Całkowity lockdown to jedyne, co nam pozostało - przyznał w "Faktach po Faktach" doktor Wojciech Feleszko, immunolog i pulmonolog. Lekarz medycyny rodzinnej, doktor Beata Osińska, oceniając taki scenariusz, powiedziała, że "nie wyobraża sobie innej sytuacji" z uwagi na liczbę zajętych łóżek w szpitalach oraz zgonów pacjentów z powodu zakażenia koronawirusem. Lekarze odnieśli się także do kwestii pozostawienia otwartych kościołów na okres świąteczny oraz ponownego przejścia uczniów na naukę zdalną.
W związku z pogarszającą się sytuacją epidemiologiczną premier Mateusz Morawiecki zapowiedział, że najpóźniej w czwartek zostaną przedstawione nowe obostrzenia. Od 20 marca do 9 kwietnia obowiązują dodatkowe restrykcje w całym kraju. To między innymi zamknięte hotele, baseny, kina, teatry, stoki narciarskie i muzea.
O słuszności wprowadzenia pełnego lockdownu rozmawiali we wtorkowym wydaniu "Faktów po Faktach" w TVN24 doktor Wojciech Feleszko - pediatra, immunolog i pulmonolog z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego oraz doktor Beata Osińska - lekarz specjalista medycyny rodzinnej.
Lockdown "to jedyna rzecz, jaką teraz musimy zrobić"
Doktor Osińska oceniła, że lockdown "to jedyna rzecz, jaką teraz musimy zrobić".
- Zdaję sobie sprawę, że większość pacjentów, społeczeństwa, jest już bardzo zdenerwowana tym, że już są różnego rodzaju ograniczenia, ale patrząc na liczbę zajętych łóżek, pacjentów, którzy umierają, tych zgłaszających się do podstawowej opieki zdrowotnej i liczbę pacjentów zakażonych, to nie wyobrażam sobie innej sytuacji - przyznała.
- Co najmniej na dwa tygodnie całkowity lockdown powinien mieć miejsce - dodała.
"Jedyne, co nam pozostało"
Doktor Feleszko stwierdził, że taka opcja "to trochę bezradny ruch naszego rządu, który nie bardzo ma inne środki" do wykorzystania.
- Myślę, że drobiazgowe śledzenie kontaktów i masowe testowanie byłoby tym, co powinno się wdrożyć - zaproponował. - Wszystkie strategie, które dostarczył sanepid okazały się nieskuteczne, masowego testowania też do tej pory nie ma - zauważył. Stwierdził, że w tej sytuacji całkowity lockdown "to jedyne, co nam pozostało".
CZYTAJ WIĘCEJ: Wysoka trzecia fala. Te liczby pokazują ją najlepiej
Co z zamknięciem kościołów?
Rząd dotąd nie zdecydował się na zamknięcie kościołów na okres Wielkanocy. Doktor Beata Osińska oceniła, że "tę decyzję rząd powinien podjąć, bo niestety w kościołach ludzie się zakażają". - (Restrykcje - red.) nie są przestrzegane, ani liczba ludzi, która jest w kościołach, ale też bardzo często można zobaczyć ludzi, którzy mają nieprawidłowo założone maseczki lub szaliki - zauważyła.
- W czasie Wielkanocy powinniśmy zostać w domu. Każdy może obejrzeć mszę w telewizji, może posłuchać radia. To najlepsze rozwiązanie na dziś - powiedziała.
CZYTAJ WIĘCEJ: Profesor Piekarska: W kościołach dochodzi do zakażeń. Doradziłam premierowi ich zamknięcie
Doktor Wojciech Feleszko stwierdził, że "strasznie trudno" jest ścierać emocje z faktami. - Bo emocjami jest kwestia wiary, a w Polsce jest to trudne i nabrzmiałe zagadnienie - ocenił. Przypomniał przy tym, że bardziej zaraźliwa, brytyjska odmiana koronawirusa "wykazuje ponad sześćdziesięcioprocentowo większą śmiertelność niż poprzedni wariant". - A więc umrze nas mniej więcej o połowę więcej niż umarło w nasileniu jesiennym - tłumaczył. - Chorują też ludzie młodsi, umierają 30-, 40-latkowie - dodał.
- Fakt jest taki, że kiedy każdy z państwa pójdzie do kościoła, zobaczy, ile osób przyjmuje komunię do ust, ilu księży zakłada maski. Sam chodzę do kościoła i widzę, jak jest to traktowane na co dzień - powiedział.
Szkoła "to duże źródło zakażeń", ale "nauka zdalna nie zabezpieczy dzieci"
Minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek w wywiadzie dla Onetu ocenił, że "w szkołach jest bezpiecznie", "nie ma tam szczególnie wiele ognisk zakaźnych i wysokiej transmisji wirusa", a "statystyki pokazują, że problem pojawia się w niewielkiej liczbie placówek".
MATERIAŁ "POLSKA I ŚWIAT": Nauka zdalna i jej wpływ na uczniów
Doktor Osińska zwróciła uwagę, że powrót dzieci do szkół w obliczu zwyżkowej fali epidemii to "trudny temat". - Od kilku tygodni obserwujemy zwiększone zachorowania wśród dzieci klas od jeden do trzy, które chodziły do szkoły stacjonarnie. Zarażają się nauczyciele. To jest duże źródło zakażeń, które obserwujemy, zwłaszcza źródło tej wersji brytyjskiej - zauważyła.
- Na pewno, jeżeli będzie taka możliwość, dzieci powinny wrócić do szkoły. Musimy zdawać sobie z tego sprawę, że nauka zdalna nie zabezpieczy naszych dzieci - zaznaczyła. Osińska zwróciła uwagę na zdrowie psychiczne uczniów. - Duże straty, które już mają dzieci przez te praktycznie półtora roku niechodzenia do szkoły, będziemy nadrabiać bardzo, bardzo długo - oceniła.
Doktor Feleszko, specjalista między innymi pediatrii, powiedział, że "szkody wynikające z tego, że dzieci zostają w domach są niepowetowane". - Przez miesiące toczy się dyskusja na temat tego, czy dzieci zarażają, czy nie. Ja może się odniosę do faktów - powiedział.
Powołał się na badania czasopisma naukowego "British Medical Journal" (The BMJ) opublikowane w zeszłym tygodniu. - Na ogromnej próbie 12 milionów Brytyjczyków pokazano, jak fakt posiadania dziecka w domu wpływa na zarażenie się. Okazało się, że jeśli było to dziecko małe czy do dwunastego roku życia, wówczas ryzyko zarażenia w domu rosło o sześć procent - opisał. - Jeżeli dziecko powyżej dwunastego roku, to było to około 20 procent - dodał.
- Małe dzieci prawdopodobnie nie transmitowały wirusa, ale były to dane na drugą falę epidemii, czyli na jesieni. Przy trzeciej fali, którą mamy dzisiaj, gdzie wirus jest bardziej zaraźliwy, możemy się spodziewać, że te odsetki są zdecydowanie wyższe. Widzimy to na co dzień, coraz więcej dzieci ma objawy i jest testowane pozytywnie - podsumował. - Myślę, że sytuacja w szkołach nabrzmieje - stwierdził.
CZYTAJ WIĘCEJ: "Gdy dowiedzieliśmy się, że musimy przejść znów na zdalne nauczanie, w klasie usłyszałam krzyk rozpaczy"
Koronawirus. Powrót dzieci do szkół
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24