- Chodzi o to, by nie stało się tak, że ucinamy ręce, a zostaje głowa, która pracuje nad koncepcją - w ten sposób były szef UOP gen. Gromosław Czempiński tłumaczył dlaczego służby przez rok rozpracowywały niedoszłego zamachowca. - Chodzi o to, żeby sprawić czy jest grupa, struktura, inspiracja, skąd ma swoje źródła zaopatrzenia - wtórował mu były szef WSI gen. Marek Dukaczewski.
Prokuratura i ABW poinformowały we wtorek, że planowany był zamach terrorystyczny z użyciem materiałów wybuchowych na konstytucyjne organy Rzeczypospolitej Polskiej: prezydenta, Sejm i rząd. Podejrzanego w tej sprawie - 45-letniego pracownika naukowego krakowskiego Uniwersytetu Rolniczego - zatrzymano 9 listopada.
Przekazano też, że ABW pierwsze informacje o podejrzanym Brunonie K. uzyskała w listopadzie 2011 roku. Od tego momentu mężczyzna był rozpoznawany. Dukaczewski: nie chodzi o to, żeby "wyjąć" człowieka
Czempiński w "Faktach po Faktach" w TVN24 tłumaczył, że śledząc podejrzanego - gdy ma się kontrolę nad rozwojem sytuacji - sprawę "można poprowadzić dłużej" i często jest to lepsze rozwiązanie, niż nagłe zatrzymanie.
- Za każdym razem trzeba pamiętać o jednym: chodzi o to, żeby wykryć wszystkie aspekty, czyli wszystkie powiązania związane z tą sprawą, by nie stało się tak, że ucinamy ręce, a zostaje ciągle głowa, która pracuje nad koncepcją. Bo ta koncepcja w swej wielkości, z tego co dzisiaj się dowiadujemy, była porażająca, wielka i determinacja ogromna - mówił.
- Nie chodzi o to, żeby "wyjąć" człowieka. Chodzi o to, żeby sprawić czy jest grupa, struktura, inspiracja, skąd ma swoje źródła zaopatrzenia - dodał Dukaczewski.
Były szef WSI argumentował, że w sytuacji, gdy służby "trafiają" na podejrzanego, rozpoczynają jego kontrolę 24h na dobę, by ustalić wszelkie możliwe kontakty. Do akcji "wchodzą" dopiero, gdy wystąpi jakaś nagła, nadzwyczajna sytuacja.
"Zniszczenia mogłyby być ogromne"
Eksperci zwracali uwagę na ogromną ilość materiału wybuchowego, jaką udało się zebrać Brunonowi K.
- Ta ilość trotylu, który miałby być użyty - jeśli to się potwierdzi - spowodowałaby ogromne spustoszenie w obszarze Sejmu, a także w okolicy - mówił Dukaczewski.
Tłumaczył, że fala uderzeniowa dotknęłaby nie tylko sam budynek parlamentu, ale także rozeszłaby się pod Sejmem, gdzie znajduję się korytarze, w związku z czym zniszczeń i ofiar mogłoby być więcej.
Były szef UOP zwracał zaś uwagę, że detonując bombę na ulicy Wiejskiej, przy której mieści się Sejm, nie udałoby się zamachowcowi zrealizować swojego celu, ponieważ fala uniosłaby się po pobliskich ulicach i budynkach. - Gdyby podjechał pod główne wejście (Sejmu - red.) to zniszczenia byłyby ogromne i dotknęłyby sali posiedzeń - co do tego nie ma wątpliwości - zastrzegł.
Brunon K. jak "samotny wilk"?
Zarówno Czempiński, jak i Dukaczeewki podkreślali, jak trudno wykryć zamachowca, ponieważ (z wyjątkiem zamachowca-samobójcy) nie ma jego jednego profilu. - Budzi przerażenie, że tak długo go się nie wykryło i tle materiałów zebrał - komentował Czempiński.
Dukaczewski Brunona K. porównywał do "samotnego wilka", który w pojedynkę bądź przy pomocy wąskiego grona podejmuje działania, na które normalne społeczeństwo nie zdecydowałoby się.
Autor: nsz/tr / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24