|

"Zwycięstwo w Le Mans warte więcej niż wygrana w wyścigu Formuły 1"

Robert Kubica nie krył dumy po zwycięstwie zespołu AF Corse w 24-godzinnym wyścigu Le Mans. Olbrzymią radość z wygranej Polaka czuje także Grzegorz Gac, który na antenie Eurosportu komentował prestiżowe zawody. - To jest jedno z największych osiągnięć polskiego sportu w historii - podkreślił w rozmowie z eurosport.pl. Artykuł dostępny w subskrypcji

Rywalizację w World Endurance Championship oglądaj w Eurosporcie oraz na platformie Max >>>

Niedziela była wielkim dniem dla polskiego motosportu. Kubica w cuglach, razem z Chińczykiem Yifey Ye i Brytyjczykiem Philem Hansonem, wygrał 93. edycję całodobowej rywalizacji na słynnym francuskim torze w najbardziej prestiżowej kategorii Hypercar. Jakby tego było jeszcze mało, w drugiej najważniejszej kategorii (LMP2) triumfował Inter Europol Competition, którego kierowcą jest Jakub Śmiechowski.

- Każdy polski kibic ma wyjątkowy powód do dumy. To jest jedno z największych osiągnięć polskiego sportu w historii, biorąc pod uwagę wszystkie dyscypliny sportu. Trzeba pamiętać o tym, że Le Mans to impreza sportowa o najwyższym prestiżu - z tej samej półki co Roland Garros czy Tour de France. Nie jest przypadkiem, że imprezy, które wymieniłem, to są imprezy organizowane we Francji. Ja zawsze mówię, że Francuzi mają wyjątkowy dar i talent do organizowania wielkich imprez sportowych - zaznaczył na wstępie rozmowy z eurosport.pl Grzegorz Gac, który komentował wyścig i bardzo przeżył zwycięstwo Polaka. 

- Nie myślałem, że dożyję takiej chwili - wyznał na antenie Eurosportu, gdy Kubica mijał linię mety w żółtym Ferrari i mrugał do kibiców oraz członków zespołu światłami.

- Rozmawiamy w poniedziałek rano, a jeszcze do końca to do mnie nie dociera i nie do końca wierzę w to, co się stało. I do tego jeszcze znakomity występ i drugie zwycięstwo zespołu polskiego Inter Europol Competition. To jest jakaś bajka po prostu - skwitował polski pilot rajdowy i komentator.

Gac: wszystkie gwiazdy poukładały się idealnie

Początek tegorocznej rywalizacji na Circuit de la Sarthe nie był zbyt udany dla wszystkich trzech zespołów Ferrari. Żaden nie wywalczył pole position, a prywatny AF Corse miał tylko 13. czas kwalifikacji. Okazało się, że rację mieli ci, którzy widzieli w tym rodzaj strategii i zasłonę dymną. Wszystkie trzy ekipy Ferrari - dwie fabryczne i trzecia z Kubicą w składzie - po starcie w sobotę o godzinie 16 szybko przesuwały się na czoło stawki. Początkowo kierowcy Porsche Penske, Peugeota, Toyoty i Cadillaca próbowali jeszcze walczyć z Ferrari, ale szybko na placu boju pozostała tylko niemiecka marka.

- Wiadomo było, że Ferrari jest bardzo mocne i jeśli wszystko dobrze pójdzie, to będzie wysoko. Cały ten program Ferrari został stworzony właśnie w dużej mierze z myślą o Le Mans i dwa lata temu, gdy już pod nowymi przepisami Ferrari powróciło do Le Mans, odniosło zwycięstwo, a w tym roku zrobiło to już po raz trzeci - podkreślił Gac.

W AF Corse przez ostatnie trzy i pół godziny jechał Kubica. Były kierowca Formuły 1 prowadzenie tracił tylko wtedy, gdy zjeżdżał na tankowanie i zmianę opon. Gdy rywale także meldowali się w pit-stopie żółte Ferrari o numerze 83 ponownie obejmowało prowadzenie. W ostatnich 40 minutach wyścigu Polak uzyskiwał najlepsze czasy okrążenia, których łącznie jego auto pokonało 387, momentami jego przewaga nad Porsche dochodziła do 18-19 sekund.

Kubica pierwszy przekroczył linię mety
Kubica pierwszy przekroczył linię mety
Źródło: Getty Images

- Na dwie-trzy godziny przed końcem wyścigu, gdy Kubica był za kierownicą żółtego samochodu i prowadził w stawce, obawiałem się - znając od środka realia sportu motorowego - że dojdzie do czegoś, co się nazywa team orders, czyli - tak, jak to bywało wcześniej w Formule 1 i innych seriach - nagle Kubica usłyszy: "Antonio (Giovinazzi) albo Alessandro (Pier Guidi - obaj z zespołu Ferrari, który ostatecznie zajął trzecie miejsce) is faster than you", jak w przypadku legendarnego wyprzedzania Felipe Massy i Fernando Alonso (podczas Grand Prix Niemiec w 2010 roku - red.) - zastanawiał się komentator Eurosportu. 

Nie był pewny triumfu zespołu Kubicy.

- Nadal wydaje mi się, że gdyby Ferrari miało trzy samochody w czołowej trójce, to doszłoby do takiego team order. Paradoksalnie dla nas, dla polskich kibiców, szczęśliwie Porsche się wbiło na 2. miejsce, pozostałe Ferrari albo miało problemy, albo coś strategicznie delikatnie zawaliło. My cały czas prowadziliśmy rozważania strategiczne, obliczaliśmy, ile paliwa, ile opon, ile czasu w alei serwisowej, itd. Na półtorej godziny przed końcem to już było wiadomo, że jeśli los nie spłata jakiegoś psikusa, to będzie dobrze. Szczęśliwie los i fortuna były po naszej stronie. Czy można było się tego spodziewać? Odpowiedź jest trochę niejasna - i tak, i nie. Na szczęście wszystkie gwiazdy poukładały się idealnie. W ten sposób mamy wyjątkową sytuację - w trzech kolejnych wyścigach w Le Mans trzy samochody, które Ferrari wystawia, mają na swym koncie zwycięstwo - zaznaczył dziennikarz.

Co ciekawe, historyczny triumf Kubicy w Le Mans miał miejsce w tym samym miesiącu, w którym w 2008 roku odniósł jedyne w karierze zwycięstwo w Formule 1 w Grand Prix Kanady na Circuit Gilles Villeneuve.

- To są zupełnie inne serie, zupełnie inne wyścigi. Wspólny mianownik jest tylko taki, że tutaj i tutaj szybko jeździmy, a kto przyjedzie pierwszy na metę, ten wygrywa. Poza tym to jest naprawdę inne ściganie i zupełnie inne samochody - podkreślił Gac.

Kubica stał się drugim obok Hiszpana Fernando Alonsa kierowcą w XXI wieku, który ma w kolekcji zwycięstwo zarówno w F1, jak i Le Mans.

- Zanim Alonso wygrał po raz pierwszy ten wyścig, to w ogóle takiego kierowcy nie było. To podpiera moją tezę, że to jest zupełnie inne ściganie. Dla mnie osobiście zwycięstwo w Le Mans jest warte znacznie więcej niż zwycięstwo w pojedynczym wyścigu Formuły 1. Ja jestem zafascynowany wyścigiem 24-godzinnym. Początek mojej fascynacji wyścigami dotyczył właśnie Le Mans, a nie F1. Może nie jestem obiektywny, ale z mojej perspektywy tak to wygląda. Cieszmy się tym, co mamy, a mamy gigantyczny sukces - przypomniał ekspert.

Zespół AF Corse triumfuje
Zespół AF Corse triumfuje
Źródło: Getty Images

Będzie jeszcze jeden powód do świętowania?

Ma nadzieję, że sukces Kubicy będzie miał wpływ na rozwój polskiego motosportu.

- W tej chwili popularność wyścigów w Polsce jest stosunkowo niewielka. Na pewno teraz więcej ludzi zacznie interesować się i oglądać wyścigi długodystansowe. Miejmy nadzieję, że przyniesie to efekty, szczególnie że w innych takich naprawdę prestiżowych dyscyplinach, które liczą się na arenie międzynarodowej, rzadko odnosimy sukcesy. Myślę, że Robert zrobił naprawdę dobrą robotę dla promocji polskiego sportu motorowego - dodał.

Odniósł się też do obietnicy złożonej przez krakowianina w 2021 roku. Wówczas koledze z zespołu, Louisowi Deletrazowi powiedział, że jeśli wygra 24h Le Mans, to więcej tam nie pojedzie, natomiast wróci do rajdów.

- Gdy Robert zakończył karierę w Formule 1, od razu powiedziałem, że jego przyszłość to są wyścigi długodystansowe. Dla niego wtedy prawie że nie było innej drogi. I tak się stało rzeczywiście. Nie bardzo widzę dla Roberta inną alternatywę, jeżeli dalej chce się ścigać. Rajdy to jest zupełnie inna ścieżka kariery. Jego zawsze do rajdów ciągnęło, podobnie jak do rallycrossów. Ostatnio powiedział coś takiego, że chciałby pojeździć, chociaż nie jest pewny, czy chciałby się ścigać - przypomniał Gac.

- Uważam, że najlepszą drogą dla niego jest teraz pójście za ciosem i kontynuowanie tego, co tutaj zrobił. Trzeba pamiętać o jednej bardzo ważnej rzeczy. Dzięki temu zwycięstwu i zdobytym punktom Robert wraz z kolegami awansowali na drugie miejsce w klasyfikacji generalnej mistrzostw świata WEC. A do końca sezonu pozostały cztery wyścigi, czyli - powiedzmy - krótsza połowa sezonu, jeśli chodzi o punkty możliwe do zdobycia. Bo najwięcej ich było za Le Mans. Być może będziemy mieli pod koniec sezonu jeszcze jeden powód do świętowania, czyli tytuł mistrza świata dla Roberta - zakończył komentator Eurosportu. 

Czytaj także: