Do lokalnych wyborów zostało jeszcze prawie półtora roku, ale Prawo i Sprawiedliwość już teraz na różne sposoby szykuje się do przejęcia władzy w samorządach. Uchwalona dopiero co przez Sejm ustawa o RIO - Regionalnych Izbach Obrachunkowych - daje możliwość usunięcia ze stanowiska praktycznie każdego wójta, burmistrza czy prezydenta miasta. Materiał magazynu "Czarno na białym".
Regionalne Izby Obrachunkowe to raczej mało znane instytucje, mają jednak ogromną władzę, ponieważ sprawują kontrolę nad wydatkami samorządów. W przypadku wykrycia skrajnych nieprawidłowości - na przykład łamania ustawy o finansach publicznych, mogły wnioskować o usunięcie wójta, burmistrza czy prezydenta i wprowadzenie komisarza. Jedna z istotnych zmian, które wprowadza nowa ustawa polega na tym, że posiadający tak znaczne uprawnienia prezesi RIO nie będą już - tak, jak działo się dotychczas - wyłaniani w konkursach, ale powoływani bezpośrednio przez premiera.
- Niezależnie od rządu taki system powoływania może spowodować, że będzie to stanowisko polityczne. Każdy rząd, który będzie miał wpływ na prezesa, będzie mógł kierować polityką izb w dobrej lub złej wierze - uważa Piotr Siniakowicz, burmistrz Siemiatycz.
Siniakowicz to jeden z licznych na zdominowanym w wyborach parlamentarnych przez PiS Podlasiu, samorządowców startujących niezależnie od partii, z własnego komitetu.
Opozycja krytykuje, PiS odpowiada
Również posłowie opozycji z komisji samorządu terytorialnego krytykują ustawę, zarzucając politykom PiS złe intencje.
- Komisarze mogą być - ja nie mówię, że będą - takim narzędziem do pozbywania się samorządowców, którzy nie są po myśli rządu, bo jak powiedziałam, Regionalne Izby Obrachunkowe będą całkowicie podlegały rządowi - mówiła Halina Rozpondek (PO).
- Nie możemy się raczej spodziewać paru spektakularnych zawieszeń prezydentów czy burmistrzów gmin - dodał Marek Sowa (Nowoczesna).
Politycy PiS odpierają zarzuty i uzasadniają konieczność wprowadzenia zmian. - Ta ustawa godzi w interesy lichwiarzy i parabanków, a wy, z totalnej opozycji, bronicie interesów lichwiarzy, bronicie interesów parabanków. I dlatego tak krzyczycie, ale to nie jest nic dziwnego, bo wy tacy jesteście - tak z sejmowej mównicy ustawy bronił minister Mariusz Błaszczak, zwracając się do posłów opozycji.
- No cóż, każda zasada, która była, jest do zmiany. Co tu dużo mówić. Tak jak każda ustawa, która potem pokazuje, że nie wszystko się sprawdza, no to po prostu też się zmienia - skomentował Czesław Sobierajski (PiS).
Nowe kryteria
- Często było tak, że te kontrole były sporadyczne, często było tak, że kary za jakieś niedopełnienie obowiązków były symboliczne. Warto się temu przyjrzeć żeby samorząd był pod odpowiednią kontrolą - przekonuje Ryszard Bartosik (PiS).
Kontrola - o której mówi Bartosik - w świetle nowej ustawy będzie mocno rozszerzona. Na przykład o kryteria gospodarności i rzetelności. Dotąd kontrolowano zgodność wydatków z prawem, teraz dochodzą subiektywne i uznaniowe kryteria, z którymi problem ma najwyraźniej nawet wiceszef sejmowej komisji samorządu terytorialnego.
- Oczywiście rzetelność jest to inne troszeczkę pojęcie niż wiarygodność. Rzetelność to jest coś bardziej głębszego, bo w tej chwili zresztą nie tylko w Polsce, ale także w innych krajach czasami odnosimy się właśnie do wiarygodności. Tu powinna być przede wszystkim rzetelność, czyli same dane, same wyniki powinny być prawidłowe i rzetelne - oceniał Grzegorz Wojciechowski (PiS).
"Tu nie chodzi o celowość, a gospodarność"
Problemowi związanemu z kryterium gospodarności można przyjrzeć się na przykładzie zakupu przez samorządowców kartek świątecznych. Burmistrz Siemiatycz kartki okolicznościowe, które wysyłane są z urzędu miasta, kupuje od instytucji charytatywnej. Są one nieco droższe od kartek, w które można zaopatrzyć się na przykład na poczcie. Czy burmistrzowi można w związku z tym zarzucić niegospodarność? Reporter TVN24 próbował ustalić to z posłami z komisji samorządu terytorialnego.
- No to trzeba by sprawdzić, czy doszło tutaj do niegospodarności, czy też nie. Proszę nie łączyć gospodarności z celowością. Tu nie chodzi o celowość, a gospodarność. To są dwie różne kwestie - mówił Grzegorz Wojciechowski (PiS).
Wedle nowej ustawy, jeżeli wyznaczony przez premiera prezes Regionalnej Izby Obrachunkowej uzna to za niegospodarność, to burmistrz może stracić stanowisko. I to premier wskaże komisarza, który zajmie jego miejsce.
Łatwiej o stratę urzędu
- Przykłady można mnożyć. Czy decyzja jest gospodarna, czy niegospodarna, bardzo często dowiadujemy się później. W momencie kiedy podejmowane są decyzje czy podpisywane umowy, często jeszcze nie wiemy. Przychodzi Regionalna Izba Obrachunkowa i mówi: "ta decyzja była niegospodarna". Znamy takie przypadki - tłumaczył profesor Maciej Gutowski.
Jednak dotąd wśród kryteriów oceny nie było tak uznaniowego jak gospodarność. Co więcej - jeżeli Regionalna Izba Obrachunkowa uznała, że należy wprowadzić komisarza w gminie lub mieście, to prezydent, burmistrz lub wójt mógł odwołać się do sądu i do czasu prawomocnej decyzji sądu pozostawał na stanowisku. Zgodnie z przygotowanym przez rząd prawem, teraz stanowisko może stracić natychmiast po decyzji premiera i dopiero potem przed sądem dochodzić swoich praw.
Teoretycznie można więc wyobrazić sobie taką sytuację: po zarzucie niegospodarności usunięty jest na przykład Piotr Siniakowicz, burmistrz Siemiatycz. Jeżeli do końca kadencji zostało mniej niż rok, nie organizuje się przedterminowych wyborów, komisarz rządzi do końca kadencji. Wyznaczy go premier z PiS, a w Siemiatyczach burmistrz regularnie ma kontrkandydata właśnie z tej partii.
Nowe prawo umożliwia więc sytuację, w której jedna osoba przed sądem dowodzi, że niesłusznie usunięto ją z urzędu, a druga osoba prowadzi kampanię, jednocześnie rządząc miastem. Zmiany przyjmowane są akurat teraz, nieco ponad rok przed wyborami samorządowymi.
- Teoretycznie może się to zdarzyć, natomiast trudno byłoby się pogodzić z tym każdemu, ponieważ startujemy w wyborach, obiecujemy coś mieszkańcom, to staramy się to zrealizować i jeżeli mieszkańcy mówią, że nie, że już nam dziękują, to to jest taka uczciwa, można powiedzieć, rywalizacja czy walka. A to jest pozbywanie się konkurencji w sposób podstępny - mówi Siniakowicz.
Ministerstwo milczy
Nikt z MSWiA przygotowującego projekt nie chciał rozmawiać o tym przed kamerą. Jedyne uzasadnienie zmian, jakie przedstawiono nam na piśmie to przykład gminy Ostrowice, "w której zadłużenie w ostatnim czasie wyniosło blisko 400 procent wysokości rocznego budżetu".
I to akurat prawda. Ostrowice były na skraju bankructwa.
- To, co wyprawia wójt Ostrowic, to jest mały horror dla mieszkańców - mówił w styczniu 2016 roku Piotr Jania, wojewoda zachodniopomorski.
Wójta usunięto i wprowadzono komisarza. Problem Ostrowic nie wynikał jednak z przepisów o Regionalnych Izbach Obrachunkowych.
- Cały paradoks obecnej stanu prawodawstwa polega na tym, że w chwili obecnej nie ma ustawowego zakreślenia granicy, do której samorząd może się zadłużyć. Kiedyś taka granica była. Było to 60 procent wykonanych dochodów jednostki samorządu terytorialnego, więc każdy wiedział, do jakiego poziomu może się zadłużyć - mówi doktor Ryszard Krawczyk, prezes Regionalnej Izby Obrachunkowej w Łodzi.
"Nie da się z jednego fotela kierować krajem"
Rząd nie przygotował jednak przepisów dotyczących poziomu zadłużenia gmin, skoncentrował się na wzmocnieniu kontroli nad ich władzami. I nad narzędziem ich ewentualnego usuwania z poziomu centralnego.
- Decyzje podejmowane blisko obywateli zwykle są lepsze niż te podejmowane centralnie. Z jakiegoś powodu odchodziliśmy od gospodarki centralnie planowanej, właśnie dlatego, że ten model się nie sprawdzał w zarządzaniu krajem. Nie da się z jednego fotela kierować krajem, to jest niemożliwe - mówił profesor Maciej Gutowski.
Autor: kb,mw,azb//now / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24