36-letnia Małgorzata i trzyletnia Laura zginęły trzy lata temu potrącone na poboczu przez samochód. Kierowca winny wypadku w listopadzie zeszłego roku został prawomocnie skazany na 2,5 roku więzienia. Ale nie poszedł siedzieć, bo sąd zgodził się na odroczenie kary. W poniedziałek, po zażaleniu złożonym przez prokuraturę, sprawą zajął się sąd odwoławczy.
Krzysztof S. śmiertelnie potrącił kobietę w ciąży i jej trzyletnią córkę. Został za to prawomocnie skazany na 2,5 roku więzienia. Zwrócił się jednak do sądu o odroczenie kary. I dostał na to zgodę. Tę decyzję zaskarżyła jednak prokuratura. W poniedziałek 10 lipca tym odwołaniem zajął się wydział penitencjarny Sądu Okręgowego w Bielsku-Białej.
Sędzia nie wpuścił nas na posiedzenie. Wyjątkowo zgodził się na udział pokrzywdzonego Andrzeja Rodaka, męża i ojca ofiar wypadku. Obecni byli też prokurator i obrońca Krzysztofa S. Skazany nie przyszedł do sądu.
Posiedzenie trwało dwa razy dłużej, niż zaplanowano - ponad pół godziny. Po zakończeniu prokurator i obrońca odmówili nam informacji, jaka zapadła decyzja. Andrzej Rodak przekazał nam, że sąd odwoławczy zmienił decyzję sądu pierwszej instancji - i nie zgodził się na odroczenie kary.
Informację potwierdził sędzia Jarosław Sablik, rzecznik Sądu Okręgowego w Bielsku Białej.
Nie ma już od tego odwołania. Oznacza to, że Krzysztof S. powinien trafić do więzienia. Zgodnie z prawem, powinien niezwłocznie zostać doprowadzony do aresztu, a potem może jedynie ubiegać się o przerwę w odbywaniu kary.
Skazany na więzienie pracuje w szpitalu
Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, powodów odroczenia, na które powoływał się w swoim wniosku skazany, było kilka.
Krzysztof S. jest lekarzem. - Obrońca argumentował, że S. podpisał w marcu kontrakt ze szpitalem. On śmieje mi się w oczy. Był już wtedy prawomocnie skazany i podpisał kontrakt - mówi Rodak. - Sędzia powiedział w uzasadnieniu swojej decyzji, że uzasadnienie wniosku o odroczenie było lapidarne, że w świetle prawa nie ma znaczenia, jaki status społeczny ma skazany, czy to jest ślusarz czy bezrobotny czy lekarz - mówi pokrzywdzony.
S. widnieje jako lekarz jednej z przychodni na stronie szpitala w mieście powiatowym na południu Polski. Według harmonogramu przychodni, przyjmował pacjentów, gdy sąd odwoławczy rozpatrywał jego wniosek. Codziennie ma wizyty.
Okręgowy Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej Beskidzkiej Izby Lekarskiej po prawomocnym wyroku dla S. prowadził wobec niego czynności sprawdzające. W szczególności badał kwestię nieudzielenia pomocy przez sprawcę - lekarza ofiarom wypadku. Ostatecznie jednak nie wszczął postępowania wyjaśniającego. Krzysztof S. może więc bez przeszkód pracować w swoim zawodzie.
Zapytaliśmy szpital, czy i dlaczego podpisano kontrakt z lekarzem, prawomocnie skazanym na karę pozbawienia wolności. Co się stanie teraz z jego pacjentami? Z informacji przychodni wynika, że nie mają więcej lekarzy tej specjalności.
Dyrekcja lecznicy odpowiedziała w poniedziałek po godzinie 15.
"Umowa cywilnoprawna z Krzysztofem S. [w oryginale jest pełne nazwisko - red.] została podpisania z terminem obowiązywania od 01.03.2023 r. w wyniku postępowania konkursowego w przedmiocie realizacji świadczeń zdrowotnych w poradni laryngologicznej. W toku przeprowadzonej procedury konkursowej oferta przeszła pozytywną weryfikację w zakresie kwalifikacji zawodowych i innych wymagań stawianych oferentowi, w tym pozytywnie zweryfikowano prawo wykonywania zawodu lekarza. Ww. lekarz posiada aktualne prawo wykonywania zawodu do dzisiaj, albowiem zapadłym wyrokiem karnym nie został go pozbawiony" - czytamy w przesłanej mailem odpowiedzi.
Dyrekcja dodała, że był to kolejny konkurs w tym zakresie - na dwa poprzednie nie wpłynęła żadna oferta.
Szpital informuje, że S. miał kontynuować opiekę nad pacjentami, którą zapewnia od 2006 roku.
Nie udzielił pomocy ofiarom
36-letnia Małgorzata, będąca w drugim miesiącu ciąży i jej trzyletnia córka Laura zostały potrącone 22 października 2020 w swojej miejscowości, w Gilowicach pod Żywcem, nieopodal domu. Gdy wjechał w nie samochód z Krzysztofem S. za kierownicą, stały na poboczu, na podjeździe przed bramą sąsiadki. Świadkiem wypadku był Andrzej Rodak, mąż i ojciec ofiar.
Śledztwo i proces wykazały, że kobieta i dziecko nie zawiniły. Znajdowały się 2,5 metra od krawędzi jezdni. Według prokuratury i sądu, Krzysztof S. był trzeźwy, ale jechał nieostrożnie i nieprzepisowo. W terenie zabudowanym, na krętej drodze bez chodnika, przekroczył prędkość o 17 kilometrów na godzinę. Tuż przed wypadkiem skończył rozmowę telefoniczną, a po wypadku nie udzielił pomocy ofiarom, mimo że jest lekarzem.
Kierowca wyjaśniał w śledztwie, że zjechał na pobocze, bo pod koła wybiegł mu pies i chciał go ominąć. W sądzie mówił co innego - że nic nie pamięta, bo chwilowo utracił świadomość, co mogło być spowodowane cukrzycą typu drugiego. Wykazał w procesie, że cierpi na tę chorobę, jednak sąd nie przyjął jego linii obrony, ponieważ według biegłego lekarza cukrzyca typu drugiego bardzo rzadko powoduje utratę przytomności.
Nie poszedł do więzienia
Sąd Rejonowy w Żywcu orzekł dla kierowcy 2,5 roku więzienia. Obie strony odwołały się od wyroku. Andrzej Rodak, który był oskarżycielem posiłkowym, żądał maksymalnej kary za to przestępstwo - ośmiu lat pozbawienia wolności. Krzysztof S. w ogóle nie chciał iść za kraty. Chociaż nie wypierał się, że spowodował śmiertelny wypadek i nie pomógł ofiarom, prosił sąd o uniewinnienie, wyrok w zawieszeniu lub w systemie dozoru elektronicznego.
29 listopada 2022 Sąd Okręgowy w Bielsku-Białej podtrzymał wyrok pierwszej instancji. S., obecny zawsze na rozprawach, tym razem nie stawił się do sądu. Odpowiadał z wolnej stopy i mimo prawomocnego wyroku dotąd nie został doprowadzony do aresztu.
Wykonaniem wyroku zajmuje się sąd pierwszej instancji, w tym przypadku żywiecki. Wedle przepisów, po zwrocie akt sprawy z sądu w Bielsku-Białej powinien przesłać odpis orzeczenia do najbliższego aresztu śledczego oraz wydać nakaz doprowadzenia S. Miał na to maksymalnie 21 dni.
Skazany mógł prosić sąd, by zamiast doprowadzenia przez policję zastosowano procedurę, obowiązującą jeszcze w zeszłym roku, czyli wezwanie do aresztu. Nie dowiedzieliśmy się, czy S. o to wnioskował.
24 lutego 2023 roku złożył do sądu w Żywcu wniosek o odroczenie wyroku na sześć miesięcy, powołując się na artykuł 151 paragraf 1 Kodeksu karnego wykonawczego. Żaden z sądów, ani w Żywcu, ani w Bielsku nie przekazały nam, jaką konkretnie przyczynę podał we wniosku skazany.
Sąd musi odroczyć wykonanie kary, jeśli skazany jest ciężko chory i nie ma możliwości leczenia w warunkach izolacji. Mówi o tym artykuł 150. W przypadku artykułu 151 sąd odracza wedle własnego uznania, jeśli na przykład stwierdzi, że natychmiastowe wykonanie kary niesie zbyt dotkliwe skutki dla skazanego lub jego bliskich, kiedy w jego rodzinie jest osoba chora i tylko skazany może się nią zaopiekować, kiedy skazany jest jedynym żywicielem rodziny. Sytuacją, na którą może powołać się skazany, są na przykład żniwa. W przypadku Krzysztofa S. mogli to być pacjenci, których w swoim przekonaniu nie mógł zostawić. Sąd daje skazanym czas na uporządkowanie spraw.
17 kwietnia sąd w Żywcu zgodził się odroczyć karę na pół roku, ale od tej decyzji odwołała się żywiecka prokuratura. Andrzej Rodak nie miał takiej możliwości - nie jest stroną w tzw. postępowaniu wykonawczym. Od żywieckiego sądu nie dowiedział się nawet, dlaczego kara w pierwszej instancji została odroczona.
Gdzie jest sprawiedliwość?
Od prawomocnego wyroku minęło już ponad sześć miesięcy, o które we wniosku o odroczenie prosił S.
- Zabił kobietę w ciąży i trzyletnie dziecko i zostawił nas - mówił nam Rodak po decyzji o odroczeniu w pierwszej instancji. - Mógł hamować, mógł pomóc, mógł tyle rzeczy zrobić, a ratował swój samochód. My nic nie mogliśmy. Nie było po naszej stronie żadnej winy. Mija trzeci rok. Psychiatra stwierdził u mnie stres pourazowy, mam przez to problemy z sercem. Ja cierpię. A on gdzie jest? Gdzie jest sprawiedliwość?