|

"Dobra zmiana" nad jeziorem. Czy rzecznik rządu ma coś do połowu leszcza?

W dwóch niewielkich wsiach Ziemi Słupskiej kilkunastu rybaków zostało pozbawionych pracy. - Zrobiono to w białych rękawiczkach. Przyszła do nas "dobra zmiana" - mówią z goryczą. - Tylko dla kogo dobra? Bo przecież nie dla nas - dodają. Ich zdaniem sprawa ma podłoże polityczne i sięga samej Warszawy.

Artykuł dostępny w subskrypcji

- I jak ja mam teraz się przebranżowić? Za biurkiem mam usiąść czy na TIR-ach jeździć? - Mieczysław Morgaś jest potężnie zbudowanym mężczyzną. Jego dłonie, nawykłe do wyciągania sieci z jeziora, jak sam mówi, nie nadają się do trzymania długopisu.

Zbigniew Przysiecki: - 48 lat mojego życia tutaj jakby prysnęło. I po tylu latach spotkała mnie wielka przykrość. Musieliśmy zrezygnować z rybołówstwa.

Podkreśla, że nic nie zapowiadało zmian.

- Wszystko było elegancko, robiliśmy zabiegi ochronne, czyli łowiliśmy ryby tak, jak się należy. Rok się kończył, zapewniano nas, że jak co roku zostanie przygotowana następna umowa. Ale przyszła zmiana władzy w Słowińskim Parku Narodowym i zaczęły się problemy.

- "Dobra zmiana" - dodają rybacy z gorzką ironią.

CNB 1
Przychodzę na tę przystań od 48 lat. Fragment reportażu magazynu "Czarno na białym"
Źródło: TVN24

Pracują w dwóch spółkach - "Sandacz" w Izbicy i "Kormoran" w Gardnie Wielkiej, łowili dotychczas w jeziorach Gardno i Łebsko. Twierdzą, że ich "usunięto" i że uczyniono to w białych rękawiczkach, bo formalnie przecież sami zrezygnowali z łowienia ryb, nie przystępując, jak co roku, do przetargu.

Dwie przystanie

Polska pustynia, rodzima Sahara. Słynie z plaży, wydm, ruchomych piasków, morskich fal i klifów.

Ale Słowiński Park Narodowy to nie tylko wydmy. To też las (z wilkami), torfowiska i bagna (z rzadkimi motylami) oraz dwa nadmorskie jeziora - Łebsko i Gardno. Dzikie akweny, których brzegi nie porosły jeszcze domkami letniskowymi, a jedynie wszechobecną trzciną i gdzieniegdzie łąkami (a na nich rzadkie ptaki).

W Łebsku pływają sandacze, szczupaki - i to jest dobra wiadomość. Ale jest też gorsza: Gardno opanowują karasie srebrzyste. To gatunek obcy, inwazyjny, wypierający rodzime ryby. Tak czy inaczej, w obydwu jeziorach dominują ryby karpiowate, czyli głównie leszcze i krąpie. Bywa, że wraz z wodą z Bałtyku do jeziora wpłynie ławica śledzi, zdarza się złowić tu bałtyckiego dorsza czy łososia. "Raj dla wędkarzy" - z taką opinią spotykamy się rozmawiając z miejscowymi.

Łebsko imponuje swoim rozmiarem, to trzecie co do wielkości jezioro w Polsce, po mazurskich Śniardwach i Mamrach. Nad jego brzegiem w Izbicy, z dala od turystycznego zgiełku, znajduje się przystań rybacka spółki "Sandacz". Nad sąsiednim, mniejszym Gardnem przycupnęła przy brzegu bliźniacza przystań w Gardnie Wielkiej, siedziba gospodarstwa rybackiego "Kormoran". To niezwykle urokliwe miejsca, można powiedzieć: "z klimatem". Położone nad samą wodą i z dostępem do niej, co w przypadku dwóch jezior obrośniętych trzcinami, jest dogodnością, jakby stworzoną dla amatorów łowienia ryb.

Od wieków

Przy parkingu w Gardnie Wielkiej stoi tablica. Słowiński Park Narodowy chwali się, jak dba o znajdujące się w jego granicach jeziora. Czytamy na niej m.in.: "Odłów ryb jest obecny na tych wodach od wieków, a prowadzony w sposób właściwy (…) jest ważnym czynnikiem prowadzonym na rzecz zachowania ekosystemów naszych jezior".

Tablica w Słowińskim Parku Narodowym
Tablica w Słowińskim Parku Narodowym
Źródło: TVN24

Od pokoleń łowi tu na przykład rodzina Morgasiów. Rybaczył dziadek Zbigniewa Morgasia, rybaczył - do grudnia zeszłego roku, również jego syn, Jarosław. Ich tradycyjne metody połowu zalicza się dzisiaj do "ginących zawodów".

Słowiński Park Narodowy, jak każdy inny, powinien chronić miejscową kulturę, ale przede wszystkim - przyrodę. Tak zwana ochrona czynna w przypadku jezior Gardno i Łebsko polegała - przynajmniej dotychczas, na odławianiu ryb.

W jakim celu się je odławia i co to ma wspólnego z ochroną przyrody?

W uproszczeniu: zlewnie rzek, które wpływają do jezior Gardno i Łebsko znajdują się na terenach rolniczych. Rolnicy zaś stosują chemikalia, które spływają do cieków wodnych, a stamtąd do jezior znajdujących się na terenie SPN. Środki te "użyźniają" jeziora - rozwija się roślinność (glony), czyli postępuje proces eutrofizacji. Sprzyja temu wzrost temperatury, wywołany globalnymi zmianami klimatu. Końcowy, drastyczny efekt eutrofizacji to na przykład przyducha i te same obrazki, które znamy z Odry, czyli ryby pływające do góry brzuchami.

Jezioro jednak broni się przed takim scenariuszem. Biomasę - czyli drobne organizmy nazywane fitoplanktonem (na przykład glony) zjadają inne organizmy, zwierzęta nazywane zooplanktonem (na przykład znane z lekcji biologii rozwielitki). Zooplankton zaś sam stanowi pokarm dla ryb karpiowatych. Czyli: ryby jedzą zooplankton, zooplankton je fitoplankton, który z kolei przyspiesza eutrofizację. Wyobraźmy sobie, że ryb żywiących się zooplanktonem jest coraz więcej, bo nikt ich nie odławia. Co się dzieje? Zooplanktonu - organizmów zjadających glony, jest coraz mniej. Więc fitoplanktonu - czyli samych glonów, coraz więcej. I mamy eutrofizację. Katastrofa gotowa.

Ekologia to zabawa klockami. Jeśli jeden z nich nagle zniknie albo zmieni kształt, dochodzi do zawalenia całej budowli.

Mamy więc sytuację, która może zdawać się paradoksalna: odławianie ryb w jeziorach Gardno i Łebsko służy temu, by ryby tam nie wyginęły.

Aktualnie czytasz: "Dobra zmiana" nad jeziorem. Czy rzecznik rządu ma coś do połowu leszcza?

Cztery powody

- Park stworzony jest do ochrony pewnych zasobów, jednocześnie do ochrony pewnego stanu i to rybołówstwo, które było tam od wielu lat, spełniało swoją funkcję - stwierdza dr inż. Andrzej Kapusta z Zakładu Ichtiologii, Hydrobiologii i Ekologii Wód Instytutu Rybactwa Śródlądowego im. Stanisława Sakowicza - Państwowego Instytutu Badawczego.

Tak było kiedyś. A dzisiaj? Ichtiolog przyznaje, że obecnie już nie przywiązuje się tak dużej wagi do rybołówstwa, jako czynnika zapobiegającego eutrofizacji. Ale - tu naukowiec nie ma wątpliwości - obecność rybaków na obu jeziorach jest pożądana z co najmniej kilku względów.

Po pierwsze - rzeczywiście ogranicza eutrofizację - o ile jest to odłów ryb karpiowatych, które odżywiają się zooplanktonem.

Po drugie - inwazja gatunków obcych, na przykład karasia srebrzystego. Trzeba go z jeziora usuwać, im więcej, tym lepiej.

Trzeci powód: rybacy, dzięki regularnym połowom dostarczali ważnych informacji (ile i czego złowiono) dla naukowców, którzy mogli w ten sposób monitorować te ekosystemy.

Czwarty, ostatni, ale także ważny powód: rybacy odławiali ryby łososiowate, przede wszystkim troć. Robili to dla ikry, która była przekazywana do wyspecjalizowanych wylęgarni. Wyhodowane w ten sposób trocie wracały do strumieni i jezior.

- Przed rybołówstwem w parku narodowym powinny stać ambitne zadania - zaznacza dr inż. Kapusta. - Z tego, co się orientuję, Słowiński Park Narodowy miał dosyć dobrze to wszystko zorganizowane, były ustalone pewne kwoty połowowe dla poszczególnych gatunków, było to wszystko kontrolowane. Można to oczywiście ulepszyć, bo po wielu latach powinno być zweryfikowane takie działanie, ale uważam, że należy utrzymać odłowy ryb w tych jeziorach.

CNB 2
"Łowimy, zarybiamy i tak wkoło". Fragment reportażu magazynu "Czarno na białym"
Źródło: TVN24

Ale od kilku miesięcy odłowów nie ma. Co to będzie oznaczało dla jezior?

Ichtiolog odwołuje się do przykładu z Biebrzańskiego Parku Narodowego, wskazując na wiele analogii między łowieniem ryb, a koszeniem łąk, które także jest "zabiegiem ochronnym" służącym przyrodzie. - Zaniechano tam koszenia łąk, i później park nie poradził sobie z utrzymaniem siedlisk wielu gatunków ptaków [gniazdują na wykoszonych łąkach - red.]. Mimo ogromnych nakładów, wielu różnego rodzaju akcji, dzisiaj te zasoby nie są w takim stanie, jak w momencie, kiedy zaprzestano koszenia łąk. Myślę, że podobnie będzie z rybami w jeziorach Słowińskiego Parku Narodowego. Jeśli zaniechamy odłowów, możemy już nie wrócić do stanu obecnego.

Jednak obecne władze parku narodowego oraz urzędnicy w ministerstwie klimatu i środowiska są odmiennego zdania. To wynika z resortowych zarządzeń, czyli tak zwanych "zadań ochronnych" dla parku narodowego. A te się ostatnio zmieniły.

W zarządzeniach ministra środowiska z lat 2017 i 2019 czytamy, że należy ograniczać eutrofizację poprzez regulację populacji ryb tradycyjnymi metodami połowów. W obu dokumentach wskazano dolną granicę odłowów: "należy odłowić powyżej…". Park musiał te wskazania realizować.

W grudniu 2022 roku ukazało się nowe zarządzenie ministra. Czytamy w nim, że owszem, do zadań ochronnych dalej należy odłów ryb, ale jest to już zadanie "fakultatywne". Teraz rybacy mają odłowić do 70 ton leszcza i krąpia. I przyimek "do" jest tu kluczowy. Bo jeśli rybacy nie odłowią ani jednej ryby, to też będzie w porządku.

Słowiński Park Narodowy
Słowiński Park Narodowy
Źródło: TVN24

Ryby i ścieki

- Dlaczego zrezygnowano z odłowu ryb w jeziorach Łebsko i Gardno? - zapytaliśmy Grzegorza Radwańskiego, dyrektora Słowińskiego Parku Narodowego. Szefem parku jest od niespełna dwóch lat. Do okoliczności jego nominacji i odwołania jego poprzednika jeszcze wrócimy. Na razie zostańmy przy odpowiedzi na nasze pytanie.

"Z całą stanowczością oświadczam, iż dyrekcja SPN nie zrezygnowała z odłowu w jeziorach Gardno i Łebsko, w zakresie odłowu ryb" - odpisał nam Radwański. Do tego wątku też jeszcze wrócimy.

A jakie nowe badania i odkrycia naukowe sprawiły, że odłów ryb już jest obligatoryjnym zadaniem ochronnym?

Tu dyrektor Radwański powołał się na ekspertyzę krakowskiej firmy Krameko, która na zlecenie SPN przygotowała projekt planu ochrony. To dokument strategiczny, poddany konsultacjom społecznym (zakończyły się w 2022 roku, organizowane były między innymi spotkania, w których brali udział przedstawiciele samorządów, organizacji pozarządowych, mieszkańcy). Czytamy w korespondencji od dyrektora SPN: "Krameko rekomenduje rozważenie zmiany gospodarki rybackiej na jeziorze Gardno i Łebsko. (…) Argumentuje, iż działania (odłowy redukcyjne) nie zmniejszyły tempa degradacji siedlisk jeziornych, stąd ich kontynuacja stała się dyskusyjna. Ocena działania jest negatywna. Dane dostarczane przez rybaków są bardzo mało przydatne. (…) Pozytywnych efektów odłowów regulujących nie stwierdzono. (…) Dlatego rekomenduje się przerwanie realizacji tego działania ochronnego".

To słowa Grzegorza Radwańskiego, swego rodzaju streszczenie i podsumowanie eksperckiego opracowania firmy Krameko.

Wojciech Romańczyk z firmy Krameko jest koordynatorem projektu realizowanego przez tę firmę w Słowińskim Parku Narodowym. Pytany przez nas o sprawę, stwierdza, że jest ona "trudna i skomplikowana". Odsyła do reportażu radiowego Edyty Lubiak "Rybacy Tak czy Nie".

Zatem słuchamy. W marcu tego na antenie Radia Koszalin Wojciech Romańczuk nie wspominał o przerwaniu realizacji odłowów. Wręcz przeciwnie. "Utrzymanie w tych jeziorach odłowów na pewnym poziomie, zbliżonym do dotychczasowych odłowów, ale z uwzględnieniem tego, żeby struktura gatunkowa była trochę inna, powinno zabezpieczyć zarówno stronę przyrodniczą, jak i stronę kulturową. (…) Zostały opracowane limity połowowe, które mniej więcej odpowiadają przeciętnej ilości odławianych ryb do tej pory" - mówił.

Zatem ekspert firmy Krameko twierdzi coś innego, niż sugeruje to w nadesłanej nam korespondencji dyrektor SPN Grzegorz Radwański.

Stanowisko dyrektora parku, scharakteryzowane bardzo obszernie w nadesłanej nam korespondencji można streścić w jednym zdaniu: "stwierdzono, że ryb w jeziorze jest coraz mniej, więc trzeba ograniczyć lub zaprzestać odławiania, żeby było ich więcej".

- Czy tłumaczył pan dyrektorowi parku, że ryb karpiowatych nie może być za dużo w jeziorze, bo w efekcie dojdzie do nadmiernej eutrofizacji?

- Tak, tłumaczyłem - odpowiada nam jeden z obecnych pracowników parku (musi pozostać anonimowy), doświadczony przyrodnik.

- I co?

- I nic. Nie chciał przyjąć tego do wiadomości.

Aktualnie czytasz: "Dobra zmiana" nad jeziorem. Czy rzecznik rządu ma coś do połowu leszcza?
Źródło: Google Maps / tvn24.pl

"Cena z sufitu"

Wróćmy do rybaków.

- Przyszedł dzień przetargu, i nie złożyliśmy oferty. Nikt nie złożył. Dali takie warunki że łowienie ryb przestało nam się opłacać - mówią jednym głosem rybacy z Izbicy i Gardny Wielkiej.

Pierwszy przetarg został rozstrzygnięty 31 marca 2023 roku. Drugi ogłoszono 6 kwietnia. W obu przypadkach nie wpłynęła żadna oferta.

W tym drugim przetargu ofertę próbowali złożyć Morgasiowie.

Mieczysław Morgaś: - Z kilkunastu rybaków tylko ja i syn się na to zdecydowaliśmy. Wiedzieliśmy, że nie utrzymamy się z połowu ryb i że musimy znaleźć inne zajęcie zarobkowe, ale chcieliśmy utrzymać tradycję rodzinną, robić to w czasie wolnym, hobbystycznie. Wypłyniemy w sobotę czy niedzielę przy ładnej pogodzie. I tyle. Zajęcie dodatkowe, ale na pewno nie główne źródło zarobku.

Próbowali złożyć ofertę, ale z powodów technicznych nie zdążyli.

Grzegorz Radwański, dyrektor SPN, kategorycznie zaprzecza, jakoby "Kierownictwo SPN podejmowało jakiekolwiek czynności, żeby usunąć rybaków z jeziora Gardno i Łebsko i żeby zaprzestali oni łowienia ryb w tych jeziorach". I jeszcze: "Mija się (…) z prawdą relacja rybaków z miejscowości Izbica i Gardno, że nie przystąpili do przetargu na skutek warunków przetargowych, a 'kierownictwo SPN uczyniło tak, żeby ich usunąć'".

Bo rybacy, o tym już wspomnieliśmy, uważają, że zostali usunięci "w białych rękawiczkach".

- Jakie warunki w ofercie przetargowej były dla was nie do przyjęcia? - pytamy.

- Po pierwsze - zakaz połowów niewodem [to sieć którą się ciągnie po dnie za łodzią - red.] - tłumaczy Mieczysław Morgaś. - Niewodem łowiliśmy ponad połowę wszystkich ryb.

Według rybaków niewód jest narzędziem "przeżyciowym". Ryba w sieci jest żywa, można ją zwrócić do jeziora, połów jest "selektywny" więc "zrównoważony". Kierownictwo SPN uważa taki połów za "intensywny", szkodzący środowisku, bo w sieci łapie się wszystko, co znajduje się za łodzią.

- Po drugie, zawyżenie cen - kontynuują rybacy.

W ogłaszanych raz na rok przetargach park zawsze wskazywał ceny minimalne, za które ryba miała być sprzedawana. Rybacy twierdzą, że zawsze ceny były "normalne", "rynkowe". Aż do ostatniego przetargu. Przykład: w ostatniej ofercie park wskazał, że duży leszcz (powyżej jednego kilograma) ma być sprzedawany za cztery złote za kilogram.

- Dotychczas sprzedawaliśmy leszcza po dwa złote - tłumaczą nam w przystani w Izbicy. - Właściciel firmy spod Kartuz, która go odbierała, zadzwonił do spółki i mówił, że przez COVID, przez wojnę w Ukrainie rynek się załamał, i że on tego leszcza w tym roku od nas za dwa złote nie weźmie, co najwyżej może dać złoty dwadzieścia. A my mielibyśmy go sprzedawać za cztery złote… To cena z sufitu. To już taniej byłoby sprowadzać tę rybę z Niemiec.

Przystań Rybacka w Gardnie Wielkiej
Przystań Rybacka w Gardnie Wielkiej
Źródło: TVN24

"Dobra zmiana"

Zatrzymajmy się na chwilę przy cenach. Słowiński Park Narodowy ustalił je "za rządów" poprzedniego dyrektora, w 2020 roku. Grzegorz Radwański pisze argumentując konieczność ich podniesienia: "Nie podwyższono ich nawet o stopień inflacji". A jeśli chodzi o cenę leszcza - obniżono ją na skutek pandemii, i taka została. Dyrektor podaje przykład: w Wigierskim Parku Narodowym leszcz jest sprzedawany w cenie 6,7 złotego za kilogram (dane z 2022 roku).

Mieczysław Morgaś ripostuje i tłumaczy, że w różnych częściach kraju są inne warunki połowów, inny klient, inny rynek. I dlatego ceny są różne.

- A jednak różnica w cenie jest bardzo duża - mówimy.

- No to niechże mi dyrektor Radwański przyprowadzi tych odbiorców, co wezmą rybę po sześć złotych, to ja ich ozłocę. Będę najszczęśliwszym człowiekiem na świecie i uczynię szczęśliwym Słowiński Park Narodowy - podsumowuje poirytowany Morgaś. I mówi, żeby oprócz ceny ryby z jeziora Wigry, sprawdzić też ilość.

Bo 6,7 zł za kilogram to cena za maksymalnie trzy tony. Tymczasem rybacy z Izbicy sprzedawali przetwórni spod Kartuz sto pięćdziesiąt ton.

Trzecia kwestia: limity połowowe. Park - w wydawanych co roku ofertach przetargowych - zawsze wskazuje, ile można i trzeba wyłowić ryby z jeziora.

Mieczysław Morgaś: - W poprzednim przetargu mogliśmy złowić nie mniej niż 100 ton leszcza, łowiliśmy około 150 ton. A w ostatnim przetargu podano, że mamy złowić maksymalnie 70 ton. Czyli o ponad połowę mniej.

Biorąc to wszystko pod uwagę, rybacy kolegialnie podjęli decyzję, że do przetargu nie przystąpią. Efekt więc jest taki, że obecnie odłowów się nie prowadzi, a rybacy zostali z niczym.

Od kilku miesięcy sieci rybackie leżą odłogiem
Od kilku miesięcy sieci rybackie leżą odłogiem
Źródło: TVN24

- Dla nas było jasne, że chcieli nas z jeziora usunąć. Wiedzieli, że takie warunki przetargowe są nie do przyjęcia. Taki był ich plan - stwierdza Zbigniew Przysiecki.

- Ale dlaczego dyrekcja parku miałaby tak uczynić? - pytamy.

Zdaniem rybaków winna jest polityka i znajomości: - Przyszła "Dobra Zmiana". Tylko dla kogo ona jest dobra?

I nagle w naszą rozmowę o rybołówstwie i ochronie przyrody wkracza wielka polityka.

Nominat

W tym miejscu wracamy do mianowania Grzegorza Radwańskiego dyrektorem Słowińskiego Parku Narodowego.

Jego poprzednik, Marek Sobocki, został zwolniony ze stanowiska dyrektora SPN w kwietniu 2021 roku. Minister środowiska i klimatu nie podała przyczyny tej decyzji. Dziewięć miesięcy później, w styczniu 2022 roku, Grzegorz Radwański otrzymał nominację na to stanowisko z rąk Małgorzaty Golińskiej, sekretarza stanu w ministerstwie klimatu i środowiska i równocześnie Głównego Konserwatora Przyrody.

Radwański posiada tytuł magistra w zakresie organizacji i zarządzania, studia menedżerskie MBA, oraz szereg studiów podyplomowych: Controlling w Zarzadzaniu Przedsiębiorstwem, Prawo Pracy, Psychologia Biznesu, Zarządzanie Projektami. Jak sam pisze - legitymuje się 20-letnim doświadczeniem na stanowiskach kierowniczych. Zdobywał je w spółkach energetycznych z udziałem Skarbu Państwa należących do Orlenu, między innymi w Enerdze. W artykule Wirtualnej Polski z 2 lipca 2023 roku został nazwany "nominatem PiS-u".

cnb2
Zaczęło się od zmiany dyrektora parku
Źródło: TVN24

Zapytaliśmy Grzegorza Radwańskiego, gdzie pracował bezpośrednio przed objęciem stanowiska dyrektora SPN. Nie odpowiedział.

Konkurs na dyrektora SPN był organizowany przez ministerstwo dwukrotnie - w maju i październiku 2021 roku. Przy drugim "podejściu" do wyboru dyrektora - jak wynika z dokumentów - zmieniono wymagania dla kandydatów. Nie musieli oni już "posiadać wiedzy z zakresu ochrony środowiska". W drugim konkursie wymagano "posiadania wykształcenia i wiedzy z zakresu spraw należących do właściwości dyrektora parku narodowego". To na przykład tak zwane "kompetencje menedżerskie", które można nabyć na przykład w spółkach Skarbu Państwa. A co z ochroną środowiska? Ta wiedza była w drugim konkursie wymagana już nie jako jedyna i konieczna, a tylko "w szczególności".

Zapytaliśmy ministerstwo, dlaczego zmieniono wymagania dla kandydatów na dyrektora. W odpowiedzi przeczytaliśmy, że - zdaniem resortowych urzędników - "zmiana nie miała znaczącego charakteru".

- Jeśli nawet przyjąć, że Grzegorz Radwański jest dyrektorem z nadania politycznego, to dlaczego miałby chcieć wam dokuczyć? - pytamy rybaków.

- Koledzy partyjni wzięli sprawy w swoje ręce - odpowiadają. Spoglądają na siebie i uśmiechają się smutno. Zastanawiają się przez chwilę, czy wymienić to nazwisko. I w końcu przyznają: - Chodzi o Tomasza Pietrzaka. Odgrażał się że nas załatwi.

Dowiadujemy się, że Tomasz Pietrzak to "miejscowy", tu w okolicy wciąż mieszka jego rodzina, on mieszkał tu od dziecka, ale teraz wyprowadził się pod Warszawę.

Rybacy w rozmowie z reporterami TVN24
Rybacy w rozmowie z reporterami TVN24
Źródło: TVN24

"Lokalny Wałęsa"

Kim jest Tomasz Pietrzak? I czy ma coś wspólnego z polityką i "dobrą zmianą"?

- Lokalny pieniacz - mówi o nim Mieczysław Morgaś. "Działacz społeczny" - pisali o nim dziennikarze.

Historia jego działań w przestrzeni publicznej jest długa i burzliwa. Żeby się o tym przekonać, wystarczy prześledzić doniesienia prasowe sprzed lat.

W 1994 roku policjanci zatrzymali w Smołdzinie Przemysława Pietrzaka "z powodu niespłacenia kary grzywny". Funkcjonariusze doprowadzili go do domu, gdzie przebywał jego brat Tomasz Pietrzak. Wówczas wywiązała się bójka między Tomaszem a mundurowymi. Relacje są sprzeczne: według samego Tomasza Pietrzaka to funkcjonariusze wszczęli bójkę, według nich zaś to Tomasz Pietrzak dopuścił się przestępstwa, jakim jest znieważenie i czynna napaść na policjanta.

W latach 90. Tomasz Pietrzak działał w Stowarzyszeniu Obrony Praw Bezrobotnych, gdzie reprezentował gminę Smołdzino, zaś w 2000 roku był liderem głodówki pod urzędem gminy. Akcja odbywa się pod hasłem: "Nie chcemy żebrać, chcemy żyć". Rok później, będąc radnym opozycji, wraz z dwójką innych radnych "rzucił mandatem". Zrezygnował w geście protestu. "Rządzący gminą (…) są aroganccy, łamią Konstytucję, pozbawili opozycję wpływu na decyzje i tworzą republikę kolesiów" - grzmiał.

Tygodnik "Przegląd" o Pietrzaku tak: "Kreuje się na lokalnego Wałęsę, który nie chce, ale musi". I dalej: "Zdecydowany, energiczny, często nie przebiera w słowach, co drażni jednych, a innym podoba się jako oznaka przebojowości. Ewa Lewkowicz związana z Forum Samorządowym do niedawna współpracowała z Pietrzakiem. (…) - Nie mogłam patrzeć, jak klei się do władzy - wyznaje."

Minęło kilkanaście lat. W tym czasie Tomasz Pietrzak jakby przycichł, wycofał się z działalności publicznej. Do sierpnia 2014 roku. Wówczas były działacz na rzecz bezrobotnych wystąpił w innej roli. Mieszkańcy gminy Smołdzino protestowali przeciwko restrykcjom, jakie wprowadzała dyrektorka Słowińskiego Parku Narodowego, Katarzyna Woźniak. Chodziło między innymi o ograniczenia dotyczące wstępu na plażę dla mieszkańców i turystów. Pietrzak określany był "liderem zbuntowanych mieszkańców". Wysłał do ministerstwa środowiska pismo, w którym domagał się odwołania dyrektor Katarzyny Woźniak, a także rezolucję do premiera. "Nie godzimy się na życie w rezerwacie. Chcemy być traktowani podmiotowo, a nie przedmiotowo" - mówił dziennikarzom lokalnego portalu.

Pisma nawołujące do usunięcia ze stanowiska Katarzyny Woźniak wysyłali także dwaj radni PiS ze Słupska - między innymi Andrzej Zawada, dobry znajomy Tomasza Pietrzaka. Zawada jest dziś dyrektorem biura poselskiego Piotra Müllera, rzecznika rządu i posła z tego regionu.

W 2015 roku PiS doszło do władzy. W lutym 2016 roku nowy minister środowiska Jan Szyszko odwołał Katarzynę Woźniak (po niecałych trzech miesiącach od zajęcia ministerialnego fotela). Ta decyzja wywołała oburzenie wśród wielu ekologicznych aktywistów i naukowców. Katarzyna Woźniak jest powszechnie szanowana i uważana za profesjonalistkę oddaną idei ochrony przyrody.

To początek nowych porządków w parku.

Wódeczka na weselu

- Mówicie, że to Pietrzak stoi za tym, że usunięto was z jezior. Ale w jaki sposób miałby to zrobić? - dopytujemy.

Rybacy odpowiadają jeden przez drugiego:

- Znajomości. Ten tego zna, tamten tamtego. Przypuszczam, że Pietrzak do ucha mówił Müllerowi, kogo zatrudnić w parku, a że i dyrektor parku z jednej partii, i pan Müller z jednej partii… Znają się oni wszyscy.

Piotr Müller, czyli poseł Prawa i Sprawiedliwości z okręgu słupskiego, sekretarz stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, rzecznik rządu. - Zajrzyjcie sobie na Facebooka, tam wszystko znajdziecie - słyszymy.

Według naszych rozmówców Tomasz Pietrzak miał powoływać się na swoje wpływy w obozie władzy, w tym również na znajomość z rzecznikiem rządu. Panowie fotografują się razem często, w różnych okolicznościach i miejscach, a znajomość z rodziną Mullerów najwyraźniej pomaga Pietrzakowi w poznawaniu ludzi władzy.

Tomasz Pietrzak z Mateuszem Morawieckim
Tomasz Pietrzak z Mateuszem Morawieckim
Źródło: Facebook / Tomasz Pietrzak

Zdjęcia na Facebooku wskazują, że Piotr Müller jest przyjacielem rodziny Pietrzaków.

Gdy zaczęliśmy zadawać pytania w tej sprawie, wszystkie te zdjęcia zostały usunięte z jego profilu.

W tym swoim profilu na FB - zatytułowanym "Tomasz Pietrzak (Smołdzino dobra zmiana)" wielokrotnie oskarżał rybaków o nieuczciwość, chwaląc zarazem działania dyrektora SPN. W jednym z ostatnich wpisów stwierdził że "rybacy wyją, bo koryto wywrócone".

Długi list

Poprosiliśmy Tomasza Pietrzaka o rozmowę. Odpisał, że woli pytania wysłane mailem.

Wysłaliśmy ich kilkanaście. Dotyczyły m.in. jego relacji z Piotrem Müllerem i Grzegorzem Radwańskim. Zapytaliśmy też, dlaczego oskarża rybaków o nieuczciwość i czy zamierza w przyszłości zaangażować się osobiście w realizację odłowów ryb w jeziorach znajdujących się w Słowińskim Parku Narodowym.

W odpowiedzi przysłał długi list. Do większości pytań jednak się nie odniósł.

Cofnął się w nim aż do 1995 roku. "Wspólnie z grupą mieszkańców gminy Smołdzino skupioną wokół Solidarności parkowej [chodzi o związek zawodowy NSZZ "Solidarność" w SPN - red.] rozpoczęliśmy walkę z bezprawiem, prywatą, łamaniem prawa - ustawy o ochronie przyrody".

Dalej napisał o "prywatnym Eldorado", "prywatnym folwarku" i o licznych "aferach", w które mieli być zamieszani kolejni dyrektorzy SPN. Nadmienił, że w ciągu ostatnich lat działały osoby, które przez wiele lat prowadziły nieustanną walkę w SPN, "ujawniały" niewygodne dla dyrekcji SPN informacje oraz "doprowadzały do zrywania umów z oszustami".

"Nigdy nie miałem, nie mam i nie mam zamiaru mieć gruntów z Parku, to sprzeczne z tym co robię" - zapewnił.

Jeśli zaś chodzi o rybaków na jeziorach Gardno i Łebsko, Tomasz Pietrzak zarzucił im w liście szereg nieprawidłowości czy wręcz oszustw. Dowodzi między innymi, że przy milczącej zgodzie pracowników Parku, rybacy sami wpisywali ilości odłowionych ryb i nie było nad tym kontroli. Sugeruje, że dochodziło w ten sposób do oszustw. Zarzuca poprzednim władzom SPN niegospodarność i działanie na korzyść rybaków kosztem majątku parku - chodzi o utrzymywanie cen na niskim poziomie; z listu wynika, że na przykład sandacza "niby" sprzedawano za 15 złotych za kilogram, więc do kasy parku odprowadzano trzy złote (dwadzieścia procent), a w rzeczywistości - zdaniem Tomasza Pietrzaka, sandacz był sprzedawany za 40 złotych za kilogram.

"Nigdy nie zabiegałem, nie zabiegam o to żeby stworzyć spółki rybackie i przejąć interesy na jeziorze. Nie o to walczyłem. Nie dla prywaty na jeziorach" - tymi słowami kończy swój list Tomasz Pietrzak.

cnb3
Tomasz Pietrzak nie szczędzi peanów na cześć rzecznika rządu
Źródło: TVN24

Zero reakcji

- Zawsze byliśmy kontrolowani przez służby parku - zapewniają rybacy z Izbicy. - Gdy wracaliśmy z połowu, czekał na nas pracownik i sprawdzał, jakie ryby i ile ich mamy na pokładzie.

- Nigdy, przez tyle lat, nie było żadnych problemów, nikt nam niczego nie zarzucał, o nic nas nie oskarżał - dodaje Zbigniew Przysiecki z przystani nad jeziorem Gardno.

Rozmowa z rybakami z Izbicy i Gardny Wielkiej trwa już godzinę, kiedy dochodzimy do sedna sprawy. Sprawcą ich kłopotów ma być - ich zdaniem - bezpośrednio Tomasz Pietrzak, pośrednio zaś - Piotr Müller. To on ma tworzyć nieformalną przestrzeń dla działania przyjaciela swojej rodziny. Korzystając z tej przestrzeni - zdaniem rybaków, Tomasz Pietrzak załatwia swoje interesy czy porachunki.

Twierdzą, że cztery razy próbowali umówić się z posłem Müllerem na spotkanie, jakoś do niego dotrzeć ze swoim problemem.

- I nic. Zero reakcji - mówią.

Mieczysław Morgaś: - Jakby był uczciwy, to by wysłuchał i nas, i Pietrzaka.

Na początku roku wysłali pismo do ministerstwa, w którym skarżą się na dyrekcję Parku. Wciąż czekają na odpowiedź.

Milczenie Piotra Müllera

Do Piotra Müllera także wysłaliśmy szereg pytań, między innymi dotyczących charakteru znajomości z Tomaszem Pietrzakiem. Odpisał, że zna go "z jego aktywności zawodowej lub społecznej" i że nie jest z nim "w żaden sposób spokrewniony lub spowinowacony".

Nie odpowiedział na pytanie, czy ich rodziny się przyjaźnią.

"Pana Pietrzaka znam z działalności społecznej"
Źródło: TVN24

A czy rzecznik rządu wpływał w jakikolwiek sposób, formalny lub nieformalny, na objęcie przez Grzegorza Radwańskiego funkcji dyrektora SPN?

Piotr Müller ani nie potwierdził, ani nie zaprzeczył. Odpisał: "Powoływanie i odwoływanie dyrektorów parków narodowych należy do kompetencji właściwego ministra. Nie pełnię funkcji związanych z powoływaniem dyrektorów parków".

A czy kiedykolwiek rozmawiał z Tomaszem Pietrzakiem na temat działalności rybaków na wodach jezior Gardno i Łebsko w Słowińskim Parku Narodowym?

Czy docierały do niego skargi rybaków z Izbicy i Gardny Wielkiej, prośby o interwencję, o pomoc?

A jeśli tak, to dlaczego się nie spotkał z rybakami?

Na te pytanie Müller nie odpowiedział wcale.

Na koniec zapytaliśmy rzecznika rządu o to, czy zdjęcie (zaprezentowane w tekście, powyżej), zostało wykonane na jego weselu.

I tu znów nie dostaliśmy ani zaprzeczenia, ani potwierdzenia. Odpisał: "Ślub i wesele są elementem mojej sfery prywatnej, a nie zawodowej".

Od lewej: Tomasz Pietrzak, Andrzej Zawada, Samanta Nowińska, Paweł Lisowski, starosta słupski. Zawada i Nowińska to pracownicy biur poselskich rzecznika rządu
Zdjęcie z wesela Piotra Müllera
Źródło: archiwum prywatne

O co chodzi?

Nasza rozmowa w przystani ma się ku końcowi.

- Więc chodzi o zwykłą zemstę? To dlatego was usunięto z jeziora? - staramy się jakoś podsumować dwugodzinne spotkanie.

Rybacy wzruszają ramionami, patrzą gdzieś daleko w szuwary, nic nie odpowiadają. Mówią, że zostają im domysły, bo tak naprawdę nie mają pojęcia, o co chodzi, dlaczego zostali pozbawieni pracy.

- Jak nie wiadomo o co chodzi, to może o pieniądze? - dopytujemy.

Czyżby więc chodziło o przejęcie biznesu? Tyle, że to wcale nie jest intratny biznes. Rybacy zarabiali około cztery, pięć tysięcy miesięcznie. Koszty wysokie - trzeba utrzymywać łódki, naprawiać sprzęt połowowy, od czasu do czasu kupować nowy. 20 procent z ryb oddawać do kasy parku. - To nie są jakieś wielkie pieniądze, a praca ciężka i nie każdy potrafi ją wykonywać - zaznacza Mieczysław Morgaś.

- Więc o co chodzi? Dlaczego ktoś chce stąd usunąć rybaków? Komu przeszkadzają? - nasze pytanie zawisło w powietrzu, bez odpowiedzi.

Słońce chyliło się ku zachodowi, późne popołudnie przechodziło w wieczór. Nad taflą wody przelatywały żurawie, kaczki krzyżówki, czaple, kormorany, a woda delikatnie chlupotała o deski pomostu. Miejsce, w którym znajduje się przystań rybacka w Izbicy, wydawało się wręcz magiczne.

Nieodpłatne przejęcie

Wróćmy jednak na ziemię, a konkretnie na działkę w Izbicy o powierzchni prawie pięciu tysięcy metrów kwadratowych, leżącą w granicach Słowińskiego Parku Narodowego, tuż przy brzegu jeziora Łebsko.

W miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego jej przeznaczenie określone jest jako: "istniejąca zabudowa obsługi produkcji w gospodarstwach rybackich". Jak widać na załączonym zdjęciu, ową "obsługę" umożliwia tor wodny pośród szuwarów, łączący przystań w jeziorem. Dostęp do jeziora, możliwość wypłynięcia na jego wody, to dość rzadkie udogodnienie w przypadku Gardna i Łebska, których brzegi porastają trzcinowiska.

Brzegi słupskich jezior są gęsto porośnięte trzciną
Brzegi słupskich jezior są gęsto porośnięte trzciną
Źródło: TVN24

Rybacy ze spółki "Sandacz" dzierżawią tę nieruchomość od Krajowego Ośrodka Wspierania Rolnictwa - instytucji zarządzającej ziemiami rolnymi Skarbu Państwa.

Zapytaliśmy w pomorskim KOWR: "Czy ktoś interesował się działką, którą zajmuje obecnie Spółka rybacka 'Sandacz' z Izbicy?".

I dostaliśmy odpowiedź: "Z wnioskiem o nieodpłatne przejęcie działki zwrócił się Słowiński Park Narodowy".

SPN, jak ustaliśmy, zwrócił się do KOWR o "nieodpłatne przejęcie" działki 30 maja 2022 roku. Jednak "nieodpłatne przejęcie" się nie udało - 9 września 2022 roku KOWR odmówił. Na drodze stanęli rybacy - powodem decyzji odmownej była podpisana z nimi wieloletnia umowa dzierżawy.

Wynika z tego, że w momencie, gdy formułowano warunki przetargu, było już jasne, że dopóki przystań będą zajmowali rybacy ze spółki "Sandacz", "nieodpłatne przejęcie" będzie utrudnione lub wręcz niemożliwe.

Zapytaliśmy dyrektora Grzegorza Radwańskiego, czy SPN ma jakieś zamierzenia (inwestycyjne, dotyczące zagospodarowania, wykorzystywania) przystani rybackiej w Izbicy.

Odpowiedź, którą otrzymaliśmy, jest wymijająca. Wynika z niej, że Słowiński Park Narodowy nie włada ani nie zarządza przystanią w Izbicy.

To wiedzieliśmy. Pytaliśmy o coś innego - o zamierzenia.

W tej kwestii nie dostaliśmy odpowiedzi.

W innej części korespondencji dyrektor Radwański pisze, że nie podjął działań w celu zatrudnienia pracowników do odłowu ryb (zamiast rybaków), gdyż "SPN nie posiada dostępu do jezior Gardno i Łebsko".

Taki dostęp istnieje przy przystani rybackiej w Izbicy.

Działka z przystanią rybacką w Izbicy
Działka z przystanią rybacką w Izbicy
Źródło: Geoportal.gov.pl

Wskazówkę dotyczącą zamierzeń SPN wobec nieruchomości w Izbicy znaleźliśmy w złożonym w KOWR wniosku o "nieodpłatne przejęcie".

W dokumencie tym - jak czytamy w korespondencji z KOWR, "Słowiński Park Narodowy wskazał, iż przejęcie tej działki wraz z zabudową i istniejącą infrastrukturą umożliwi tej jednostce optymalną organizację i realizację zadań ochronnych, ukierunkowanych na ochronę, eliminowanie i ograniczanie zagrożeń dla ekosystemów wodnych i ichtiofauny Parku".

Czyli - mówiąc wprost - przejęcie działki umożliwi odłów ryb. Więc jednak.

Rybakom w Izbicy dzierżawa kończy się w 2025 roku. Trzeba więc trochę poczekać. Jeśli nie będzie realizowanych odłowów, to przecież niezasadne będzie dalsze użytkowanie nieruchomości przez rybaków. Nic już nie stanie na przeszkodzie, by dokonać "nieodpłatnego przejęcia" działki tuż nad brzegiem jeziora Łebsko.

Czytaj także: