Trwa nieprawdopodobna passa Janusza G., ps. Graf, jednego z najbardziej niebezpiecznych polskich gangsterów, która pozwala mu się wymykać wymiarowi sprawiedliwości. Tym razem brak tłumacza z języka polskiego w południowoafrykańskim sądzie oznacza, że Janusz G. “w ciągu tygodnia” może znaleźć się na wolności.
“Graf” jest oskarżony w Polsce o m.in udział w morderstwie i organizację serii brutalnych porwań biznesmenów dla okupu. Od lutego przebywa w areszcie na przedmieściach największego miasta Republiki Południowej Afryki - Johannesburga. Miejscowa agencja prasowa cytuje sędziego Abdula Khana, który zajmuje się sprawą jego ewentualnej deportacji do Polski. - Jesteśmy rozczarowani postawą polskiej ambasady i rządu, które nie robią nic, by nam pomóc - miał powiedzieć na specjalnie zwołanym briefingu prasowym.
Choroba tłumacza
Według sędziego problemem jest brak tłumacza z języka polskiego, który jest niezbędny, by “Graf” rozumiał, co się dzieje na sali sądowej. Wyznaczona wcześniej tłumaczka przestała się stawiać na rozprawy “z powodu choroby”. Dlatego sprawa spadała z wokandy już kilka razy, a teraz Abdul Khan ostrzega, że jeśli problem nie zostanie rozwiązany, to “Graf” wkrótce odzyska wolność.
- O problemie dowiedzieliśmy się z mediów. Natychmiast skontaktowaliśmy się z odpowiednimi władzami. Wcześniej nikt nas o problemach nie informował i byliśmy przekonani, że obowiązuje umowa o tym, że całą sprawą zajmuje się Interpol. Dlatego, że sam Janusz G. nie chciał naszej pomocy - usłyszeliśmy w polskiej ambasadzie w Pretorii. Do momentu publikacji tej informacji oficjalnych odpowiedzi na nasze pytania jednak nie otrzymaliśmy.
Trafy "Grafa"
Ale to nie pierwszy szczęśliwy - dla "Grafa" - zbieg okoliczności w jego potyczkach z wymiarem sprawiedliwości. Wyszedł z polskiego aresztu - mimo kilku toczących się procesów - latem ubiegłego roku. Sąd uznał, że zbyt długo przebywa już w areszcie tymczasowym. I to, pomimo że zasiadał na ławie oskarżonych jako wykonawca zlecenia porwania i morderstwa maklera giełdowego Piotra Głowali. Według aktu oskarżenia zrobił to, działając na zlecenie rekina polskiej finansjery Janusza L., który dziś mieszka w... Republice Południowej Afryki. Biznesmen także jest już poza zasięgiem polskiego wymiaru sprawiedliwości, gdyż jego sprawa o ekstradycję zakończyła się klęską prokuratury.
Przeciwko “Grafowi” toczył się również proces o brutalne porwanie syna znanego biznesmena z Wielkopolski. Odzyskał on dziecko, ale wcześniej musiał przepisać pół posiadanej przez siebie wyspy oraz inne nieruchomości na osoby wskazane przez ludzi “Grafa”. Mimo to warszawski sąd uznał latem ubiegłego roku, że “Grafowi” uchyli areszt. Sąd nie wydał decyzji o odebraniu mu paszportu, gdyż... ten nigdy wcześniej paszportu nie miał - dowiedział się portal tvn24.pl.
- “Graf” wykorzystał lukę w prawie. Wojewoda wydał mu (już po zwolnieniu z aresztu - red.) paszport, bo nie miał żadnej adnotacji, że nie powinien - mówi nam jeden z oskarżycieli z warszawskiej Prokuratury Apelacyjnej.
W stronę słońca
Nim “Graf” odnalazł się w RPA, zażądał zwrotu kilkunastu milionów złotych od jednej z giełdowych spółek. Według niego - a także reprezentującego go mecenasa - gdy przebywał w areszcie, spółka sprzedała należącą do niego nieruchomość Ta sprawa również trafiła do prokuratury, gdyż przedstawiciele spółki poczuli się zastraszani i szantażowani przez “Grafa”. Ale i to śledztwo utknęło w miejscu, gdy “Graf” - posługując się zupełnie legalnym paszportem - wyjechał do RPA. Jak nieoficjalnie zapewniali nas pracownicy ambasady, “zrobią wszystko", by “Graf” rozliczył się z polskim wymiarem sprawiedliwości.
Autor: Robert Zieliński (r.zielinski@tvn.pl)//rzw
Źródło zdjęcia głównego: shutterstock.com