W "Faktach po Faktach" usłyszeliśmy dwie opowieści o Holokauście. Jedna to historia dziewczyny z polsko-żydowskich rodziców, która przeżyła II wojnę światową dzięki pomocy innych. Druga to historia Polki, która razem z matką wyprowadziła z getta warszawskiego żydowskie dziecko.
Gośćmi "Faktów po Faktach" były Aleksandra Leliwa-Kopystyńska, sekretarz Stowarzyszenia "Dzieci Holokaustu" i Anna Stupnicka-Bando, prezes Polskiego Towarzystwa Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata, odznaczona wraz z matką Medalem Sprawiedliwych.
Ucieczka z Warszawy na wieś
Aleksandra Leliwa-Kopystyńska urodziła się w Warszawie. Jej matka była Żydówką, ojciec Polakiem. Po niemieckiej inwazji wszyscy trafiliby do getta. By tego uniknąć, zdobyli nowe dokumenty dla niej, jej matki i brata, i wszyscy w czwórkę wyjechali do położonej na odludziu małej miejscowości, oddalonej od Warszawy o około 100 kilometrów.
- Tam byliśmy pod kuratelą dalekiej kuzynki mojego ojca - powiedziała.
Ojciec Aleksandry pracował w młynie należącym do bogatej rodziny, która ich ukrywała. Pracował w nocy, w tajemnicy, bo okupanci niemieccy zaplombowali młyn i nie pozwolili na uruchomienie go.
Wspominała, że w młynie jako pomocnik pracował młody człowiek, który był nieuczciwy, przez co popadł w konflikt z jej ojcem. - Jak się znacznie, znacznie po wojnie dowiedzieliśmy, ten młody człowiek wysłał donos do gestapo na nas z informacją, że we wsi ukrywa się Żydówka z dwojgiem dzieci - powiedziała. Donos nie został jednak nigdy wysłany, bo przez przypadek przechwyciła go jego siostra.
Leliwa-Kopystyńska przypuszcza, że mężczyzna mógł być zniecierpliwiony tym, że gestapo nie interweniowało. - W nocy 24 lutego 1942 roku ktoś zapukał do okna, że młyn został uruchomiony, że trzeba pójść, bo będą klienci. I mój ojciec poszedł i już nigdy więcej nie wrócił. Zginął, pchnięty w tryby tego młyna - powiedziała.
W procesie po wojnie siostra tego młodego człowieka, z którym skonfliktowany był jej ojciec, zeznała, że tamtej nocy mężczyzna wpadł do mieszkania i powiedział "zabiłem Śmietanowskiego", po czym uciekł.
"Bałam się o mojego brata, że jak nas zabiją, to kto się nim zajmie"
Śmierć ojca Leliwy-Kopystyńskiej stała się głośna w okolicy, rodzina musiała wyjechać. Potem przez kilka lat ukrywali się u brata Marii Pac w Warszawie, księdza Wasiaka, po czym tuż przed wybuchem powstania warszawskiego wrócili na wieś.
- Myśmy w ten sposób do końca wojny tam przeżyli. Przeżyliśmy różne najazdy Niemców na wioskę - wspominała, dodając, że są to wspomnienia traumatyczne. Wspominała, że kiedy pojawiała się pogłoska, że nadciągają Niemcy, to wszyscy mężczyźni i chłopcy uciekali do lasu. Niemcy pędzili kobiety na łąkę i tam strzelali im nad głowami, by zwabić mężczyzn. - Bałam się o mojego brata, że jak nas zabiją, to kto się nim zajmie - wspominała. Jej matka i brat przeżyli wojnę.
Leliwa-Kopystyńska sama bardzo długo nie wiedziała, że ma żydowskie pochodzenie, bo mama i brat ustalili, by jej nic nie mówić. Swoje pochodzenie potwierdziła dopiero w 1990 roku, kiedy jej matka umierała. - Mama mnie chwyciła za rękę i powiedziała: ja cię błagam, nie mów nikomu - wspominała.
Z matką wyprowadziła z getta dziewczynkę
Drugi gość "Faktów po Faktach", Anna Stupnicka-Bando, wspominała, że w czasie okupacji mieszkała w Warszawie. Jej mama prowadziła meldunki i administrację na terenie części Żoliborza, Starego Miasta i getta. Miała przepustki do getta i nieraz zabierała kilkuletnią Anię do getta. - Po to, żebym w szkolnej teczce przenosiła jakiś kawałek chleba i buraczaną marmoladę dla bardzo biednej żydowskiej rodziny wielodzietnej - wyjaśniła.
- Pewnego razu mama powiedziała: jutro wyprowadzimy żydowską dziewczynkę z getta. I tak się stało - wspominała Stupnicka-Bando.
Stało się to zimą 1941 roku. Wyprowadziły z getta Lilianę Alter. Dziewczynce wyrobiono fałszywe dokumenty na nazwisko Krystyna Wójcikówna. Zamieszkała z nimi w mieszkaniu. - Została naszą kuzynką, ja bardzo się cieszyłam, bo byłam jedynaczką. Zawsze chciałam mieć rodzeństwo i w końcu miałam tę siostrę - powiedziała.
Opowiadała, że Krysia nie wychodziła na zewnątrz. Zimą po godzinie policyjnej wychodziły razem na sanki. - To jedyne takie powietrze, jakie Krysia łykała - wspominała. Kiedy wybuchło powstanie w getcie, matka Stupnickiej-Bando zdecydowała o wyjeździe z miasta, bo Krysia "bardzo to przeżywała" - w getcie została jej rodzina.
Dziewczynka mieszkała z rodziną do marca 1945 roku. Jej rodzice nie przeżyli wojny.
"Aresztowanie kogokolwiek z powodu tej ustawy wywołałoby jeszcze większą burzę na świecie"
Aleksandra Leliwa-Kopystyńska i Anna Stupnicka-Bando komentowały w "Faktach po Faktach" kontrowersje, jakie wywołała nowelizacja ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej.
- Po co to wszystko odnawiać. Historia już raz została zapisana, teraz wszystko od początku zaczynać - stwierdziła Stupnicka-Bando.
Z kolei Aleksandra Leliwa-Kopystyńska powiedziała, że obawia się powrotu nastrojów antysemickich.
- Nie tylko ja się obawiam, ale moje koleżanki ze stowarzyszenia, niektóre, takie starsze ode mnie, są przerażone. Jedna z koleżanek miała jakieś tajemnicze telefony, to mogły być pomyłki, ale ona interpretuje je jako ewentualne zagrożenie - powiedziała.
I dodała: - Moim zdaniem autorzy ustawy chyba nie mają świadomości, faktu, że aresztowanie kogokolwiek z powodu tej ustawy wywołałoby jeszcze większą burzę na świecie.
Autor: pk\mtom / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24