O tej delegacji na Śląsku już krążą legendy. Grupa prezesów i dyrektorów z branży górniczej odbyła dwutygodniową wyprawę na Australię, Nową Zelandię i Samoa. Oficjalnie podróż miała cele służbowe, wszak Australia słynie z górnictwa. Wiele osób ma jednak inne zdanie o delegacji na Antypody. - Chłopcy pojechali się tam napić i najeść - mówi Dominik Kolorz, szef górniczej Solidarności.
Mało pochlebna opinia o merytoryczności wyprawy dyrektorów w wydaniu związkowca nie jest odosobniona. Zastrzeżenia co do zachowania delegacji miała nawet polska ambasada w Australii. Reporterzy Robert Jałocha i Piotr Świerczek starali się zgłębić temat wycieczki ze Śląska na drugą stronę Ziemi.
Wizyta gospodarcza
W podróż na Antypody wyruszyło pięciu dyrektorów kopalń, wiceprezesi Katowickiego Holdingu Węglowego, kierownictwo zakładu energetyki cieplnej, wiceprezes Haldexu i dyrektorzy Kompanii Węglowej. Wycieczkę organizował Związek Pracodawców Górnictwa Węgla Kamiennego (ZPGWK). Wyjazd sfinansowano ze składek związkowych, pieniędzy spółek skarbu państwa i wkładów samych uczestników wyjazdu.
Oficjalnie podróż miała charakter służbowy. Oficjele mieli zapoznać się z potężnym australijskim przemysłem węglowym, który od wielu lat jest jedną z najważniejszych gałęzi tamtejszej gospodarki. Dyrektorzy nie wykazali się jednak przesadnym pędem do wiedzy. W ciągu dwóch tygodni oficjalnie odwiedzili elektrownię w Appin, kopalnię Westcliff i centrum Bezpieczeństwa Górnictwa Nowej Południowej Walii. Wszystkie te miejsca są odległe od siebie o kilkadziesiąt kilometrów. Ich odwiedzenie sprawnej wycieczce zajęłoby góra dwa dni.
Delegacja ze Śląska bawiła jednak na Antypodach siedem razy dłużej i na dodatek nie ograniczyła się do Australii. Dyrektorzy odwiedzili nawet rajskie Samoa, które z węglem ma niewiele wspólnego, a jest odległe od Australii o tysiące kilometrów. Łącznie wycieczka odbyła 17 przelotów między różnymi miejscami.
Wszystko w porządku
Organizator nie ma jednak sobie nic do zarzucenia. - Jakie publiczne pieniądze? Przecież te osoby same płaciły, jak na urlopie - mówi Stanisław Jędrychowski, dyrektor ZPGWK. Podróż miała jednak status oficjalny i służbowy. Tej sprzeczności Jędrychowski nie jest w stanie wyjaśnić.
Podróż wspomagało organizacyjnie między innymi MSZ. Jednak po wycieczce ze Śląska, ambasada RP w Australii zastanawia się, czy w przyszłości będzie udzielać pomocy przy ewentualnych kolejnych wizytach studyjnych z ZPGWK. Ambasador dyplomatycznie wyraził "krytyczną ocenę merytorycznego przebiegu delegacji".
Opinię dyplomaty odrzuca jednak Jędrychowski. - Co ma ambasador wyrażać, jak ambasador był tylko na bankiecie - mówi dyrektor.
- Zachowanie tej delegacji było skandaliczne. Te osoby według gospodarzy z Australii zachowywały się w sposób niegodny - mówi Jerzy Dudala z portalu "Wirtualny Nowy Przemysł". Zaangażowanie dyrektorów w wypełnianie obowiązków towarzyskich było tak duże, że były wiceminister gospodarki nie był w stanie wsiąść do samolotu. Sam Eugeniusz Postolski składa swoją niedyspozycję na lotnisku na karb cukrzycy.
- To jest jakieś kuriozum. Po raz kolejny okaże się, że za pieniądze górników ktoś pojechał na wycieczkę życia - komentuje Kolorz.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24