Kiedy ostatnio rozmawialiście w klasie o emocjach?
- Na jakiejś przerwie, z dziewczynami, więc to musiało być w październiku. Bo jak uczymy się zdalnie, to przecież nie ma przerw i okazji – mówi Marta, maturzystka z Poznania.
- Tydzień temu gadaliśmy o emocjach podmiotu lirycznego w jakimś wierszu Słowackiego. Czy to się liczy? – pyta Marcin, ósmoklasista z Warszawy.
Brzmi to kiepsko. Ale nauczyciele wlewają we mnie więcej nadziei.
- Nieustannie! – zapewnia Przemek Staroń, nauczyciel etyki i filozofii w II LO w Sopocie.
- Wczoraj, przedwczoraj i dzień wcześniej. To stały element moich lekcji – twierdzi Jacek Staniszewski, nauczyciel historii w Akademii Dobrej Edukacji.
Wiesława Mitulska ze Szkoły Podstawowej w Słupi Wielkiej (Wielkopolskie) deklaruje, że robi to bardzo często. W zasadzie każdy dzień zaczyna od rozmów na temat samopoczucia, nastroju i przeżyć, którymi dzieci chcą się podzielić.
Czasem jeszcze nie zdąży zapytać, a jakiś uczeń już na dzień dobry mówi jej, z czego się cieszy, a inny koniecznie chce wyjaśnić, dlaczego dziś jest smutny. U Mitulskiej w klasie działa coś, co jedno z dzieci nazwało "karetką smutkową" – to taka wzajemna pomoc, gdy komuś w klasie gorzej.
I tylko w głowie mi się tłucze: skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle?
Badania pokazują bowiem, że taka "karetka" jak w Słupi nie do każdej polskiej klasy dociera. A przecież już przed pandemią wielu uczniów nie radziło sobie z emocjami.
Fundacja Szkoła z Klasą postanowiła sprawdzić, co sprawia, że uczniowie przeżywają kryzysy psychiczne i jaką rolę ma w tym szkoła. Tak powstał raport "Rozmawiaj z klasą" poświęcony temu, jak stan zdrowia psychicznego uczniów widzą nauczyciele.
To będzie smutna opowieść
- Chcieliśmy przyjrzeć się, jak nauczycielki i nauczyciele oceniają zdrowie psychiczne uczniów i uczennic oraz siebie, jako części systemu wspierania młodych – mówi Marta Puciłowska, wiceprezes Fundacji Szkoła z Klasą i koordynatorka prac nad raportem.
W internetowej ankiecie w ramach badania ilościowego wzięło udział 1535 osób, a następnie w badaniu jakościowym przeprowadzono zogniskowane wywiady grupowe (FGI) z ekspertami i ekspertkami, wśród których znaleźli się: psychiatrzy, psychologowie, psychoterapeuci, interwenci kryzysowi pracujący z dziećmi i młodzieżą.
Dobrych wieści jest niewiele.
Z raportu "Rozmawiaj z klasą" wynika, że w oczach nauczycieli uczniowie mają niskie poczucie własnej wartości, źle odnajdują się w relacjach rówieśniczych, nie mają zaufania do nauczycieli i cierpią z powodu braku zainteresowania swoich rodziców. Co więcej – szkoła, panujące w niej reguły, natężenie emocji i stresów są wielokrotnie bezpośrednią przyczyną bądź powodem nasilenia problemów psychicznych u uczniów.
Autorzy raportu przyznają, że z badania ukazała się im opowieść o szkole, która przestała być miejscem rozwoju, wspólnego dorastania i uczenia się, a zmieniła się w szkołę dla szkoły, miejsce realizowania arbitralnej podstawy programowej. - W szkole odbywa się dziś wyczerpujący wyścig, w którym nauczyciele są strażnikami odhaczania zadań, a uczniowie i uczennice mają obowiązek te zadania realizować. I ani jedni, ani drudzy nie są z takiego stanu rzeczy zadowoleni – podkreśla Puciłowska.
Posłuchajmy uważniej tej "opowieści".
Z problemem? To pewnie nie do mnie
Zaczyna się od tego, że 24 proc. badanych nauczycieli nie wie, czy uczeń lub uczennica zwróciliby się do nich z problemem.
"Taki rozkład odpowiedzi wskazuje, że niemal co czwarty nauczyciel lub nauczycielka nie czuje, że ma silną, opartą na zaufaniu relację ze wszystkimi swoimi uczniami i uczennicami" – komentują autorzy raportu.
Są też nauczycielki i nauczyciele, którzy wprost mówili o tym, że uczniowie i uczennice nie mają do nich zaufania.
Oni żadnej opowieści by nie usłyszeli.
A ja wracam do Marty z Poznania i Marcina z Warszawy.
- Myślę, że w rzeczywistości jest znacznie gorzej. Część nauczycieli chce wierzyć, żebyśmy do nich przyszli, ale to raczej życzeniowe podejście – komentuje Marta. I zaraz dodaje: - Bo niby skąd ten optymizm? Jesteśmy w domu od wielu tygodni i gdy słyszę, że ktoś na lekcji pyta, jak się czujemy, to mam wrażenie, że realizuje zadanie od dyrekcji, a nie, że naprawdę go interesuje odpowiedź. Gdy chodziliśmy do szkoły, nikt nas o to nie pytał, ba, miałam wrażenie, że nauczyciele wolą nie widzieć, że mamy jakieś problemy – dodaje.
Marcin też jest sceptyczny. - Wielu nauczycieli na problemy ma stały zestaw rad: uwaga do dziennika, obniżone sprawowanie. Bo przecież dla nich ważne, że ktoś zrobił coś złego, a nie, dlaczego to zrobił – uważa.
A autorzy raportu zwracają uwagę: "Szkoła nastawiona na realizowanie podstawy programowej i mocno zbiurokratyzowana, nie sprzyja budowaniu relacji. Brakuje w niej czasu na indywidualną rozmowę z uczniem lub uczennicą".
Myślicie teraz: może nauczyciele sami zauważą problem i porozmawiają z uczniami? To niestety ryzykowne założenie. 39 proc. badanych nie wie nawet, czy umiałoby te problemy zaobserwować. Trzy procent mówi wprost, że nie potrafiłoby.
A problemów przecież nie brakuje
Może dzieci nie mają wcale tak wielu problemów? Naiwne marzenia.
Z danych Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) wynika, że ok. 50 proc. wszystkich zaburzeń zdrowia psychicznego prowadzących do nadużywania narkotyków, agresji, przemocy, zachowań antyspołecznych i wykroczeń zaczyna się właśnie w okresie dojrzewania.
W czasie badania nauczyciele mieli wskazać problemy najczęstsze i najpoważniejsze (wybierali z listy trzy, które wymagają najpilniejszego wsparcia).
Wśród tych pierwszych dominował problem w relacjach z rówieśnikami – dostrzegało je u swoich uczniów 58 proc. nauczycieli. Na drugim miejscu znalazły się zaburzenia koncentracji (54 proc.), a dalej uzależnienie od telefonu, komputera, tabletu czy internetu (47 proc.).
Nieco inaczej wygląda jednak rozkład wagi tych kłopotów.
40 proc. badanych jako najpoważniejszy problem uczniów wskazało depresję. Na kolejnych miejscach znalazły się: uzależnienie od telefonu (36 proc. wskazań), agresja (33 proc.), problemy z rówieśnikami (32 proc.) i zaburzenia koncentracji (24 proc.).
Część z tych, którzy tych problemów nie dostrzegają, prawdopodobnie nie zauważy ich też w przyszłości. Bo choć nauczycieli, którzy chcą wiedzieć o problemach psychicznych uczniów przybywa, to 27 proc. badanych nie widzi potrzeby szkoleń w tym zakresie. Tylko część z nich uważa, że ma odpowiednią wiedzę i bez tego.
Inni mówią otwarcie, że nie chcą się w tym specjalizować, tak jak nauczycielka z podstawówki na Dolnym Śląsku, która w czasie badania zastrzegła: "Od tego są specjaliści, ja mam uczyć przedmiotu. Po zwykłym dwugodzinnym szkoleniu specjalistą nie zostanę". Choć zaraz dodała: "Nie chcę zaszkodzić".
Kiedy na rodzica nie można liczyć
Skąd zdaniem nauczycieli biorą się problemy uczniów? Listę otwierają niskie poczucie własnej wartości oraz brak zainteresowania ze strony rodziców – a przynajmniej tak diagnozują sytuację nauczyciele. 76 proc. badanych (w obu kategoriach tyle samo) uważa, że to główne przyczyny uczniowskich problemów.
I tu kłopoty się kumulują, bo - jak zauważają autorzy badania - "nauczyciele deklarują trudności w kontaktach z rodzicami, jednocześnie wyniki pokazują, że są oni niezbędni w procesie zmiany. Budowanie stabilnego poczucia własnej wartości nie odbędzie się bez udziału zaangażowanego rodzica lub opiekuna".
Badani opisywali konkretne sytuacje, gdy ta współpraca zawodziła.
Nauczycielka w szkole podstawowej na Podlasiu: "Dziewczynka miała objawy depresji. Rodzice wyparli problem, wręcz usłyszałam, że wmawiam córce chorobę psychiczną. Rozmawiałam z dziewczynką. W tym roku poszła do szkoły średniej. Właśnie się dowiedziałam, że ma myśli samobójcze. Będę się kontaktowała ze szkołą, do której uczęszcza".
Nauczycielka z liceum w województwie lubelskim opowiada inną dramatyczną historię: "Licealistka, która się samookaleczała przez dłuższy czas. Po licznych interwencjach rodzice w końcu skonsultowali dziewczynę z psychiatrą, który zalecił leczenie szpitalne. Rodzice nie wyrazili zgody. Po pewnym czasie sytuacja zakończyła się nieudaną próbą samobójczą i leczeniem szpitalnym. U dziewczyny zdiagnozowano schizofrenię".
Rodzic nie może być wymówką
- Myślę, że dla części nauczycieli rodzice to tylko wymówka. I co ma powiedzieć uczeń, który ma wyjątkowego pecha, bo ma i rodzica, i nauczyciela niedostrzegającego jego problemów albo nawet dostrzegającego, ale do powiedzenia mającego tylko "ja w twoim wieku" lub coś w tym stylu? – zastanawia się Marta. – Nie wszyscy mogą liczyć na rodziców, dla wielu osób nauczyciel to jedyny dorosły, który mógłby się nimi zainteresować. To podwójnie smutne, gdy tego nie robi – dodaje.
A specjaliści, którzy brali udział w pogłębionych badaniach - jak wynika z raportu - wprost przyznawali, że rola szkoły w powodowaniu i wzmacnianiu problemów uczniów i uczennic jest duża, szczególnie w obszarze samooceny. Źródłem stresów jest właśnie szkoła (obok grupy rówieśniczej i rodziny). Rodzice może i zawodzą, nie do końca zajmują się dziećmi, ale szkoła, do której je posyłają, dla wielu z nich nie jest bezpieczną przystanią. Jest opresyjna.
Specjaliści wskazują na dwa czynniki, które ten opresyjny system wzmacniają. Pierwszy to przeładowana podstawa programowa oraz traktowanie jej przez wiele nauczycielek i nauczycieli jako kluczowego, a nawet jedynego obowiązku wobec uczniów.
Drugi czynnik, którą wpływa na panujące w szkole relacje, to biurokratyzacja. Ta jest na tyle obciążająca dla nauczycielek i nauczycieli, że w konsekwencji nie mają już czasu ani sił na rozmowę z uczniami i uczennicami o ich problemach.
Przyznają to też sami badani. Nauczycielka z technikum w województwie kujawsko-pomorskim wyznała: "Gubimy człowieka, bo mamy podstawę programową". I sama przyznała, że nauczyciele często są pozbawieni empatii i nie widza w szkole miejsca, gdzie dziecko ma się rozwijać.
A nauczycielka z podstawówki w województwie lubuskim przekonywała: "Jeśli szkoła przestanie być wyścigiem za ocenami (związek ze zbyt rozbudowaną podstawą programową i presją rodziców), a stanie się kuźnią umiejętności – ograniczymy szkolny stres i psychiczne problemy młodzieży".
Tylko że to wymagałoby zmiany sposobu myślenia u części nauczycieli. Od tygodnia odpowiadam na pytania o to, czy z próbnych egzaminów ósmoklasisty i matur zaplanowanych na marzec będzie można wstawiać oceny do dziennika. Niewiele widziałam pytań o to, co zrobić, by uczniowie nie stresowali się ich przebiegiem.
Psycholog? Jeden na 400 uczniów i ich problemy
Może mógłby w tym wszystkim pomóc fachowiec? Niestety też nie wszędzie.
Z raportu "Rozmawiaj z klasą" wynika, że w szkołach brakuje profesjonalnej pomocy psychologicznej. Z odpowiedzi badanych wynika, że psycholog pracuje tylko w 6 na 10 placówek i to najczęściej w niepełnym wymiarze godzin. 44 proc. nauczycieli, którzy deklarują obecność psychologa w ich szkole, przyznaje, że to mniej niż etat.
Niemal wszyscy nauczyciele i nauczycielki (95 proc.) deklarują, że w ich szkole pracuje pedagog, jednak w jednym na 4 przypadki jest tam zatrudniony poniżej pełnego etatu.
Brak specjalistów szczególnie dojmujący jest w małych szkołach, które znajdują się poza dużymi ośrodkami miejskimi.
Ustalenia autorów raportu są zbieżne z danymi, które kilka lat temu zebrała Najwyższa Izba Kontroli. Z opublikowanego latem 2017 roku raportu NIK wynikało, że aż 44 proc. szkół w Polsce nie miało psychologa lub pedagoga na etacie. Najgorzej było w technikach (nie miało ich 60 proc. szkół), najlepiej – w likwidowanych wówczas gimnazjach. Tam specjalisty nie zatrudniała "tylko" co trzecia placówka. Na wsi na tysiąc uczniów przypadało tylko 0,6 etatu psychologa!
Przerażających liczb było więcej: na pedagoga szkolnego przypadało 461 uczniów, na psychologa – aż 1739.
"Uczniowie potrzebujący wsparcia mogli liczyć w tych szkołach jedynie na nauczycieli posiadających dodatkowe kwalifikacje lub doraźnie na specjalistów z poradni psychologiczno-pedagogicznych" – zauważyli kontrolerzy NIK. Z pomocą w poradniach też były jednak problemy – czas oczekiwania na wizytę wynosił wówczas około miesiąca. W skrajnym przypadku – analizowanym przez NIK – było to aż 21 miesięcy!
Jak to możliwe? W prawie sformułowany był zaledwie ogólny obowiązek zapewniania uczniom nieodpłatnej opieki psychologiczno-pedagogicznej.
Wszyscy muszą to wiedzieć
Jak to wygląda w praktyce? Smutnej odpowiedzi udziela raport "Rozmawiaj z klasą".
"W mojej szkole jest około 350 dzieci i młodzieży – psycholog 2 godziny tygodniowo. Paranoja" – mówiła jedna z badanych nauczycielek, ucząca w klasach 4-8 szkoły podstawowej w województwie warmińsko-mazurskim.
Inna nauczycielka, pełniąca rolę psychologa w podstawówce w województwie lubuskim, swoją pracę opisywała tak: "W szkole jestem sama na ponad 400 uczniów. Rozpiętość problemów uczniów jest ogromna. Od problemów z nauką i zachowaniem po problemy z tożsamością płciową. Nie ma warunków do pracy i terapii dziecka. Brak salki, brak terapeuty, nie wspomnę o pomocach edukacyjnych".
Lucyna Kicińska jest pedagożką w XLI LO w Warszawie. Pracuje w czteroosobowym zespole psychologiczno-pedagogicznym. - Mamy w szkole ponad tysiąc uczniów i jest nas cztery, to nawet wtedy nie jesteśmy w stanie siłą umysłu ogarnąć wszystkich objawów, problemów, zagrożeń. Dlatego musimy mieć sojuszników, którzy zauważą, gdy z uczniem będzie się coś działo. I wszyscy muszą wiedzieć, co mają zauważać: nauczyciele, rodzice, uczniowie – podkreśla.
Badani przez "Szkołę z klasą" nauczyciele wśród niepokojących sygnałów najczęściej wymieniali osiem: nagłą zmianę zachowania, problemy z koncentracja, smutek, brak energii, apatię, senność, wycofanie i izolację.
Autorzy raportu komentują: "Często to właśnie nauczyciele jako pierwsi dostrzegają problemy emocjonalne dzieci i młodzieży, niejednokrotnie zanim odkryją je rodzice (...) ich rola w procesie udzielania pomocy jest kluczowa".
Jak pomagać, gdy sam nie masz siły?
Ale jak się z tym wszystkim czują się sami nauczyciele? Autorzy raportu twierdzą, że nauczyciele i nauczycielki, w pytaniu zamkniętym, dobrze oceniają swoją kondycję psychiczną. "Ale wystarczy zajrzeć do pytań otwartych, żeby zobaczyć, jak bardzo są obciążeni pracą i z iloma wyzwaniami muszą się w niej mierzyć. Jasno widać, że zawód nauczyciela jest nierozłączny z przeżywaniem kryzysów – zarówno tych własnych, jak i tych uczniów i uczennic. Jednocześnie wielu badanych podkreśliło, że nikt nigdy nie pyta o ich zdrowie psychiczne i jest to temat pomijany" – czytamy.
A część nauczycieli rzeczywiście zdradza, że czują się przepracowani, zmęczeni, wypaleni.
Nauczycielka ze szkoły podstawowej na Pomorzu zastanawia się: "Jak poprawić swój własny stan psychiczny, aby móc pomagać innym? W ostatnim czasie wylewa się na nas fala hejtu, znieważania i poniżania".
Kicińska przyznaje, że nauczycielom też przydałaby się stała pomoc psychologiczno-pedagogiczna. I dodaje: - Kryzys zdrowia psychicznego jest czymś trudnym. Ale może być też rozwojowy, może otworzyć dla nas nowe perspektywy. Wyzwala pewną troskę i wrażliwość, a praca nad zażegnaniem tego kryzysu pozwala nam zdobyć nowe umiejętności. W efekcie sprawia, że dostrzegamy problemy u innych i rośnie u nas gotowość do pomagania.
Jej zdaniem ludzie boją się kontaktu z profesjonalistami i tego, że usłyszą od nich, iż są zepsuci. - To tak nie jest – zapewnia. W opinii Kicińskiej od pierwszej do ostatniej klasy powinien być wykładany dlatego przedmiot "komunikacja interpersonalna".
- Tego się trudno nauczyć od rodziców, bo oni też tego często nie potrafią. Ileż to razy słyszałam: "ze mną też nikt nie rozmawiał" – zauważa pedagożka. I dodaje: - Tego rozmawiania jednak musimy uczyć się wszyscy. By być jeszcze lepszym rodzicem, lepszym nauczycielem, lepszym sobą. Do tego dochodzi umiejętność samoakceptacji i świadomość, że nie ma ideałów. A jeśli jakichś umiejętności nam brakuje, to zwykle możemy je zdobyć. Rozpocząć terapię, pójść na warsztaty, grupę wsparcia – wylicza.
Nie ma jednak na co czekać. Więc jak pytać o emocje uczniów, którzy mają wyłączone kamerki i nie chcą odpowiadać na pytania? Kicińska radzi, by na początku lekcji wykorzystać np. mentimeter, czyli aplikację służącą do tworzenia prezentacji z informacjami zwrotnymi w czasie rzeczywistym. - Sprawdźmy, czy uczniowie są w stanie w taki sposób dać nam znać, co u nich słychać. My rozeznamy się w sytuacji, oni zobaczą, że nas to interesuje i będą mieli szansę przyjrzeć się temu, jak mają się inni – podkreśla.
Źródło zdjęcia głównego: cottonbro/Pexels