Niech opozycja antypisowska sobie wzajemnie nie szkodzi i nie szkodzi też tym inicjatywom obywatelskim, do których jest jej blisko, z którymi nie rywalizuje - powiedział w "Faktach po Faktach" były premier Włodzimierz Cimoszewicz.
Grzegorz Schetyna zaproponował wspólną listę opozycji w wyborach samorządowych. Lider PO chce wystawić kandydatów Platformy razem z przedstawicielami Nowoczesnej, PSL i organizacji samorządowych. Według Włodzimierza Cimoszewicza powinno dojść do politycznego porozumienia antypisowskiej opozycji. - Są dwie sprawy. Pierwsza to porozumienie antypisowskiej opozycji. Tak powinno się stać. Druga to forma zrealizowania takiego politycznego porozumienia - mówił.
"Unikanie strat"
- Pamiętajmy, że wybory samorządowe odbywają się według różnych ordynacji, dlatego, że wybierane są gremia kolegialne i wybierani są też jednoosobowo ludzie wykonujący funkcje wykonawcze - burmistrzowie, prezydenci miast. W przypadku gremiów kolegialnych np. na poziomie sejmiku wojewódzkiego obowiązuje ordynacja proporcjonalna, ale już w gminach wybiera się jednomandatowych okręgach wyborczych, a więc według ordynacji większościowej - zaznaczał Cimoszewicz. - Wszędzie w moim przekonaniu powinna obowiązywać jedna logika - mianowicie (niech - red.) opozycja antypisowska sobie wzajemnie nie szkodzi i nie szkodzi też tym inicjatywom obywatelskim, do których jest jej blisko, z którymi nie rywalizuje. Czyli unikanie strat wynikających z braku porozumienia - podkreślił były premier. - To porozumienie powinno być szerokie, możliwie najszersze. W zasadzie wszyscy, którzy nie zgadzają się z tym co PiS robi z prawem, demokracją w naszym kraju powinni się porozumieć - mówił Cimoszewicz.
Cimoszewicz o wypadkach VIP-ów
Były premier był pytany także o ostatnie wypadki i kolizje z udziałem najważniejszych osób w państwie. Cimoszewicz uważa, że problem z Biurem Ochrony Rządu ciągnie się od 1990 roku. - Niestety zaczęło się to za prezydentury Lecha Wałęsy. Zaczęły się takie niespotykane, zdumiewające awanse ludzi, którzy z kapitana stawali się generałem w ciągu trzech lat. W sposób oczywisty przez te trzy lata nie byli w stanie nabyć doświadczenia, aby kierować całą strukturą. Tam nieustannie odbywały się czystki personalne i w efekcie w zasadzie tam nigdy nie było systematycznej, gruntownej pracy - - Funkcjonariusze BOR są trochę jak profesjonalni, wyczynowi sportowcy. Oni na zawodach muszą się sprawdzić i wykonać swoją robotę, a między zawodami muszą nieustannie ciężko pracować, nieustannie trenować, na przykład kierowcy. Te wypadki świadczą o absolutnie fatalnym przygotowaniu kierowców - przyznał. Cimoszewicz podkreślił, że w czasie jego pracy jako premier, marszałek Sejmu i szef MSZ pracowało z nim wielu różnych kierowców o różnych umiejętnościach. - Byli wśród nich wprost fenomenalni profesjonaliści, o których mogę powiedzieć, że gdybym znajdował się w podobnej sytuacji nie skończyłoby się to tak - mówił. - Dlatego powinno się zagwarantować, że BOR jest traktowany jak służba cywilna do kwadratu. Nie ma miejsca na sympatie i antypatie polityczne, i nie ma rozliczania funkcjonariuszy za to z kim oni pracowali. Oficerowie BOR, którzy chronili mnie jako premiera, potem byli wyrzucani ze służby. Przecież oni mnie chronili nie dlatego, że ja ich wybrałem, tylko ich przełożeni ich skierowali do tej pracy - podkreślał.
Dodał, że powodem problemów z ustaleniem dokładnych przyczyn wypadku z udziałem premier jest to, że gdyby odczytano zapisy czarnych skrzynek samochodów z rządowej kolumny "nie pasowałoby to do pierwszej wersji ogłoszonej pośpiesznie".
Autor: kło/sk / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24