Pies rasy pitbull zaatakował we wtorek 47-latka w Gdyni. Mężczyzna zmarł w wyniku odniesionych obrażeń. Jak dowiedział się nieoficjalnie portal tvn24.pl, pies należy do jednego z braci B., którzy zarządzali gangiem sutenerów. Przestępcy między innymi tatuowali zmuszane do prostytucji kobiety.
Jak wynika z ustaleń prokuratury, przy ulicy Pańskiej w Gdyni 47-letni mężczyzna wyprowadzał dwa psy, którymi opiekowała się jego znajoma. Jeden z nich zaatakował mężczyznę, który w wyniku odniesionych obrażeń zmarł. Pierwszą informację i zdjęcie z miejsca zdarzenia otrzymaliśmy na Kontakt 24.
Jak wynika z nieoficjalnych informacji, do których dotarł portal tvn24.pl, psy należą do jednego z braci B., którzy zostali zatrzymani w Hiszpanii po wielkiej operacji kilku europejskich policji, nadzorowanej przez Europol.
ZOBACZ: Trójmiejski klan sutenerów
- Były pod opieką żony. Ale wychodził z nimi właśnie ten mężczyzna. Psy go bardzo dobrze znały, bo jest to wieloletni wspólnik braci, przebywał z nimi w Hiszpanii - usłyszeliśmy od jednego z policjantów.
Bracia B.
Są też znani jako gang sutenerów działających w Gdyni od czerwca 2009 do września 2013 roku. Szefem był Aleksander B., z wykształcenia pedagog, w swoim środowisku znany jako "Złoty", "Mniejszy" lub "Olo". Ściśle współdziałali z nim jego bracia: Leszek B. i Paweł B.
Grupa działała głównie na terenie Gdyni-Witomina, gdzie mieszkała większość jej członków. Miała jednak plany rozszerzenia działalności niemal na całe Pomorze. Bracia B. zarządzali w sumie czterema agencjami działającymi na terenie Gdyni, w których na przestrzeni czterech lat pracowało nawet 70 kobiet. Bracia wyszukiwali również inne agencje towarzyskie i groźbami oraz przemocą zmuszali pracujące tam kobiety do płacenia haraczu w wysokości nawet dwóch tysięcy złotych miesięcznie.
Prokuratorzy wyliczyli, że w ciągu czterech lat działalności grupa zarobiła na prostytucji nie mniej niż 5,8 miliona złotych. Pieniądze były rozdzielane według uznania braci B. pomiędzy członków grupy pomagających im w ściąganiu haraczy, pilnowaniu prostytutek, umawianiu i kontrolowaniu ich pracy.
Tatuowali kobiety
Ofiary były werbowane głównie w sopockich i gdyńskich dyskotekach i klubach. Gangsterzy wyszukiwali kobiety z problemami finansowymi. Oferowali pożyczki. Gdy nie mogły ich spłacić, padała propozycja świadczenia usług seksualnych.
Potem kobiety były bite i zmuszane do takiej pracy.
Zarówno te, które dobrowolnie świadczyły usługi seksualne, jak i te zmuszane, były traktowane jak niewolnice. Niektóre miały szokujące tatuaże, podkreślające, do kogo należą, jak "Niewolnica Pana Leszka". Znajdowały się na nogach, plecach, ramionach i w miejscach intymnych. Tatuowane było też słowo "Organizacja".
Podpalenie
Już dekadę temu na trop ich działalności wpadli policjanci z Centralnego Biura Śledczego. Zatrzymali wtedy całą trójkę braci oraz dwunastu pracujących dla nich mężczyzn. Śledczy przekazali mediom zdjęcia wytatuowanych kobiet. Jednak w 2015 roku sąd zdecydował, że proces może się toczyć, gdy bracia opuszczą areszt tymczasowy. Wykorzystali decyzję i przenieśli działalność do Danii.
Dwa lata później w mieście Aalborg doszło do tragedii. Według ustaleń śledczych bracia wysłali dziewięciu członków gangu, by zastraszyć konkurencję. Mieli za zadanie podpalić dom, w którym działał konkurencyjny dom publiczny. W efekcie zginęła 21-letnia kobieta oraz jeden z napastników, który przypadkowo oblał się benzyną.
Hiszpania
To był moment, w którym nad grupą braci B. zaczęło pracować kilka europejskich policji, a koordynacją wysiłków zajął się Europol. Za braćmi B. wkrótce wystawiono nakazy aresztowania za zlecenie zabójstwa, usiłowanie zabójstwa oraz czerpanie korzyści z nierządu i handlu narkotykami.
Okazało się, że po tragedii w Danii bracia przenieśli się do Hiszpanii, gdzie skupili się na handlu narkotykami. Dzięki informacjom zdobytym przez policjantów z CBŚP ujęto ich w 2019 roku, przejmując 220 kilogramów haszyszu i likwidując ogromną plantację marihuany.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Darek K/ Kontakt 24