejscu wypadku. Mężczyzna opowiadał, że próbował pomóc osobom uwięzionym w fordzie focusie.
– Tam były zakleszczone cztery osoby. Kierująca pojazdem była przytomna – powiedział.
Podkreślił, że na tylnym siedzeniu znajdował się zakleszczony mężczyzna bez oznak życia oraz dwoje małych dzieci. – Dzieci były przytomne, bardzo płakały. Dziewczynka była w spazmach – mówił przed sądem. Zaznaczył też, że razem z innym mężczyzną wyciągał z fotela pasażera na przodzie arteona ranną kobietę z zakrwawioną twarzą, którą następnie ułożył na ziemi w pozycji bocznej, a jego syn podłożył pod nią bluzę.
W trakcie czwartkowej rozprawy zeznawał też policjant, który eskortował jednego z oskarżonych do szpitala. Z jego zeznań wynika, że mężczyzna twierdził, że nie kierował pojazdem oraz że nie zna nieprzytomnej, rannej kobiety zabranej karetką z jego miejsca.
– Powtarzał to kilkukrotnie. Jakby się uczył tego na pamięć – stwierdził.
Kolejny termin rozprawy sąd wyznaczył na 21 listopada.
Podczas poprzednich rozpraw Łukasz Żak przyznał się do dwóch zarzutów – kierowania volkswagenem oraz przekroczenia prędkości. Przeprosił rodzinę Rafała P., który zginął w wypadku, w szczególności jego dzieci, swoją byłą dziewczynę Paulinę K., a także wszystkich współoskarżonych. Dodał, że jego znajomi są, według niego, także pokrzywdzonymi.
Powiedział, że będzie składał wyjaśnienia na późniejszym etapie procesu. Mężczyźnie grozi od 5 do 30 lat więzienia.
Oprócz Łukasza Żaka na ławie oskarżonych zasiadło jego pięciu kolegów. Sprawa jednego z nich – Kacpra D. – została wyłączona do odrębnego procesu.
Współoskarżonym prokuratura zarzuciła m.in. utrudnianie postępowania karnego poprzez pomoc w uniknięciu odpowiedzialności karnej Łukaszowi Żakowi, nieudzielenie pomocy osobom znajdującym się w położeniu grożącym bezpośrednim niebezpieczeństwem utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.
Tragiczny wypadek na Trasie Łazienkowskiej
Do wypadku doszło 15 września 2024 roku na Trasie Łazienkowskiej na wysokości przystanku autobusowego "Torwar".
W wyniku zderzenia volkswagena i forda zginął 37-letni pasażer drugiego auta. Do szpitala trafiły trzy osoby z tego samochodu: kierująca nim 37-letnia żona zmarłego mężczyzny i ich dzieci w wieku czterech i ośmiu lat. Do szpitala trafiła także Paulina K., która podróżowała volkswagenem.
Po wypadku na miejsce zdarzenia dojechali znajomi Żaka, którzy pomogli mu uciec. Żaka zatrzymano w Lubece w Niemczech na podstawie europejskiego nakazu aresztowania.
Według opinii biegłych Łukasz Żak w chwili wypadku był pijany i trzymał w ręku telefon komórkowy, którym nagrywał swoją brawurową jazdę. Miał pędzić z prędkością 226 km/h. Na Trasie Łazienkowskiej obowiązuje ograniczenie prędkości do 80 km/h.
Autorka/Autor: ag/PKoz
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Piotr Nowak / PAP