W tym roku nikt nie został świadkiem koronnym, a w minionym sąd zaprzysiągł tylko jednego - wynika z informacji, do których dotarł portal tvn24.pl. Eksperci są zgodni: "koronni" pomogli rozbić najbardziej niebezpieczną przestępczość zorganizowaną, ale ich czas mija.
Suche liczby przekazane nam przez Prokuraturę Generalną wyglądają następująco: w tym roku sąd nie ustanowił żadnego świadka koronnego, a w dwóch ubiegłych latach zaprzysiągł po jednym. Dla porównania: w 2010 roku aż ośmiu przestępców otrzymało ten status. To najlepiej świadczy o zmierzchu tej budzącej emocje instytucji prawnej.
Świadek-bandyta
- Nie zdziwię się, jeśli przyjdą lata, że nie będzie ani jednej "korony" - mówi nam zastępca komendanta głównego policji gen. Mirosław Schossler, który nadzoruje piony śledcze.
To w policyjnym Centralnym Biurze Śledczym umiejscowiony jest wydział ochrony świadków koronnych. Od 18 lat, czyli od wprowadzenia do polskiego prawa tej instytucji, ochroną tak kandydatów, jak i zatwierdzonych świadków zajmują się tylko policjanci.
- O tym, jaką pracę policjanci wykonali, świadczy fakt, że dotąd żadnemu ze skruszonych nie stała się krzywda. A braliśmy i bierzemy udział również w międzynarodowych przedsięwzięciach - dodaje generał Schossler.
Jednak fakt, że prawo daje monopol na opiekę nad świadkami koronnymi policji, może być jedną z przyczyn zmieszania się ich liczby. Po prostu służby nie ufają sobie nawzajem. Ledwie przed trzema laty własny pion chciała budować największa służba specjalna - Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Jak sprawdziliśmy, również Centralne Biuro Antykorupcyjne nigdy dotąd nie miało swojego "skruszonego".
Materialny świat
Prokuratorzy, którzy mają doświadczenie w prowadzeniu spraw ze świadkami koronnymi, wskazują jednak na inne przyczyny: sprawy materialne.
- Życie świadka koronnego różni się od tego, co pokazują filmy z Hollywood. A co jeszcze ważniejsze, różni się od poziomu życia sprzed przystąpienia do programu - przyznaje zastępca prokuratora apelacyjnego w Warszawie Waldemar Tyl. Sam prowadził takie śledztwa, a dziś je nadzoruje. Na przyczyny materialne wskazują również badania doktora Zbigniewa Raua, który w 2013 r. opublikował studium o polskich "koronach". - Osoby przystępujące do programu mają bardzo duże oczekiwania finansowe, nierealne - mówi.
Trudno odróżnić, która z historii anonimowo opowiadanych przez policjantów i prokuratorów jest prawdziwa, a która to legenda. Głośna jest opowieść o jednym z najbardziej znanych świadków, który w licznych pismach żalił się, że nie stać go na naprawę psującego się basenu. O wyobrażeniach jednego z kandydatów mówi nam emerytowany policjant: - Przyznał mi się, że chciał zafundować na koszt państwa serię operacji plastycznych swojej żonie.
Sposób na mizerię finansową - około 3 tys. zł miesięcznie i to tylko dla tych, którzy rzeczywiście nie mają pracy - znalazł najgłośniejszy ze świadków koronnych, Jarosław S. "Masa", który napisał już kilka książek i na tym zapewne nie poprzestanie. Swoją opowieść dzieli na części, poświęcając kolejne tomy osobnym tematom: pieniądzom, kobietom czy porachunkom mafii.
Solidarność zabójców?
Paweł Wojtunik, w przeszłości szef CBŚ, dziś kierujący służbą antykorupcyjną CBA jest jednak daleki od żartów, gdy mówi o świadkach: - Ci z policjantów i prokuratorów, którzy zapomnieli, że informatorem lub koronnym zostaje przestępca, źle skończyli. To są ludzie zdemoralizowani, niebezpieczni, gracze. A tacy, którzy rzeczywiście zeszli z przestępczej drogi, to rzadkość.
Sama ustawa posiada bezpiecznik: wyłącza sprawców najcięższych przestępstw z grona kandydatów. Wśród takich są szefowie zorganizowanych struktur przestępczych i ci, którzy wzięli udział w zabójstwie. Oczywiste jest, że po 18 latach obowiązywania ustawy doskonale zdają sobie z tego sprawę członkowie grup przestępczych i ich obrońcy. Spytaliśmy doświadczonych policjantów i prokuratorów, czy jest możliwe, że zmuszając członków grupy do zabójstw, ich szefowie zapewniają sobie ochronę przed ewentualnością pojawienia się w niej świadka koronnego?
- To raczej mit. Ale niczego nie można wykluczyć. W każdym razie poza pogłoskami nie dotarły do mnie fakty - mówią nam zgodnie prokurator i oficer CBŚ.
Lustracja majątkowa
Ustawa nakłada na kandydatów też inne, ciężkie wymogi. Najpierw muszą złożyć obszerne zeznania, w których przyznają się do wszystkich przestępstw, jakie popełnili. Kandydaci przechodzą też dokładną lustrację majątku, co może się wiązać z jego utratą.
- Z tych obostrzeń zwolnieni są ci, którzy chcą pójść na współpracę w ramach artykułu 60 kodeksu karnego, czyli zostać "małym świadkiem koronnym" - zauważa prokurator Waldemar Tyl.
Tutaj jedynym warunkiem jest, by "mały świadek koronny" zeznał o przestępstwach, o których wcześniej nie wiedziały organy ścigania. O tym, czy uniknie kary, zdecyduje jednak dopiero sędzia po przeprowadzeniu całego procesu karnego.
Doskonałym przykładem jest sprawa byłego dyrektora w komendzie głównej policji i Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, Andrzeja M. Agenci CBA i prokuratorzy z warszawskiej apelacji odkryli, że wziął bodaj największą łapówkę w historii: ponad 3 mln złotych. Ale zatrzymany wraz z żoną i ojcem zdecydował się na współpracę z organami ścigania. Właśnie trafił do sądu akt oskarżenia przeciwko niemu i już oficjalnie wiadomo, że stara się właśnie o "nadzwyczajne złagodzenie kary".
- Mamy wielokrotnie więcej "małych świadków koronnych" niż pełnych "koron". Przestępcy to inteligentni ludzie i dziś oceniają, że bardziej im się to opłaca. Nie muszą nawet zeznać o wszystkich przestępstwach, o których wiedzą, czyli nie muszą niszczyć wszystkich swoich układów - wyjaśnia doświadczony prokurator.
A szef CBA Paweł Wojtunik mówi: - Instytucja świadka koronnego, któremu odpuszcza się wszelkie popełnione przestępstwa, zawsze budziła wątpliwości moralne. Trzeba jednak pamiętać, że to również dzięki świadkom koronnym udało się opanować brutalną przestępczość kryminalną z lat 90. i początku 2000.
Autor: Robert Zieliński (r.zielinski@tvn.pl) / Źródło: tvn24.pl