Dla Oli i jej koleżanki to miało być zwykłe wyjście na miasto w ciepły, letni wieczór. Ale, gdy ktoś wrzucił do jej drinka pigułkę gwałtu, jej życie zamieniło się w piekło. Policyjne dane mówią, że co roku w Polsce dochodzi do około półtora tysiąca gwałtów, ale faktyczna liczba może być kilka razy większa. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Ola i jej koleżanka wyszły na miasto w ciepły, letni wieczór. Poszły do klubu w centrum Warszawy, jak wiele razy wcześniej, ale już nigdy później. Bo ta noc na zawsze zmieniła życie Oli.
- Byłyśmy tylko we dwie. Raczej jesteśmy z takich osób, które uważają na siebie gdzieś przy wychodzeniu. Jedyne co pamiętam, to są jakieś skrawki, w których widzę, że się bawimy. Są jacyś ludzie wokół nas, z kimś rozmawiamy. Jedyny obrazek, jaki pamiętam to, że się rozstajemy – wspomina kobieta.
Oli i jej przyjaciółce ktoś wrzucił do drinka pigułkę gwałtu. Ze zdarzenia wracają krótkie momenty, ale wolałaby o nich nie pamiętać. – To jakby człowiek był wyławiany spod wody, łapał oddech i znów tracił przytomność – mówi. - To były tylko jakieś przerywniki świadomości, sygnały wysyłane z ciała, przebijające się ponad świadomość – dodaje.
Sprawcy nie udało się znaleźć, DNA trafiło do policyjnej bazy
Ola została zgwałcona w swoim mieszkaniu. – Świadomość, że ten ktoś wie, jak ja wyglądam, wie i ma tę przewagę nade mną, że ja tego nie wiem, bo nie wiem kto to jest, to wzbudzało we mnie duży lęk – podkreśla.
Oprawcy nie znała, nie pamięta i pomimo dostarczonych przez nią dowodów w postaci prześcieradła i nagrań z monitoringu, nie udało się ustalić, kim był sprawca. Prokuratura po dwóch latach umorzyła śledztwo z powodu braku wykrycia sprawcy. Jego DNA zostało jednak w policyjnej bazie, więc jest nadzieja, że kiedyś uda się go zatrzymać i ukarać.
- Nie mam żadnego obrazu przed oczami. To jest pamięć ciała. Wiem, że były krótkie, ostre włosy – dodaje Ola. Przeprowadziła się do innego miasta, próbuje żyć normalnie, pracuje, zmieniła nazwisko.
Policja apeluje do ofiar gwałtów
Według policyjnych statystyk co roku w Polsce dochodzi do około półtora tysiąca gwałtów, ale według fundacji pomocowych faktyczna liczba jest 10 razy większa.
Tylko w ciągu ostatniego miesiąca, do jednej organizacji pomagającej ofiarom przestępstw, po pomoc zgłosiło się dziewięć zgwałconych osób. – To są gwałty, które najczęściej mają miejsce w sytuacjach publicznych, w klubach, w mieście, w okolicznościach wieczornych – mówi Maja Kuźmicz z Niebieskiej Linii.
- Jeśli chodzi o tę kategorię przestępstw, to mamy bardzo dużą "ciemną" liczbę czynów, czyli tych zdarzeń, o których organy ścigania nigdy się nie dowiadują – mówi rzeczniczka prasowa Komendanta Głównego Policji, mł. insp. Katarzyna Nowak.
Ofiary często nie chcą o tym mówić: wstydzą się, czują się winne, albo nie wiedzą, gdzie szukać pomocy. - Wystarczy telefon na numer 112. Nie musi nas zawiadamiać osoba zgwałcona, może to być ktoś bliski. Nam to wystarcza do podjęcia działań, ale musimy mieć sygnał do działań, a one angażują w minimalnym stopniu osobę pokrzywdzoną – podkreśla Nowak.
Apel ma mocne podstawy. Według policyjnych statystyk, w ubiegłym roku udało się wykryć prawie 90 proc. sprawców gwałtów - ale gwałtów zgłoszonych. Ofiary przestępstw mogą także uzyskać pomoc, dzwoniąc na całodobową Niebieską Linię - numer 116 123.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24