Kilkaset osób, w tym celebryci, m.in. piosenkarka Dorota "Doda" Rabczewska, protestowało w niedzielę pod Pałacem Prezydenckim przeciw GMO. Protestujący chcą, aby Bronisław Komorowski zawetował ustawę o nasiennictwie, dopuszczającą wprowadzenie na polski rynek nasion modyfikowanych genetycznie. - Faszerowanie nas chemią jest jawnym ludobójstwem - mówiła dziennikarzom Doda.
Sejm uchwalił 9 listopada ustawę o nasiennictwie, zgodnie z którą na rynek będzie można wprowadzać nasiona modyfikowane genetycznie, ale wciąż będzie obowiązywał zakaz uprawy tego typu roślin.
Za uchwaleniem ustawy głosowało 230 posłów PO i PSL. Przeciw opowiedziało się 202 posłów z PiS, Ruchu Palikota, SLD i Solidarnej Polski. Wśród poprawek, które nie weszły do ustawy, znalazły się wnioski opozycji, m.in. zakazujące dopuszczania do obrotu i stosowania materiału siewnego modyfikowanego genetycznie. Żeby ustawa trafiła do prezydenta, swoje stanowisko musi jeszcze wyrazić Senat. Według informacji zawartych na stronie internetowej izby, stanie się to na najbliższym posiedzeniu, zaplanowanym na czwartek i piątek.
"GMO sieje zło" Przed Pałacem Prezydenckim w niedzielne popołudnie zebrało się blisko 150 osób, sprzeciwiających się przyjęciu tej ustawy. Protestujący oskarżają, że akt wprowadzono pod naciskiem jednego z wielkich koncernów, który zajmuje się dystrybucją genetycznie modyfikowanych nasion.
Jak mówiła organizatorka manifestacji - Lena Huppert z koalicji "Polska wolna od GMO" - ma ona na celu "skłonienie pana prezydenta Komorowskiego do tego, aby zawetował ustawę o nasiennictwie". - Nowe brzmienie ustawy, które zostało przegłosowane już w Sejmie, zostało pozbawione wszelkich zapisów na temat genetycznie modyfikowanych organizmów - uzasadniała swój sprzeciw Huppert. Podkreśliła też, że "najmocniejsze, najbogatsze kraje Europy mają u siebie zakazy genetycznie modyfikowanej żywności". Jak informuje koalicja "Polska wolna od GMO", takie zakazy wprowadzono we Francji, Niemczech, Austrii, Szwajcarii, Włoszech, Luksemburgu, na Węgrzech, w Bułgarii i Grecji. Koalicja podkreśla też, że uwolnienie do środowiska roślin zmodyfikowanych to proces nieodwracalny, który doprowadzi do skażenia genetycznego upraw konwencjonalnych i ekologicznych. "To jawne ludobójstwo" Wśród manifestantów przed Pałac Prezydencki przyszli również celebryci, m.in. piosenkarka Doda, tancerz Michał Piróg czy tancerka Edyta Herbuś.
Zdaniem Dody uchwalona przez Sejm ustawa o nasiennictwie otwiera furtkę do wprowadzenia genetycznie modyfikowanych nasion.
- To pozwoli na to, by taką żywność uprawiać i wkrótce nie będzie innej żywności w Polsce, jak ta genetycznie zmodyfikowana. Nie chce, aby wmuszano mi, co mam jeść. Chcę mieć opcję wyboru - emocjonowała się piosenkarka. Zaznaczyła jednocześnie, że nie może być tak, że rząd bez naszej wiedzy, za naszymi plecami podpisuje takie ustawy, które "będą w konsekwencji powodować kompletną dewastację naszego organizmu, w tym nowotwory i inne mutacje". - Faszerowanie nas chemią jest jawnym ludobójstwem - oceniła piosenkarka. I dodała. - Jeżeli chcecie wyglądać jak "piękny i cudowny" kraj USA, gdzie wszyscy są spuchnięci, grubi, mają galaretę zamiast mózgu, bardzo proszę jedzcie sobie GMO - mówiła Doda na Krakowskim Przedmieściu, gdzie pojawiła się w charakteryzacji oszpecającej pół twarzy. Tłumaczyła, że jedna połówka to GMO, a druga - ekologiczne jedzenie. "To absurdalne, że chcemy jeść truciznę"
Z piosenkarką zgodził się Michał Piróg, który zauważył, że w państwie demokratycznym nie powinno się "za plecami" obywateli decydować o niczym, co jest dla nich ważne, zwłaszcza, jeżeli "jest to kwestia tak bardzo istotna dla ludzi, jak to, co jemy czy pijemy". - Uważam, że trzeba powiedzieć "nie" GMO - mówił tancerz.
Jak dodał, najpierw powinno się wyedukować ludzi w kwestii, czym jest GMO i z czym się to wiąże i za pomocą referendum pozwolić nam wybrać, czy chcemy takiej żywności, czy nie.
Uchwalenie ustawy przez Sejm wzburzyło także Edytę Herbuś. - To dla mnie absurdalna sytuacja, że my w ogóle bierzmy pod uwagę, że chcemy jeść truciznę, a na dzień dzisiejszy wygląda na to, że jest duże prawdopodobieństwo, że ta ustwa zostanie zatwierdzona, więc ja jestem cała w strachu i panice - przyznała.
W związku z tym robi co może, aby "ludzie zainteresowali się, czym jest ta modyfikowana żywność".
Sporny projekt prezydenta Zanim ustawa została przegłosowana, były już wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak (PSL) zapewniał posłów, że jej zapisy umożliwiają skuteczne zatrzymanie produktów z GMO. Argumentował, że przepisy europejskie nie pozwalają generalnie zabronić uprawy GMO, ale pozwalają - na podstawie badań - zablokować każdy szkodliwy przypadek. Z kolei przedstawiciele PO podkreślali, że zgodnie z ustawą rząd bez konsultacji z UE będzie mógł wydać rozporządzenie zakazujące uprawy GMO. Koalicja "Polska Wolna od GMO" alarmowała wtedy jednak, że część zapisów zawartych w projekcie została usunięta przez posłów. Chodziło o artykuły dotyczące GMO, które miały pozostać w mocy, m.in. przepis, w myśl którego odmian GMO nie wpisuje się do krajowego rejestru upraw. Projekt uchwalonej w listopadzie ustawy o nasiennictwie skierował do Sejmu prezydent Komorowski. Stało się to w styczniu, ale Komorowski zapowiedział, że to zrobi już w sierpniu 2011 r., gdy zawetował poprzednią ustawę o nasiennictwie (był to jeden z dwóch dotychczas przypadków, gdy Komorowski skorzystał z prawa weta). Swą decyzję prezydent uzasadniał niezgodnością tamtej ustawy z prawem UE.
Zawetowana ustawa nie regulowała sprawy upraw genetycznie modyfikowanych, ale też ich nie zakazywała. Określała natomiast tryb rejestracji i wytwarzania materiału siewnego odmian zarówno tradycyjnych, jak i transgenicznych. Celem prezydenckiego projektu było wdrożenie niezbędnych i niekontrowersyjnych przepisów ustawy zawetowanej w sierpniu 2011 r. W ubiegłą środę Komisja Europejska wezwała oficjalnie Polskę do monitorowania upraw GMO. Chodzi o dostosowanie polskiego prawa do przepisów UE, które nakazują powiadamiać o miejscach upraw GMO organy krajowe.
"Zmodyfikowane ziemniaki nie smakowałyby na obiad" Biotechnolog z Polskiej Akademii Nauk prof. Tomasz Twardowski tłumaczył w TVN24, że obecnie jest bardzo mało warzyw genetycznie zmodyfikowanych, które nadawałyby się do celów konsumpcyjnych. Zaznaczył, że modyfikuje się je głównie w celach badawczych. - Nie ma na rynku europejskim, a więc nie są importowane, np. ziemniaki genetycznie zmodyfikowane do celów konsumpcyjnych dla ludzi. Prawo europejskie zezwala na produkcję dwóch produktów GMO w Europie na cele przemysłowe - to ziemniaki i kukurydza, odporna na szkodniki latające. Zwrócił jednocześnie uwagę, że większość roślin jest obecnie zmodyfikowana technikami inżynierii genetycznej, jednak "w celach poznawczych". - 98 proc. rynku światowego stanowią jedynie cztery rośliny genetycznie zmodyfikowane, przeznaczone do konsumpcji - kukurydza, bawełna, rzepak i soja - zauważył profesor. Nie wykluczył jednak, że zmodyfikowane warzywa w niedługim czasie trafią na rynki światowe i europejskiej, w tym do Polski. - Tutaj decydują proste prawa rynku - podkreślił Twardowski.
Autor: dp//kdj / Źródło: TVN24, tvn24.pl, PAP