Składanie zeznań przed komisją śledcza ds. afery hazardowej przez byłą minister finansów Zyta Gilowska odbywało się w spokojnej atmosferze... do czasu. Gdy Jarosław Urbaniak z PO zaczął wypytywać byłą minister finansów o szczegóły jej rozmowy z Jarosławem Kaczyńskim, ta odmówiła odpowiedzi nazywając Urbaniaka "inkwizytorem".
Gilowska mówiła o pracach nad ustawą dotycząca gier i układów wzajemnych prowadzoną przez powołany przez nią zespół legislacyjny przy ministerstwie finansów. Zespół zakończył pracę 14 maja 2007 roku, a dzień później minister skierowała go do ustaleń międzyresortowych.
Minister wycina likwidację dopłat
Oba projekty dzieli zaledwie doba i jedna bardzo ważna różnica. W projekcie ustawy przedstawionym przez zespół przy ministerstwie finansów znalazł się zapis obniżający opodatkowanie dla wideoloterii. O ten zapis zabiegali przedstawiciele Totalizatora Sportowego, którzy zasiadali w zespole, a poparł je wtedy premier Jarosław Kaczyński. W marcu doszło spotkania Jarosława Kaczyńskiego, ministra Przemysława Gosiewskiego, wiceministra finansów Marcina Banasia i wiceministra skarbu Pawła Szałamachy. To po tym spotkaniu Banaś sporządził notatkę, w której znalazło się wezwanie do zespołu: "Realizując polecenie pana premiera, proszę o uwzględnienie przez zespół w projekcie nowelizacji ustawy o grach i zakładach wzajemnych zastosowanie preferencyjnej stawki podatkowej likwidacji dopłat do wideoloterii zgodnie z propozycjami Totalizatora Sportowego".
Gilowska zapis ten usunęła.
Ksiądz, spowiedź i inkwizycja
- Znam tę sprawę, ale to się działo przed 12 kwietnia, czyli szczęśliwą dla nas datą. Kiedy okazało się, że będziemy współgospodarzem Euro 2012, bardzo wiele rzeczy zmieniło - zeznała Gilowska. - Kiedy zespół przedstawił swój projekt finalny, czyli 14 maja stwierdziłam, że jeśli chodzi o wideoloterie, to jednak zespół sugeruje pewne preferencje i po krótkiej dyskusji stwierdziliśmy, że tych preferencji jednak nie chcemy - mówiła Gilowska.
I dodała. - Ja absolutnie żadnych istotnych decyzji nie podejmowałam bez wiedzy premiera Kaczyńskiego. Po 18 kwietnia rozmawiałam z nim dwa razy, przedstawiłam swoje argumenty i uzyskałam zgodę na swoje działania - zeznała. Poseł Urbaniak bardzo chciał wiedzieć jakich argumentów użyła w rozmowie z Kaczyńskim pani minister. Doszło do wymiany "uprzejmości":
Urbaniak: - Jakich argumentów pani używała w tych rozmowach?
Gilowska: - Przekonujących.
Urbaniak: - Niewątpliwie po owocach widać, że przekonujących. A konkretnie, gdyby pani przytoczyła te najważniejsze?
Gilowska: - Jest pan niepotrzebnie uparty. Ja tu zeznaję jako świadek, ale proszę mi wierzyć, to nie jest spowiedź powszechna. A pan nie jest księdzem. Używałam argumentów prawdziwych, w dodatku takich, które uznałam za prawdziwe. I przekonałam premiera.
Urbaniak: - Przysięgała pani, nie tylko mówić prawdę, ale i nie zatajać informacji.
Gilowska: - Jeśli w ten sposób rozumie pan zasady postępowania karnego, to mam wrażenie, że marzy pan o posadzie inkwizytora.
Urbaniak: - Szczerzę mówiąc, nie, ale to chyba nie jest przedmiotem naszej rozmowy.
Poseł PO nie ustąpił i dalej pytał o argumenty jakich użyła Gilowska w rozmowie z premierem Kaczyńskim. - Nie odpowiem nie dlatego, że coś zatajam, ale dlatego, że to nie ma żadnego znaczenia. Nie zobowiązałam się spowiadać ze wszystkiego, co wiem, w dowolnej sprawie – ucięła.
Wiedziałam, że dwa departamenty, w tym departament gier, niespecjalnie popisały się, nie najlepiej wypadły w ocenie kontrolerów, a także we wnioskach pokontrolnych, które otrzymałam w grudniu 2006 roku zg
"To była moja inicjatywa"
Gilowska więcej mówiła o kulisach rozwiązania departamentu gier losowych w ministerstwie finansów. Kto chciał rozwiązania departamentu gier losowych, interesowało Bartosza Arłukowicza z SLD. - Inicjatorem byłam ja jako minister finansów w rządzie pana Kazimierza Marcinkiewicza. Byłam inicjatorem rozwiązania departamentu gier, co automatycznie oznaczało zmianę statutu ministerstwa i co wymagało zgody premiera - dodała.
Nie miała zaufania
Jak tłumaczyła, podjęła taką decyzję, ponieważ znała ustalenia protokołu Najwyższej Izby Kontroli z kontroli w ministerstwie. - Wiedziałam, że dwa departamenty, w tym departament gier, niespecjalnie popisały się, nie najlepiej wypadły w ocenie kontrolerów, a także we wnioskach pokontrolnych, które otrzymałam w grudniu 2006 roku - mówiła.
Dodała też, że wiedziała z innych źródeł, że departament gier "jakoś tak być może niepotrzebnie skupia uwagę wielu osób i podmiotów". - Dodatkowo nie ukrywam, że z różnych powodów nie miałam pełnego zaufania do niektórych osób pracujących w tym departamencie - zaznaczyła. Kontrolę nad grami losowymi Gilowska przesunęła do departamentu Służby Celnej.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: PAP