"Panie prezydencie" zwrócił się do Lecha Kaczyńskiego Donald Tusk. Prezydent odpowiedział - daj spokój, Donald. Znamy się tyle lat, mówmy sobie po imieniu. Rozmowa miała być krótka i ostra - tego spodziewał się każdy, bo tak bywało wcześniej. Trwała 4 godziny. Dlaczego i co z tego wynika - próbuje ustalić "Dziennik".
Jak ustaliła gazeta, kluczem do politycznych ustaleń była wstępna deklaracja prezydenta Kaczyńskiego, że jest po konsultacjach z bratem premierem i to, co mówi, jest wiążące także dla PiS. Dzięki temu zapadła decyzja – Lech Kaczyński i Donald Tusk ustalili, że 21 października odbędą się przedterminowe wybory.
- To nie jest możliwość, oni się umówili na słowo honoru. Trudno sobie wyobrazić, by prezydent i PiS się z tego wycofali – cytuje działacza PO "Dziennik".
Zaledwie w środę szef PO ostro apelował do prezydenta, który przebywał w swojej rezydencji w Juracie, o przerwanie urlopu i zaangażowanie się w sprawę ewentualnych przedterminowych wyborów parlamentarnych. Tusk podkreślił, że może w każdej chwili spotkać się z Lechem Kaczyńskim. Prezydent z urlopu wrócił pod pretekstem zdymisjonowania szefa MSWiA Janusza Kaczmarka i natychmiast się spotkali.
Skąd ten nagły zwrot akcji? Czy wcześniej były jakieś uzgodnienia dotyczące spotkania? Przecież wcześniej nie rozmawiali przez rok. Pośrednikami byli ponoć Grzegorz Schetyna z PO i Adam Lipiński z PiS, obaj z Wrocławia, obaj zaufani ludzie swoich liderów do dyskretnych zadań. Ale po apelu Tuska pierwszy odezwał się właśnie prezydent - czytamy w "Dzienniku".
- To Kancelaria Prezydenta zadzwoniła do Donalda Tuska i zaprosiła go na spotkanie z prezydentem Lechem Kaczyńskim – potwierdza gazecie rzecznik PiS, europoseł Adam Bielan. Tusk zaproszenie przyjął, jednak scenariusz spotkania był inny, niż się spodziewał szef PO.
- Tusk szedł na spotkanie z prezydentem jak na wojnę – pisze "Dziennik".
- Miał wejść, wystrzelać naboje z karabinu, czyli wprost wygarnąć, co o tym całym bałaganie w kraju myśli. Spotkanie miało trwać piętnaście minut – precyzuje. Stało się inaczej.
- Rozmawiali jak starzy znajomi. Śmiali się, wspominali. – opowiada Adam Bielan. Europoseł PiS zarzeka się, że nie padły żadne deklaracje co do przyszłości, np. w kwestii ewentualnej koalicji.
Jak można przeczytać w "Dzienniku", podczas rozmowy wypito cztery butelki czerwonego włoskiego wina Ocra Strozzi z 2005 r. oraz cztery półlitrowe wody mineralne. Nikt nic nie jadł.
Źródło: "Dziennik"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24