Stanisław Lauferski może mówić o podwójnym pechu. Najpierw złodziej ukradł mu samochód. Dwa lata później urzędnicy wystawili mu rachunek opiewający na 32 tys. zł. Tyle kosztował bowiem parking, na którym przez cały ten czas stało skradzione auto. Policja odstawiła je tam po tym, jak złapała złodzieja. Tyle, że nikt o tym fakcie nie powiadomił właściciela pojazdu. Materiał programu "Blisko ludzi" TTV.
Dwa lata temu panu Stanisławowi Lauferskiemu złodziej ukradł samochód. Sprawca włamał się do garażu. Policja wprawdzie auto szybko odnalazła, ale nie poinformowała o tym właściciela pojazdu, tylko odstawiła samochód na strzeżony parking. Stał tam przez dwa lata.
Po tym czasie nieświadomy niczego właściciel otrzymał rachunek opiewający na 32 tys. zł. Taką stawkę naliczyło starostwo powiatowe, które z firmą prowadzącą parking ma podpisaną umowę. - Ta kwota jest wprost niewyobrażalna - żali się Stanisław Lauferski.
Absurdalna kwota
- Pogodziłem się z losem, że samochód zginął. Minęły dwa lata i cztery miesiące, kiedy otrzymałem pierwszy sygnał - pismo z wydziału komunikacji ze starostwa powiatowego w Siedlcach - mówi mężczyzna.
Dopiero wtedy dowiedział się, że policja złapała złodzieja w sąsiednim powiecie.
W międzyczasie urzędnicy naliczyli za parking 32,264 zł. To kwota kilka razy wyższa niż wartość 18-letniego nissana, którego skradziono panu Lauferskiemu.
Policja przeprasza, właściciel parkingu nie czuje się winny
Zgodnie z prawem policja miała obowiązek niezwłocznie powiadomić właściciela pojazdu, że auto się znalazło i że trafiło na parking strzeżony. - Tego, niestety, policjant w toku postępowania nie zrobił - tłumaczy kom. Alicja Śledziona.
Winny policjant nie został jednak ukarany, bo minęło więcej niż rok rok od jego przewinienia. Choć policja bije się w pierś, nie poczuwa się do solidarnej spłaty rachunku i odsyła do właściciela parkingu. Ten, zgodnie z prawem, powinien bowiem powiadomić starostwo o każdym samochodzie, który stoi na jego parkingu dłużej niż trzy miesiące. Jednak tego nie zrobił. - To policji sprawa jest, nie moja - odpiera zarzuty właściciel parkingu.
Urzędnicy przepraszają
Sprawą zajmuje się samorządowe kolegium odwoławcze. Pan Stanisław odwołał się do niego po decyzji starostwa dotyczącej opłaty. - Mówimy tu o kuriozalności tej sytuacji. Pan Stanisław nie może być zobowiązany do tej zapłaty, bo nikt go nie wzywał do odebrania tego pojazdu - mówi mec. Bartosz Graś.
Autor: geb/ja / Źródło: Blisko Ludzi TTV