Mirkowi powiedzieli: jak zapłaczesz, zapłacimy. A dokładnie - za 3 mililitry łez damy 100 złotych. Reporterka tvn24.pl sprawdza dlaczego ludzie płaczą za pieniądze i po co w Lublinie został otwarty Skup Łez. Reportaż również w Dużym Formacie.
Mirek wypłakał za piętnaście złotych. Patrycja i Sara złożyły się najpierw na cebulę, potem napłakały do jednej fiolki. Razem wyszło im sześćdziesiąt pięć złotych do podziału, ale dostały dwa banknoty, więc Patrycja, bo jest mamą, oddała Sarze całą pięćdziesiątkę, bo Sara jest córką, a córce się zawsze daje więcej. Sylwia spuściła łez aż na sto dwadzieścia złotych. Sylwie podobno w ogóle są bardzo płaczliwe. Mikołajowi napłakała troszkę córka, bo Bianka ledwo kilkutygodniowa i płacze co chwila z byle powodu. Ale sam też sobie poradził, do fiolki połkał tak, że coś na dnie jednak było widać. Wycenione ostatecznie na dwadzieścia złotych.
W Lublinie, na ulicy pełnej lombardów i punktów pożyczkowych, przez tydzień działała niecodzienna konkurencja. Zamiast zastawić żelazko za pięciozłotówkę czy zegarek po babci, można było pójść po pieniądze do Skupu Łez. W Skupie ludzie przez cztery dni zostawili sto pięćdziesiąt mililitrów łez. To tyle, co dziesięć łyżeczek wody. Dostali za to 5 tysięcy złotych do podziału. Uczciwego, ze względu na zaangażowanie i zapał w płakaniu.
Dlaczego Polacy płaczą?
Artyści, Alicja Rogalska i Łukasz Surowiec z Rewirów/Pracowni Sztuki Zaangażowanej Społecznie, nie wiedzą. Mirek mówi, że z miłości. Jagoda, że z bezsilności, jak się czegoś bardzo chce, a się nie ma. Ania, że jak się ogląda Titanica. Ireneusz Siudem z Instytutu Psychologii UMCS mówi, że to dlatego, że są uczuciowi. I że statystycznie nad Wisłą płacze się więcej niż w Danii, Szwecji i Norwegii, ale mniej niż we Włoszech czy Hiszpanii. Bo nad Wisłą chłopakom nie wypada płakać, ale jednak mają trochę powodów, więc czasem popłaczą. A powody są takie: po pierwsze zazdrość, bo to podobno kluczowa przywara Polaka. Po drugie: niemożność realizacji własnych celów, ale z tego powodu to młodzi ludzie jedynie płaczą. Po trzecie: bezradność, a na te bezradne łzy najmocniej cierpią matki, które nie radzą sobie z wychowaniem dzieci. Po czwarte: choroby. A to akurat fenomen, bo lekarze już dawno udowodnili, że łzy są dobre i zdrowie. I zachęcają, bo od niepłakania robią się bardzo złe rzeczy, kumulowanie stresu to potem nawet nowotwory i wylewy. Ale Polacy się wstydzą i płaczą dopiero po fakcie, kiedy już naprawdę mają powód. Polacy, płaczcie! Jeśli nie idzie naturalnie, płaczcie nawet na zawołanie. Sara mówi, że od cebuli, że w Polsce się je dużo ziemniaków, a ziemniaki się przyprawia cebulą, więc wychodzi że i najwięcej cebuli się je w Polsce. Tomasz: no proszę popatrzeć, w Polsce jako jedynym kraju na świecie, płacze się za pieniądze. Oj nie jedynym, nie jedynym, filmy kręci się wszędzie i aktorom płacą za płakanie.
- A to nie takie proste - mówi Artur Barciś, który na planach filmów i seriali przepłakał swoje. Mówi, że żeby płakać na zawołanie trzeba uruchomić w swoim gardle gruczoły, które wywołują łzy. Sam nie wie gdzie one się znajdują i jak się je dokładnie uruchamia, ale amator w płakaniu może spróbować tak: albo przypomnieć sobie jak mu zdychał pies, albo po prostu przestać mrugać, przeczekać szczypanie oczu i wtedy powinno pójść. Ale aktorowi tak nie wolno, bo to nieprofesjonalne. A poza tym od mrugania zawsze wychodzi inaczej, łza poleci z nie tego oka co trzeba, a jak powtarza się scenę kilkanaście razy, łza i oko zgadzać się muszą. Wywoływanie płaczu to wyższa szkoła jazdy i zwykły człowiek będzie miał z tym problem. - Chociaż zaraz, zaraz, nie - mówi Barciś - przecież ja znam kilka kobiet, które bez problemu i aktorskiego treningu potrafią się na zawołanie rozpłakać. - Ale to jest tak, że łzy produkowane są cały czas - zaznacza doktor Piotr Jaworski z Centrum diagnostyki i mikrochirurgii oka. Jest takie sprytne urządzenie, które nazywa się gruczołem łzowym. Bardzo ważne dla naszego życia i szczęścia, bo jak łez nie wyprodukuje, to oko wysycha i kończy się to nawet utratą wzroku. Sama produkcja łez odbywa się w mikrokanalikach, obrazowo opowiem. To taka gąbeczka, z której w razie potrzeby wylatują przechowywane łzy. Ale to przenośnia, gruczoły jak szmatki się nie wyżyma. Zamiast tego po prostu dostaje on bodziec od układu nerwowego: że coś nas podrażniło i trzeba zwilżyć oko, że coś wpadło, że coś nas zasmuciło, wzruszyło. I teraz najciekawsze. Od tego jakie emocje towarzyszą płaczącemu, zmienia się zawartość łez. Dlaczego? Rozwiązanie zagadki jest proste. Łzy to mieszanka białek, lipidów, soli, frakcji wodnej. I im więcej łez wydajemy, tym są one bardziej rozrzedzone, czyli mają zmieniony skład. A że śmiejąc się do łez płaczemy mniej, niż rozpaczając, zawartość łez mamy różną. Płakać? Trzeba. Na zdrowie. Komercyjnie, niskobudżetowo czy nawet nad cebulą.
Autor: Olga Bierut //rzw/zp / Źródło: Duży Format
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock/TVN24