Do Łodzi powróciła w sobotę późnym wieczorem grupa harcerzy przebywających na obozie w Suszku (Pomorskie), który został zniszczony przez nawałnicę. Zginęły dwie nastoletnie harcerki, 37 osób zostało poszkodowanych. W Łodzi na młodzież czekali między innymi rodzice, dziadkowie, koledzy.
Wśród oczekujących był dziadek 14-letniego Kuby. Przyznał, że informacja o tym, co się stało na obozie była dla niego szokiem. Jak mówił, rano włączył telewizor i wtedy usłyszał o tragedii, która wydarzyła się w miejscowości, gdzie na obozie przebywał jego wnuczek. Przyznał, że początkowo nie zdawał sobie sprawy z "powagi sytuacji". Dopiero, jak poinformowano, że zginęły dzieci, sprawa zaczęła być poważna - mówił.
Wyjaśnił, że nie można było się bezpośrednio skontaktować z wnuczkiem, bo jeszcze przed wyjazdem było polecenie organizatorów obozu, aby nie brać telefonów komórkowych. Kontakt był tylko z drużynowym. - To właśnie on zadzwonił do córki i powiedział, że z Kubą jest wszystko OK, że chłopak ma tylko lekkie zadrapania - wyjaśnił.
Trauma i niedowierzanie
Na przyjazd swoich koleżanek i kolegów czekała też jedna z łódzkich harcerek. Jak powiedziała, wiadomość o tym, co się dzieje na obozie, otrzymała w środku nocy. Przyznała, że była to dla niej wielka trauma i niedowierzanie. - Nikt nie spodziewał się, że jakakolwiek burza, która przechodzi przez obóz, skończy się tak tragicznie - mówiła.
Sama jeździ na obozy od ponad 10 lat. Przeżyła wiele burz, ale nigdy nie było tak dramatycznej sytuacji. Nie znała osobiście harcerek, które zginęły, ale - jak zaznaczyła - w harcerstwie wszyscy są siostrami i braćmi, i dlatego są one bliskie jej sercu.
W sobotę późnym wieczorem z dziennikarzami spotkał się wojewoda łódzki Zbigniew Rau, który był na miejscu zdarzenia. Jak poinformował, w czterech szpitalach pozostało jeszcze 12 dzieci. - Większość harcerzy wróciła w ciągu dnia z rodzicami. Ostatnia grupa, ponad 20 osób, przyjechała autokarem - wyjaśnił. Dodał, że w podróży towarzyszyły im panie psycholożki.
Podziękował służbom wojewody pomorskiego, także samorządom w powiecie chojnickim za opiekę nad harcerzami.
Pomoc dla dzieci i rodziców
Obecny na spotkaniu z mediami łódzki kurator oświaty Grzegorz Wierzchowski powiedział, że od niedzieli pracownicy kuratorium będą kontaktować się z dyrektorami i wychowawcami tych szkół, w których uczyli się uczestnicy obozu, a rodzicom, uczniom, zostanie udzielona niezbędna pomoc.
Poinformował również, że w niedzielę strażacy skontrolują siedem obozów znajdujących się na terenie województwa łódzkiego. - Z tego co wiem, wszyscy ich uczestnicy są bezpieczni - dodał.
Z kolei rzecznik łódzkiego okręgu ZHR Grzegorz Bielawski zapewnił, że na miejscu obozu trwa akcja zbierania wszystkich rzeczy, które zostały pozostawione przez uczestników.
Służby wojewody przypomniały, że na hasło "Dzieci z Suszka" poza kolejnością udzielana będzie pomoc psychologiczna dla uczestników obozu harcerskiego w Suszku i ich rodziców. Szczegółowe informacje można uzyskać pod numerem telefonu: 42 71 55 777.
Również zespół wykwalifikowanych psychologów ze Specjalistycznego Psychiatrycznego Zespołu Opieki Zdrowotnej przy ul. Aleksandrowskiej w Łodzi oczekuje na harcerzy i opiekunów - uczestników obozu.
W wyniku nawałnicy zginęły dwie harcerki
Na trzytygodniowym obozie w Suszku przebywało 130 harcerzy z łódzkiego okręgu ZHR. Opiekę nad nimi sprawowało, zgodnie z obowiązującymi przepisami, ośmiu wychowawców. Obóz został zatwierdzony w Kuratorium Oświaty zgodnie ze wszystkimi obowiązującymi przepisami.
Harcerze mieli wrócić do Łodzi 16 sierpnia. W nocy z piątku na sobotę w wyniku gwałtownych burz i wiatrów, jakie przeszły nad Pomorzem, obóz został zniszczony i odcięty od świata przez tarasujące drogi drzewa. W wyniku nawałnicy zginęły dwie dziewczynki. 37 osób zostało poszkodowanych.
W Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej została zarządzona żałoba.
Autor: arw//now / Źródło: PAP