Prokuratura w Olsztynie umorzyła śledztwo, w którym sprawdzała, dlaczego znany łódzki prokurator nie wystąpił do sądu o zgodę, by nagrana rozmowa Cezarego Grabarczyka mogła być dowodem w postępowaniu dotyczącym m.in. egzaminów na broń. Z tłumaczenia olsztyńskiej prokuratury wynika, że w przypadku tej rozmowy istniały poszlaki, ale nie było dowodu wskazującego na to, że mogło dojść do korupcji.
Łódzki prokurator Krzysztof Kopania nie wystąpił do sądu z wnioskiem o tzw. zgodę następczą ws. nagrania Grabarczyka (na wykorzystanie nagrania jako dowodu w postępowaniu).
"Treść przeanalizowanego w toku postępowania materiału operacyjnego wskazuje, że zarówno funkcjonariusze BSW KGP Wydział w Łodzi, jak i prokurator dokładnie przeanalizowali zgromadzony w sprawie materiał z kontroli operacyjnej. Pewne poszlaki zachowań potencjalnie naruszających normy prawne, niczym nie potwierdzone, nie mogły stanowić podstawy wniosku o wyrażenie tzw. zgody następczej" - czytamy w komunikacie olsztyńskiej prokuratury o powodach umorzenia śledztwa.
Prokurator Kopania wystąpił jednak o taką zgodę w przypadku Seligi.
Nagranie Grabarczyka bez płatnej protekcji
Czy takich poszlak nie było w przypadku rozmowy ówczesnego naczelnika Wydziału Postępowań Administracyjnych KWP w Łodzi z Cezarym Grabarczykiem? - dopytujemy rzecznika olsztyńskiej prokuratury.
- Nie było podstaw, by rozpatrywać przypadek płatnej protekcji. Zebrany materiał nie dawał dodatkowego potwierdzenia, że mogło dojść do takiego przestępstwa - odpowiada prokurator Zbigniew Czerwiński. Zaś w komunikacie śledczy stwierdzili dodatkowo:
"Wszelkie przepisy o kontroli operacyjnej należy rozumieć ściśle, bowiem jest to daleko idąca ingerencja w chronione Konstytucją prawa i wolności obywatelskie. Niemożliwe jest zatem, aby hipotezy czy przypuszczenia stanowiły podstawę wystąpienia z wnioskiem o tzw. zgodę następczą, bowiem z art. 19 ust 15c cyt. ustawy wynika wprost, że podstawą wystąpienia z wnioskiem o tzw. zgodę następczą jest uzyskanie dowodu popełnienia przestępstwa lub przestępstwa skarbowego, a nie hipotezy o możliwości jego popełnienia".
Wideokonferencja i umorzenie
Olsztyńskie śledztwo umorzono nadzwyczaj szybko, bowiem krócej niż dobę po publikacji naszego materiału.
Rzecznik w ubiegłym tygodniu mówił nam, że w sprawie są jeszcze dodatkowe czynności do wykonania. W czwartek między olsztyńską prokuraturą a Prokuraturą Generalną trwały gorączkowe wideokonferencje.
To właśnie kierownictwo Prokuratury Generalnej przekazało śledczym z Olsztyna materiały, by sprawdzili oni, czy łódzki prokurator mógł dopuścić się niedopełnienia obowiązków poprzez niezłożenie wniosku ws. nagrania Grabarczyka.
- Przeanalizowaliśmy materiał, który mieli do dyspozycji śledczy z Łodzi i który wzbudził wątpliwości. W nagraniach i załączonych przez BSW analizach nie było dowodów na popełnienie przestępstwa, a jedynie poszlaki, które wskazywały, że mogło dojść do czynu zabronionego. Na tej podstawie nie można było podjąć innych decyzji niż podjęli prokuratorzy w Łodzi - uzasadnia Czerwiński.
Olsztyńscy prokuratorzy zwracają uwagę na fakt, że przedstawiciele Biura Spraw Wewnętrznych już podczas przekazywania łódzkim prokuratorom zgromadzonego materiału dowodowego dołączyli analizę, z której wynikało, że w nagraniach Grabarczyka nie ma dowodów na popełnienie przestępstwa, a jedynie poszlaki. Tym samym już funkcjonariusze policji zwracali uwagę na bezzasadność zwracania się do sądu z wnioskami, by rozmowy mogły zostać uznane za dowód. Łódzki prokurator ocenił nagrania w identyczny sposób.
Minister składa dymisję
Olsztyńskie śledztwo to odprysk głównej sprawy - czyli nieprawidłowości i podejrzeń korupcji w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Łodzi.
Olsztyńscy śledczy sprawdzali, czy prokurator Kopania z Łodzi zgodnie z prawem nie wystąpił do sądu z wnioskiem o uznanie nagrania Grabarczyka za dowód w tej sprawie. Były minister nagrał się bowiem w trakcie rozmowy ze Zbigniewem K. - w 2012 roku naczelnikiem Wydziału Postępowań Administracyjnych KWP w Łodzi. K. był podsłuchiwany w związku z podejrzeniem nieprawidłowości i korupcji przy egzaminach i wydawaniu pozwoleń na broń. Zaś były minister - według słów rzecznik resortu sprawiedliwości - przystąpił do takiego egzaminu 19 marca 2012 roku.
W tym samym roku główne śledztwo przeniesiono do Prokuratury Okręgowej w Ostrowie Wielkopolskim. Jednym z prokuratorów, który je tam prowadził, był Krzysztof Drygas. Prokurator przeanalizował dotychczasowe materiały i postanowił sprawdzić, czy są podstawy, by Grabarczyk mógł ponieść odpowiedzialność karną. W międzyczasie polityk PO został szefem resortu sprawiedliwości. Drygas chciał m.in. przeszukać biuro poselskie Grabarczyka. Jednak jego przełożeni uchyli tę decyzję i odebrali Drygasowi sprawę (mieli do tego prawo).
Grabarczyk 20 kwietnia zeznawał jako świadek - portal tvn24.pl informował o tym jako pierwszy. Wiceszef ostrowieckiej prokuratury stwierdził, że na tym etapie nie było dowodów wskazujących, by polityk mógł być podejrzanym.
Po naszej publikacji minister Cezary Grabarczyk złożył dymisję, która została przyjęta. Obecnie w prokuraturze w Ostrowie Wlkp. trwa analiza jego zeznań.
Autor: Maciej Duda, Bartosz Żurawicz / Źródło: Tvn24.pl, TVN24 Łódź