De Zeeuw był dyrektorem w reprezentacji (2006-2009) prowadzonej przez zmarłego niedawno Beenhakkera. To za ich czasów w kadrze zadebiutował Robert Lewandowski. Tamta drużyna śpiewająco przeszła przez eliminacje do Euro 2008, po drodze bijąc Portugalię naszpikowaną gwiazdami. Wyprzedziła też Belgów i Serbów! Później było gorzej, postawa Polski w turnieju to jedno wielkie rozczarowanie, a Beenhakker musiał zewsząd odpierać ataki krytyków. Związek polsko-holenderski przerwano brutalnie, na wizji (tak, przed kamerami!) - po porażce ze Słowenią w eliminacjach do mundialu.
Zawieruchę w polskiej reprezentacji śledzi i nie jest zaskoczony.
TOMASZ WIŚNIOWSKI: Śmieją się z nas w Holandii?
JAN DE ZEEUW: Może nie śmieją się, to za duże słowo, ale od początku słyszę o zaskoczeniu. Była konferencja holenderskiej reprezentacji i padło pytanie do kapitana Virgila van Dijka, czy taka sytuacja może zdarzyć się u nas. On się zaśmiał, powiedział, że nie. Selekcjoner Ronald Koeman dodał, że trener nie może wojować z najlepszym piłkarzem swojej kadry, bo przegra.
Oglądałem we wtorek dwa mecze jednocześnie, mecz Polski z Finlandią i Holandii z Maltą. Zapamiętałem, jak holenderski komentator powiedział, że skoro Finlandia prowadzi, to we wrześniu Lewandowski z nami zagra, bo polskiego selekcjonera już nie będzie.
Dzisiaj też piszą i mówią o sytuacji w Polsce. U nas wszyscy wiedzą, kim jest Lewandowski, znają jego historię z Leo Beenhakkerem, który chwalił go do ostatnich swoich dni, ale też krytykował do ostatnich swoich dni zarządzenie polską piłką.
Patrzę i widzę, że dużo tego jest. Wchodzę teraz na stronę sportową i czytam: "Rezygnacja polskiego selekcjonera po kłótni z Robertem Lewandowskim".
Śledzi pan wydarzenia w naszej piłce. I co pan myśli o tym, gdy widzi, co się tu wyrabia? Selekcjoner Michał Probierz odbiera opaskę Lewandowskiemu, ten odmawia gry w reprezentacji. Porażka z Finlandią, rezygnacja trenera. A wszystko w 11 dni.