Bez wątpienia niesfinalizowany zakup stoczni w Szczecinie i Gdyni może przypominać "Baśnie tysiąca i jednej nocy" o magicznym tytule "W poszukiwaniu trzystu osiemdziesięciu i jednego miliona". Czas na wpłatę pieniędzy minął, a wciąż tak naprawdę nie wiadomo nawet, kim był tajemniczy kontrahent z Kataru.
- Jakim sposobem, jaką drogą się to odbędzie - to jest drugorzędne, i czy w tym mitycznym terminie 31 sierpnia. Ważne, żeby pan minister doprowadził projekt do końca i wierzę, że tak się właśnie stanie - mówi z iskierką nadziei Paweł Graś, rzecznik rządu.
Głęboka wiara jest teraz niezwykle ważna, bo przybysze z dalekich krajów raz już mieli postawić kropkę nad i. Jednak nastąpił spodziewany zwrot akcji. - Inwestor, który ubiegał się o majątek stoczni nie dokonał zapłaty. To nie jest oczywiście dobra informacja - ogłosił Aleksander Grad, Minister Skarbu Państwa.
Ramadam na drodze do przejęcia stoczni
Pojawiły się głosy, że brak happy endu w sfinalizowaniu transakcji wynika z niewystarczającej ilości czasu i z przypadającego w tym czasie ramadanu. - Cała ta transakcja była od początku elementem doraźnego działania - uważa Krzysztof Płomiński, były ambasador w Iraku i Arabii Saudyjskiej.
Wyjątkowo bogaty
Wciąż nawet nie wiadomo, kim był tajemniczy inwestor. Kluczowa informacja, jaka się pojawiła to Katar, kraj w Zatoce Perskiej. Mieszka w nim dwa razy mniej ludzi niż w Warszawie. Jest jednak wyjątkowo bogaty. - Na tą niewielką społeczność spływa co roku ponad 65 mld dolarów wpływów - mówi Płomiński.
Pojawiła się też informacja, że rzekomy inwestor w ostatnim czasie nabył za 5 mln dolarów udziały w Porsche. Dlaczego do fabryki samochodów nie miałby dodać fabryki statków - zastanawiają się stoczniowcy i wciąż liczą, że to jednak w ręce bogatych Katarczyków trafią polskie stocznie.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24