Sąd Okręgowy w Gdańsku nakazał Lechowi Wałęsie przeproszenie byłego stoczniowca Henryka Jagielskiego i zapłacenie mu 15 tysięcy złotych wraz z odsetkami między innymi za twierdzenie, że ten był tajnym współpracownikiem SB. Byłego prezydenta nie było w sądzie. Wyrok nie jest prawomocny.
Sąd Okręgowy w Gdańsku w czwartek ogłosił wyrok w procesie o naruszenie dóbr osobistych z powództwa byłego pracownika Stoczni Gdańskiej Henryka Jagielskiego przeciwko Lechowi Wałęsie. Jagielski pozwał Wałęsę do sądu za nazwanie go tajnym współpracownikiem SB.
W toku procesu powód zarzucił pozwanemu także mówienie nieprawdy o jego przynależności do "jakiegoś dziwnego stowarzyszenia o zbrodniczym charakterze" oraz że "pobił kolegę w stoczni w latach 70." Pełnomocnik pozwanego, mecenas Maciej Prusak w swojej mowie końcowej wniósł o oddalenie powództwa w całości.
Przeprosiny i odszkodowanie
Sąd nakazał Wałęsie przeproszenie Jagielskiego za nazwanie go tajnym współpracownikiem SB, za zarzucenie mu pobicia kolegi w stoczni oraz że należał do "tajnego stowarzyszenia". Przeprosimy mają być zamieszczone na twitterze, na portalach gazeta.pl i dziennik.pl oraz przekazane Jagielskiemu listownie.
Sąd nakazał Wałęsie wysłane do Jagielskiego listu z przeprosinami o następującej treści: "Przepraszam Henryka Jagielskiego za bezprawne pomówienie go 20 stycznia 2017 r. podczas konferencji naukowej organizowanej przez IPN (…) o to, iż dopuścił się pobicia stoczniowca, był tajnym współpracownikiem SB, w latach 50., zawarł tajne, antykomunistyczne przymierze z dwoma kolegami (…). Żadna z powyższych okoliczności nie miała miejsca ja zaś nie byłem uprawniony do formułowania tego typu twierdzeń. Wyrażam głębokie ubolewanie, że w ten sposób naruszyłem dobre imię Henryka Jagielskiego".
Sąd nakazał też Wałęsie opublikowanie na swój koszt przeprosin w formie ogłoszenia prasowego na portalach www.gazeta.pl i www.dziennik.pl - "nieprzerwanie przez siedem dni, bezpośrednio pod nazwą wyborcza.pl i odpowiednio dziennik.pl na szerokość całej strony".
Sąd nakazał też byłemu prezydentowi opublikowanie następujących przeprosin na swoim profilu na portalu społecznościowym twitter: "Przepraszam Henryka Jagielskiego za bezpodstawne pomówienie go w dniu 14 listopada 2017 r. na moim profilu społecznościowym twitter o to, iż w sądzie zostało udokumentowane oraz potwierdzone przez świadków, jakoby Henryk Jagielski był agentem SB, zaś donosy znajdujące się w mojej teczce pochodzą z jego teczki. Oba te twierdzenia są nieprawdziwe, nie byłem zatem uprawniony do formułowania tego typu twierdzeń".
Sąd zakazał też Wałęsie rozpowszechniania w jakiejkolwiek formie informacji na temat tego, że powód dopuścił się pobicia stoczniowca, był tajnym współpracownikiem SB, w latach 50. zawarł tajne antykomunistyczne przymierze z dwoma kolegami.
"To pomówienie hańbiące powoda"
Rejestrację Jagielskiego potwierdził na pierwszej rozprawie dyrektor Wojskowego Biura Historycznego Sławomir Cenckiewicz. Przyznał wówczas, że pracując wraz z Piotrem Gontarczykiem nad książką "SB a Lech Wałęsa" (wydana w 2008 r. przez IPN) odkrył, że SB zarejestrowała Jagielskiego w latach 60. jako swojego tajnego współpracownika o pseudonimie "Rak". Jednak nie zachowały się żadne dowody na działalność operacyjną oprócz wspomnianej karty rejestracyjnej.
W ocenie sądu "twierdzenie jedynie na tej podstawie, że ktoś był agentem SB jest zbyt daleko idące i pozwany wykazał się tutaj daleko idącą lekkomyślnością opierając na tym swoje przekonanie o współpracy powoda z SB". "Niezrozumiałe jest, że osoba taka jak Lech Wałęsa, świadoma tego, jakie warunki trzeba spełnić, żeby uznać daną osobę za współpracownika tajnych służb, formułuje publiczne twierdzenia wobec Jagielskiego jedynie na podstawie wzmianki na temat rejestracji". - Takiej wypowiedzi nie można traktować inaczej niż pomówienie, i to pomówienie hańbiące powoda – podkreślił sędzia.
O odniesieniu do zarzutu o pobiciu kolegi sąd na podstawie zeznań świadków uznał, że "przebieg tego zajścia jest daleki od nazwania tego incydentu pobiciem". - Jeżeli chodzi o udział w związku antykomunistycznym, to pozwany Lech Wałęsa również nie wykazał, aby Jagielski był członkiem takiego stowarzyszenia oraz że zdradził swego kolegę – mówił sędzia.
- Żaden z zarzucanych powodowi właściwości nie został potwierdzony i próba wykazania przez pozwanego prawdziwości swoich twierdzeń zakończyła się fiaskiem. Mamy do czynienia z pomówieniami dosyć poważnymi, wyrażonymi publicznie - dodał.
Obrona poprzez atak
W ocenie sądu "Lech Wałęsa broniąc swego dobrego imienia zaatakował powoda". Odnosząc się do twierdzenia pełnomocnika Wałęsy, mecenasa Macieja Prusaka, że "pozew był elementem walki politycznej z Lechem Wałęsą i próbą pomniejszenia jego zasług dla potomności" sąd zaznaczył, że "przede wszystkim sąd nie może traktować tego pozwu i żądania powoda jako elementu walki politycznej".
- Gdyby tak zrobił, to wówczas jako sąd musiałby zająć stanowisko w tej sprawie, co przekreśliłoby sąd jako niezależnego arbitra wolnego od sporów politycznych, do którego strony powinny mieć zaufanie – uzasadniał sędzia Piotr Kowalski. Wyjaśnił, że "sąd rozważa niniejszy spór pod kątem żądania powoda, który zwrócił się do niego o udzielenie ochrony prawnej".
Przyznał, że "niewątpliwie należy tutaj mieć na uwadze kwestie wolności słowa i wypowiedzi publicznych gwarantowanych konstytucyjnie i wykreślenia granic tej ochrony". Zaznaczył, że "były prezydent ma prawo do obrony dobrego imienia, ale nie przez atak na Jagielskiego". - Lech Wałęsa posunął się do obrony poprzez atak - podkreślił.
Bez komentarza pełnomocnika Wałęsy
Lecha Wałęsy nie było w czwartek w sądzie. Pełnomocnik byłego prezydenta, mecenas Maciej Prusak odmówił komentarza w sprawie orzeczenia sądu. Dyrektor biura Lecha Wałęsy Adam Domiński poinformował, że nie będzie komentarza "do czasu otrzymania pisemnego uzasadnienia orzeczenia sądu". - Dopiero po otrzymaniu pisemnego uzasadnienie skomentujemy orzeczenie i poinformujemy o dalszym postępowaniu w tej sprawie – wyjaśnił.
- Wreszcie zaczyna zwyciężać prawda – powiedział komentując wyrok obecny w sądzie 84-letni Henryk Jagielski. W rozmowie z dziennikarzami mówił, że pieniądze nie mają znaczenia, ale należą mu się. - Prawda, mój honor jest najważniejszy - dodał.
Na ogłoszeniu wyroku pojawił się również opozycjonista z czasów PRL Krzysztof Wyszkowski. - To bardzo ważne wydarzenie w dziejach gdańskiego sądownictwa, które zdaje się ma zamiar wreszcie bronić prawdy i sprawiedliwości, bo to przecież jest najważniejsze – powiedział dziennikarzom. Ocenił, że „postawa Wałęsy w tej sprawie była szczególnie obrzydliwa: donosić na człowieka, zarabiać pieniądze, a następnie tego człowieka oskarżyć, że to on był właśnie tym tajnym współpracownikiem o pseudonimie "Bolek". - To do miana "szczytu obrzydliwości" pasuje – stwierdził Wyszkowski.
Proces toczył się od maja ubiegłego roku przed Sądem Okręgowym w Gdańsku.
Autor: mm/AG / Źródło: PAP