W czasie kampanii wyborczych w mediach króluje jeden typ informacji - sondaże. I choć każdy z nich jest wskazówką, która pozwala przewidywać wyniki głosowania, kształt parlamentu często rozmija się z prognozami. Powodów jest kilka.
Politycy mają ambiwalentny stosunek do sondaży przedwyborczych. Gdy sprzyjają ich partii, chwalą się przewagą nad konkurentami. Gdy nie są sprzyjające, bagatelizują ich znaczenie. Ale niezależnie od tego, czy jest się aktualnie zwolennikiem, czy przeciwnikiem prognoz przedwyborczych, spełniają one kilka istotnych funkcji.
Po pierwsze, wskazują dominujące preferencje polityczne - uważne śledzenie prognoz pozwala na wychwycenie tendencji wzrostu bądź spadku poparcia.
Na tym jednak nie koniec. - Sondaże są elementem debaty publicznej. Są też wskazówką dla partii politycznych, jaką strategię wyborczą przyjąć - podkreśla w rozmowie z tvn24.pl socjolog dr Jarosław Flis z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
- Oprócz funkcji informacyjno-poznawczej sondaże kreują rzeczywistość - podkreśla z kolei Marcin Palade, specjalista z zakresu geografii wyborczej. Jego zdaniem sposób prezentowania przedwyborczych prognoz ma przełożenie na wyniki wyborów. Wtóruje mu dr Flis. - Publikowanie sondaży wpływa na podejmowanie decyzji przez wyborców. Jest kilka hipotez na ten temat, ale sprzecznych ze sobą - mówi. I wymienia: - Jedni wyborcy pod wpływem sondaży przyłączą się do większości, wybierając partię, która ma najlepsze wyniki. Innych sondaże zdemobilizują, bo będą się bali "zmarnowania głosu" na partię, która ma niskie notowania. Jeszcze innych sondaże zmobilizują do pójścia na wybory. Ale tu nie ma reguły - dodaje.
Sondaż sondażowi nierówny
A czy sondaże nadają się do przewidywania przyszłości? Z tym też bywa różnie. W teorii każde badanie powinno być reprezentatywne, a więc pozwalać na wnioskowanie o całej populacji. Powinno też wykorzystywać odpowiednią metodologię (sposób przeprowadzania badania). W praktyce każdy ośrodek badawczy ma swój sposób, potem po swojemu analizuje i prezentuje wyniki.
- Na rozbieżności między sondażami różnych instytucji wpływa m.in. dobór próby, sposób zadawania pytania - np. to, czy są nazwy partii, czy pytania są otwarte - wylicza Flis.
Przykładowo w jednej firmie badawczej pytanie o frekwencję może brzmieć: "Czy pójdzie Pan?Pani na wybory?" a w innej: "Gdyby wybory odbyły się najbliższy weekend, czy wziąłby?wzięłaby Pan/Pani w nich udział?" - i wystarczy, że respondent ma plany na weekend i chce odpowiedzieć całkiem szczerze, by ta drobna różnica wpłynęła na wynik.
W zależności od badania różne mogą być też odpowiedzi dostępne dla respondenta ("tak", "nie" lub "zdecydowanie tak", "raczej tak", "trudno powiedzieć", "raczej nie" itd.).
Na tym nie koniec. Badani mogą dostać zamknięty katalog partii do wyboru (tzw. kafeteria) lub pytanie otwarte (odpowiadający sam podaje nazwę partii). Nazwy partii mogą się różnić - czasem będą pełne, czasem tylko skróty, przy których łatwiej o pomyłkę, szczególnie jeśli w toku kampanii komitety dzielą się i łączą.
Po pierwsze, rozsądek
- Inny element wpływający na różnicę to tzw. efekt ankieterski, czyli to, na ile szczerze odpowiadają wyborcy. Jedni odpowiadają tak, żeby przypodobać się ankieterowi, inni wstydzą się swoich decyzji, więc wskazują nie tę partię, na którą zamierzają głosować - podkreśla Flis.
- Z kolei wyborcy antysystemowi nie chcą współpracować z instytucjami badawczymi, bo traktują je jako część establishmentu, który "kłamie". Tu dochodzi do sprzężenia zwrotnego: im więcej osób odmawia udziału, tym bardziej wyniki sondażu mogą się różnić od wyników wyborów. A to tylko pogłębia nieufność do sondaży - dodaje.
Do różnic w kwestionariuszach dochodzą także założenia badania. Znaczenie mają czynniki takie jak wielkość próby czy sposób przeprowadzenia badania (telefoniczne, wywiad bezpośredni). - Przy olbrzymiej skali odmów odpowiedzi, sięgającej nawet 70 proc., to, co zostaje zbadane, poddawane jest tzw. ważeniu pod względem cech demograficznych. Bez żadnej pewności, że owo "sztuczne" wyrównywanie braków z rzeczywistego pomiaru oddaje stan faktyczny - zwraca uwagę Palade.
Nie bez znaczenia jest również to, kiedy badanie zostało przeprowadzone, bowiem różnica w wynikach może być odzwierciedleniem aktualnych wydarzeń politycznych.
Co zrobić, żeby sondaże lepiej spełniały funkcję prognostyczną? - Trzeba by ujednolicić metodologię, zwiększyć próbę, uwzględniać przepływy elektoratów, "dociskać" niezdecydowanych - mówi Palade. - Dobrze byłoby, gdyby sondażownie przedstawiały prognozy, a nie tylko surowe wyniki - dodaje Fils i podkreśla, że dużo ważniejsze jest to, by z sondaży korzystać rozsądnie. - Przede wszystkim nie należy wyciągać zbyt daleko idących wniosków z niewielkich zmian. Trzeba brać pod uwagę błędy pomiaru. A przede wszystkim nie należy porównywać sondaży z różnych firm, ponieważ stosują one inną metodologię.
Sondaże a mandaty
Jeszcze większy problem pojawia się przy próbie przeniesienia wyników sondaży na układ sił w przyszłym parlamencie. Sytuacji nie ułatwia obowiązująca w Polsce ordynacja wyborcza.
Zgodnie z Kodeksem Wyborczym w Polsce stosuje się Metodę D'Hondta, powszechnie uważaną za sprzyjającą dużym partiom. Liczba głosów oddanych w danym okręgu na dany komitet wyborczy, który w skali całego kraju przekroczył ustawowy próg 5 proc. (lub 8 proc. dla koalicji), dzielona jest przez kolejne liczby naturalne większe od 1. Następnie mandaty rozdzielane są pomiędzy komitety według wielkości ilorazów.
O tym, ile mandatów zdobędzie dana partia, w dużo większym stopniu decydują więc wyniki w poszczególnych okręgach niż wynik w skali całego kraju. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że w polskich wyborach rozpiętość liczby mandatów w okręgach waha się od 7 do 20.
Ponieważ sondaże badają poparcie dla partii w skali całego kraju, a mandaty rozdzielane są na poziomie okręgów, niezwykle trudno jest trafnie przeliczyć sondażowe poparcie na podział mandatów w Sejmie.
- Można próbować szacować, jak wyniki procentowe przełożą się na podział mandatów, ale zawsze jest to element medialnej gry, więc trzeba się liczyć ze świadomością, że jest to niedokładne. Zawsze mamy do czynienia z pewnym elementem losowości - podkreśla Fils.
Nieco odmienne stanowisko przedstawia Palade. - Można przewidzieć z bardzo dużą dokładnością - mówi. - Ale to wymaga znajomości prawideł geografii wyborczej. Każdy liczący się instytut powinien uwzględniać zróżnicowanie w preferencji regionalnych partii i rodzin partyjnych - dodaje.
Druga trudność wynika z tego, że część polskich firm publikuje wyniki badań preferencji wyborczych z uwzględnieniem niezdecydowanych, czyli takich, którzy odpowiedzieli "nie wiem/trudno powiedzieć". To powoduje, że proste przełożenie wyniku sondażowego na liczbę zdobytych mandatów jest niemożliwe.
Wyniki sondażowe sumują się do 100 procent. W sondażu, który uwzględnia niezdecydowanych (np. 85 proc. głosów na komitety i 15 proc. niezdecydowanych) wyniki poszczególnych komitetów sumują się de facto do 85 procent. W sytuacji, w której jakiś komitet w sondażu uwzględniającym niezdecydowanych, ma wynik na poziomie 4 procent, w tym samym badaniu - po odliczeniu niezdecydowanych - uzyskałby lepszy wynik (powyżej progu wyborczego), ponieważ głosy rozkładałby się tylko na komitety, a nie na komitety i niezdecydowanych.
Kwestia uwzględniania osób niezdecydowanych przy podawaniu sondaży przedwyborczych jest na tyle ważna, że np. w Niemczech wszystkie ośrodki badawcze podają wyniki bez uwzględniania osób odpowiadających "nie wiem / trudno powiedzieć". Tam różnica pomiędzy wynikami sondażowymi a rezultatem wyborczym jest dużo mniejsza.
Czy warto wprowadzić takie rozwiązanie w Polsce? - Byłoby to racjonalne - mówi Flis. - Dawanie informacji o niezdecydowanych też jest ciekawe, więc można byłoby to robić oddzielnie, ale wtedy przekaz byłby dużo bardziej skomplikowany - dodaje.
W zupełnie innej kategorii trzeba rozpatrywać wyniki sondaży exit poll, które przeprowadzane są w komisjach wyborczych w dniu głosowania.
Przedwyborcze przewidywania
W magazynie wyborczym na stronie tvn24.pl pokazujemy, jak wyniki sondażowe mogą przełożyć się na rozkład mandatów. Algorytm przygotował właśnie dr Jarosław Flis z Instytutu Dziennikarstwa, Mediów i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Choć sam mechanizm pozwala na dość dokładne przeliczenie wyników sondażowych na mandaty, warto pamiętać o powyższych zastrzeżeniach.
Autor: Daniel Nowak / Źródło: tvn24.pl