15-letni Mikołaj, w przeciwieństwie do swoich rodziców, choruje bezobjawowo. Cała rodzina musi jednak pozostać w kwarantannie, a to oznacza, że chłopiec prawdopodobnie nie napisze w terminie egzaminu ósmoklasisty. - W takiej sytuacji może być wiele dzieci, co z nimi? - pyta mama Mikołaja.
- Najpierw zachorował mąż – opowiada Beata z Opola (nazwisko do wiadomości redakcji). – Od ponad dwóch miesięcy oboje pracujemy zdalnie, ale mąż raz na jakiś czas musi pojechać do firmy i przypuszczamy, że to wtedy się zaraził. Na początku miał podwyższoną temperaturę, ale myśleliśmy, że może przewiało go przy bieganiu. Ale kiedy i mnie zaczęły boleć stawy, jakby brała mnie grypa, postanowiliśmy, że mąż zrobi test komercyjny. Był pozytywny - relacjonuje.
W tym czasie pani Beata miała już wysoką gorączkę i intensywnie się pociła. – Zrobili mi test w szpitalu zakaźnym, też był pozytywny. Mikołaja nie chcieli na początku przebadać, bo nie miał żadnych objawów. Zrobili mu tekst dopiero kilka dni później. Niestety, też był dodatni - mówi nasz rozmówczyni.
Mogą nie wyzdrowieć do egzaminów
Mikołaj ma 15 lat, jest tegorocznym ósmoklasistą. Dla niego i ok. 350 tysięcy jego rówieśników 16 czerwca powinien rozpocząć się egzamin na koniec szkoły podstawowej. Egzaminu w tym terminie nie mogą jednak pisać ci, którzy chorują na COVID-19 lub są zdrowi, ale razem z innymi członkami rodziny przebywają w obowiązkowej kwarantannie.
- Żeby kwarantanna się dla nas zakończyła, musimy mieć dwa razy z rzędu negatywny wynik testu. Wystarczy, że jedno z nas nadal będzie chore, a kwarantanna dla całej rodziny będzie się przedłużać – mówi pani Beata i dodaje: – Testy są przeprowadzane co 10-14 dni, w tej chwili nie bardzo więc wierzymy, że Mikołaj napisze egzamin w terminie.
Rodzina Mikołaja od 18 maja przebywa w obowiązkowej izolacji.
A co, jeśli i w lipcu nie zdążą?
Między innymi dla takich uczniów przewidziany jest dodatkowy termin egzaminów – rozpoczną się 7 lipca. Ale mama Mikołaja boi się, że ich rodzina może nie wyjść z kwarantanny przez kilka tygodni. – I co wtedy? – pyta. – Mikołaj miał się w ogóle nie martwić egzaminami, jest laureatem konkursu z języka angielskiego i w normalnych warunkach byłby pewien miejsca w wymarzonym liceum. A teraz? Ciągły stres.
Marcin Smolik, dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, uspokaja. – Jesteśmy przygotowani na taką sytuację, w której uczeń nie podejdzie do egzaminu ani w czerwcu, ani w lipcu – mówi. – W takim wypadku przy rekrutacji do szkoły, na punkty egzaminacyjne zostaną przeliczone jego oceny ze świadectwa. To wariant dla przypadków losowych, które zdarzały się i w poprzednich latach. Możliwe, że w tym roku w związku z koronawirusem będzie stosowany częściej, ale nie da się tego przewidzieć. W każdym razie nie zapominamy o takich uczniach – zapewnia.
Po co szkoły mierzą temperaturę?
Pani Beata martwi się też o zdrowie innych uczniów i ich rodzin. – Rozpoczęły się powroty do szkół. Najmłodsze dzieci są pod opieką nauczycieli, starsze mogą przychodzić na konsultacje. Wiem, że w wielu placówkach mierzy się im temperaturę na wejściu, ale czy to ma sens? Mikołaj nie miał gorączki ani przez chwilę, a przecież ma koronawirusa! Szkoła w żaden sposób nie jest w stanie sprawdzić, czy dzieci są zdrowe, a te mogą zarażać kolejne osoby – zauważa.
Od osoby związanej z ministerstwem edukacji słyszymy jednak, że ich zdaniem mierzenie temperatury w placówkach oświatowych nie ma wielkiego sensu. – To tylko niepotrzebny stres, przecież w wytycznych jest jasno powiedziane, że do szkół nie wolno wysyłać chorych dzieci. Sama gorączka zaś o niczym nie świadczy. No i z pewnością są dzieci, którym temperatura może skoczyć od samego stresu egzaminacyjnego – usłyszeliśmy.
- Apeluję o odpowiedzialną postawę. Jeśli dziecko lub ktoś z jego krewnych jest chore, taki uczeń nie powinien za wszelką cenę przychodzić na egzamin. Powinien zostać w domu ze względu na zdrowie swoje i innych – mówi dyrektor Smolik.
Egzaminy w reżimie sanitarnym
W tym roku w związku z koronawirusem egzaminy ósmoklasistów i matury trzeba było przesunąć. Egzamin dojrzałości ma rozpocząć się 8 czerwca i potrwać do końca miesiąca, a egzamin ósmoklasisty zostanie przeprowadzony w dniach 16-18 czerwca.
W poniedziałek 25 maja w szkołach rozpoczęły się konsultacje dla uczniów, którzy szykują się do egzaminów. Od poniedziałku 1 czerwca z takich zajęć na terenie szkoły będą mogli korzystać wszyscy uczniowie. Jak na razie normalna działalność dydaktyczna placówek jest zawieszona do 7 czerwca.
Nauczyciele mogą zbierać truskawki
Związek Nauczycielstwa Polskiego zaapelował o przeprowadzenie testów na obecność koronawirusa wszystkim pracownikom oświaty, jednak minister edukacji nie widzi takiej konieczności. W poniedziałek sprawę skomentował też minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski.
Minister Ardanowski został zapytany w RMF FM, jak wytłumaczyłby nauczycielom, że nie mogą liczyć na bezpłatne testy na obecność koronawirusa, podczas gdy takie badania rząd planuje fundować zagranicznym pracownikom sezonowym w rolnictwie. - Jestem przekonany, że ci pracownicy przyjeżdżają również po to, żeby nauczyciele mieli co jeść - tłumaczył Ardanowski. Na pytanie, czy minister zachęca nauczycieli, żeby poszli zbierać truskawki i czereśnie u rolników, szef resortu odparł, że "każdy, kto pozostaje bez pracy, powinien tej pracy szukać".
W środę ZNP zażądał od Ardanowskiego przeprosin.
Doceniamy ciężką pracę rolników i osób pracujących sezonowo w rolnictwie, ale od urzędnika państwowego domagamy się elementarnego poszanowania zawodu nauczyciela. Takie pogardliwe wypowiedzi pod adresem nauczycieli podważają prestiż zawodu nauczyciela i obniżają rolę pedagogów w całym procesie kształcenia. Szkoda, że tej podstawowej wiedzy nie posiada osoba będąca ministrem w rządzie RP.
Gdy w ubiegłym tygodniu testy na obecność koronawirusa przeprowadziły władze Łodzi, okazało się, że 14 procent pracowników żłobków i przedszkoli miało wynik pozytywny lub niejasny (urząd badał obecność przeciwciał). W związku z tym nie wszystkie placówki zostały otwarte.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock