CBA twierdzi, że do gabinetu prezesa Giełdy Papierów Wartościowych weszło "dyskretnie" a prokuratura przekonuje, że było to konieczne ze wzgledu na ustalenia śledztwa. - Gdyby nie informacja z samej giełdy, o tym, że prezes wyszedł z gmachu w towarzystwie agentów CBA, nikt o sprawie by nie wiedział - twierdzi Jacek Dobrzyński, rzecznik Biura. O co chodzi w sprawie Ciechu i czego szukali agenci? Odtwarzamy kulisy środowych działań CBA i prokuratury.
Sprawa dotyczy prywatyzacji Ciech SA. Prokuratura Apelacyjna w Warszawie sprawdza, czy przy tej okazji nie doszło do korupcji.
To jeden z odprysków afery taśmowej badanych przez śledczych. Tyle że akurat w tej sprawie oskarżyciele nie mają nagrania spotkań VIP-ów w restauracjach, w których byłaby mowa o Ciech SA i jego prywatyzacji, a także ewentualnej korupcji. Dysponują jedynie poszlaką.
To treść meldunku operacyjnego sporządzonego przez agentów CBA po spotkaniu z biznesmenem Markiem Falentą, obecnie oskarżonym o zlecenia nagrywania milionerów, urzędników państwowych i polityków.
Co jest w meldunku?
Przypomnijmy: w lutym TV Republika ujawniła informacje pochodzące z wewnętrznej bazy Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Według telewizji, Falenta jako OŹI, czyli "osobowe źródło informacji" o pseudonimie „Prefekt", miał informować CBA o zakulisowych negocjacjach w sprawie sprzedaży akcji Ciechu.
Telewizja podała, że z meldunku z 12 czerwca 2014 r. z rozmowy z „Prefektem" wynika, iż "wszedł on w posiadanie wiedzy, że przedstawiciele Ministerstwa Skarbu Państwa mogli przyjąć korzyść majątkową od pełnomocnika Jana Kulczyka - Piotra Wawrzynowicza w związku z korzystnym dla spółki KI CHEMISTRY z/s w Luksemburgu przeprowadzeniem transakcji zbycia 51 proc. akcji CIECH SA".
Zdaniem dziennikarzy telewizji, z meldunku wynika także, że podczas nieformalnych spotkań lobbysty z wiceministrem Skarbu Państwa Rafałem Baniakiem doszło do złożenia propozycji korupcyjnej i przekazania korzyści majątkowej. Sam Baniak zaprzeczał, jakoby wziął łapówkę i zapowiedział podjęcie kroków prawnych wobec autorów publikacji. Z kolei Kulczyk Holding zaprzeczyło, by Wawrzynowicz był pełnomocnikiem Jana Kulczyka.
Falenta miał tę wiedzę o rzekomej łapówce uzyskać z nagrań spotkań tych osób w warszawskich restauracjach. Po programie zawiadomienie o możliwej korupcji złożył Zbigniew Ziobro (Solidarna Polska).
Nagrania nie ma, ale było
Prokuratura wszczęła śledztwo ws. ewentualnego wątku korupcyjnego. Prowadzący sprawę - by zdobyć dowody - zwrócili się o nagrania Wawrzynowicza i Baniaka do prokuratury na warszawskiej Pradze, tej, która prowadziła śledztwo przeciwko Falencie i kelnerom, którzy nagrywali spotkania VIP-ów.
Okazało się, że takiego nagrania prokuratura nie ma. Co więcej: śledczy nie mają jakichkolwiek zarejestrowanych spotkań, podczas których rozmówcy poruszaliby kwestię korupcji przy prywatyzacji Ciechu.
Co nie znaczy, że ich nie było. Z materiałów zebranych przez praską prokuraturę wynika m.in., że 5 czerwca 2014 roku kelnerzy nagrali spotkanie lobbysty Wawrzynowicza z ówczesnym wiceministrem Baniakiem i przekazali je Falencie.
Jednak - jak się dowiadujemy - swoje operacyjne ustalenia w sprawie prywatyzacji Ciechu miało też CBA. Przekazało je prokuraturze. Paweł Wojtunik, szef Biura, zapytany przez nas o to, odmówił odpowiedzi.
Trzy spotkania z Kulczykiem
Prokuratorzy zaczęli sprawdzać, kto z ówczesnych decydentów w ministerstwie skarbu państwa w okresie finalizacji prywatyzacji Ciechu spotykał się z osobami zainteresowanymi tą transakcją. Okazało się, że obecny szef giełdy Paweł Tamborski spotkał się trzykrotnie z Janem Kulczykiem w maju 2014 roku.
Tamborski był wtedy wiceministrem skarbu (prezesem GPW został 26 czerwca 2014 r. - red.). odpowiedzialnym, m.in. za prywatyzację Ciechu. O czym rozmawiał z Kulczykiem - nie wiadomo, bowiem prokuratura nie ma nagrań z tych spotkań. Zaś sam Tamborski kategorycznie zaprzecza, by doszło do jakichkolwiek nieprawidłowości przy sprzedaży akcji spółki i utrzymuje, że cała transakcja była transparentna.
Jak doszło do akcji CBA
Prokuratorzy próbując odtworzyć, kto z kim rozmawiał, spotykał się i wymieniał informacje w trakcie procesu decyzyjnego przy sprzedaży Ciechu, zwrócili się na piśmie do obecnego ministra skarbu o przekazanie m.in. dokumentów dotyczących tej spółki, autorstwa Pawła Tamborskiego oraz innych urzędników resortu.
Śledczy nie mogli zażądać tą samą drogą przekazania służbowego telefonu, iPada i innych nośników, które należały do resortu Skarbu Państwa, a które użytkował Tamborski. Dlaczego? Zgodnie z procedurami i regulaminem prokuratury sprzęt elektroniczny trzeba bezpośrednio odebrać w obecności informatyka, tak by wyeliminować ewentualne skasowanie danych.
Dlatego prokurator wydał postanowienie o żądaniu wydania rzeczy i wysłał w środę agentów CBA do siedziby MSP po telefony i nośniki danych Tamborskiego i innych urzędników.
Telefon i iPad są u Tamborskiego
W ministerstwie agenci usłyszeli, że telefon i iPad Paweł Tamborski wykupił odchodząc z resortu. Prokurator wydał zatem kolejne postanowienie o żądaniu wydania rzeczy tym razem od samego Tamborskiego.
Trzech funkcjonariuszy Biura, ubranych po cywilnemu, pojechało do siedziby GPW. Jak już wiemy z relacji samego prezesa, pojechał z agentami swoim autem do domu, gdzie miał iPada, a także nośniki pamięci, których także żądało CBA i prokuratura. Wg. naszych informacji CBA nie otrzymało jednak od prezesa telefonu. Tamborski nie odpowiedział w czwartek na nasze pytania, dlaczego tak się stało.
Prezes został zatrzymany!
W międzyczasie do dziennikarzy dotarła sensacyjna wiadomość o rzekomym zatrzymaniu Tamborskiego przez CBA. Także nasza redakcja otrzymała taką informację.
Po jej zweryfikowaniu w prokuraturze i u rzecznika Biura okazało się, że to nieprawda.
Niemal w tym samym czasie GPW wydała oświadczenie, w którym potwierdziła, że Paweł Tamborski wyszedł z gmachu wraz z agentami Biura: "Prezes udał się z funkcjonariuszami CBA do domu i wydał nośniki, po czym wrócił do siedziby Giełdy. Sprawa nie dotyczy GPW".
- Działaliśmy dyskretnie, nie rzucając się w oczy. Nikt z osób postronnych w GPW nie zorientował się, że tam byliśmy. Gdyby nie informacja GPW, o tym, że prezes wyszedł w towarzystwie agentów CBA, nikt by o tym nie wiedział - broni się Jacek Dobrzyński, rzecznik Biura.
Biuro prasowe giełdy nie chciało w czwartek odpowiedzieć na pytania o wczorajsze wydarzenia. Naszych dziennikarzy odesłano do treści środowego oświadczenia.
Po co CBA na giełdzie?
Dlaczego prokurator wysłał agentów CBA do miejsca pracy Pawła Tamborskiego w gmachu GPW, a nie np. do jego domu? Nieoficjalnie w stołecznej Prokuraturze Apelacyjnej usłyszeliśmy, że byłoby to wbrew procedurom i "taktyce procesowej".
- Po wizycie w resorcie Skarbu Państwa ktoś mógł się skontaktować z Tamborskim i mu powiedzieć, że CBA i prokuratura chcą jego tabletu i telefonu. Gdybyśmy zwlekali, a potem okazałoby się, że któreś z tych urządzeń jest zniszczone, bądź skasowano mu pamięć, to odpowiedzialność poniósłby prokurator - twierdzą nasi rozmówcy. Jednocześnie podkreślają, że obecnie w postępowaniu nie ma żadnych dowodów, które mogłyby obciążać Tamborskiego.
Czy w telefonie i iPadzie Tamborskiego były tak istotne dane, że CBA musiało pojechać od razu z MSP do pracy prezesa w gmachu GPW i odebrać te urządzenia?
- Dotychczasowe ustalenia dokonane przez prowadzącego śledztwo nakazywały takie działania - mówi tylko tvn24.pl Waldemar Tyl, wiceszef warszawskiej Prokuratury Apelacyjnej.
Jakie to ustalenia? Tego prokurator Tyl nie chce zdradzić. - Nie pozwala na to obecnie dobro śledztwa - mówi.
Spółka Ciech wydała oświadczenie. "W związku z rozpowszechnianymi w mediach informacjami na temat działań CBA i prokuratury podjętymi w siedzibie Giełdy Papierów Wartościowych i Ministerstwa Skarbu Państwa, w kontekście, których pojawia się nazwa CIECH SA uprzejmie informujemy, że działania te nie dotyczą samej Spółki i pozostają bez związku z jej bieżącą działalnością biznesową".
Autor: Maciej Duda (m.duda2@tvn.pl) Robert Zieliński (r.zielinski@tvn.pl), dziennikarze śledczy tvn24.pl / Źródło: tvn24.pl