Tomasz Siemoniak odniósł się w "Kropce nad i" w TVN24 do swojej obecności na urodzinach jednego z dziennikarzy, kiedy trwało posiedzenie Sejmu. Poseł Koalicji Obywatelskiej zadeklarował, że za to przeprasza i tego żałuje. - Nie powinno się wychodzić z pracy - przyznał. Dodał, że "ta sytuacja powinna być też jakimś przyczynkiem do organizacji pracy Sejmu".
Posłowie Borys Budka i Tomasz Siemoniak "oddali się do dyspozycji" p.o. przewodniczącego Platformy Obywatelskiej w sprawie swoich funkcji w partii i klubie. Decyzja zapadła po rozmowie polityków z Donaldem Tuskiem. Sprawa ma związek z udziałem w urodzinach jednego z dziennikarzy w czasie, kiedy trwały obrady Sejmu. Sprawa wyszła na jaw po tekście "Faktu", który opublikował kilkanaście zdjęć z imprezy, w której uczestniczyli zarówno politycy obozu rządzącego, jak i opozycji.
Siemoniak: nie miałem pojęcia, kto tam może być jeszcze gościem
Tomasz Siemoniak mówił o tej sytuacji w poniedziałek w "Kropce nad i" w TVN24. Na uwagę prowadzącej Moniki Olejnik, że bawił się tam z "wierchuszką" obozu władzy, odparł: - Nie bawiłem się ani z wierchuszką, ani z niewierchuszką.
- Nie miałem pojęcia, kto tam może być jeszcze gościem, zobaczyłem setkę gości, wśród których byli też gdzieś politycy PiS-u - przekonywał. - Tak jak powiedziałem w swoim oświadczeniu, rozmawiałem tylko przez chwilę z ministrem Michałem Dworczykiem, którego spotkałem przy wyjściu. Minister Dworczyk stał w większej grupie, z żoną, przywitaliśmy się, chwilę porozmawialiśmy. Jesteśmy posłami z jednego okręgu. Jestem bardzo krytyczny wobec jego działań. Jesteśmy na "pan". Zresztą z żadnym z polityków PiS-u nie jestem na "ty" i z żadnym z nich nigdy nie piłem alkoholu - tłumaczył. - Jeśli jeszcze raz spotkałbym ministra Dworczyka stojącego z żoną, to podejdę i się przywitam - dodał.
Na uwagę, że opuścił w tym czasie obrady Sejmu, odpowiedział: - Żałuję tego, przepraszam za to, nie powinno się wychodzić z pracy. Po kilkunastu godzinach wyszedłem z pracy. Praktyka sejmowa jest niestety taka, że takie punkty jak sprawozdanie Mariana Banasia zostały umieszczone w piątek o 21.
- Żałuję tego, że wyszedłem i myślę, że ta sytuacja powinna być też jakimś przyczynkiem do organizacji pracy Sejmu - powiedział Siemoniak.
Zapytany, czy jego postawa powinna doprowadzić do usunięcia go z funkcji wiceprzewodniczącego PO, odparł: - To nie będzie moja decyzja, niech Donald Tusk, koleżanki i koledzy zdecydują.
Siemoniak: do tej pory widzieliśmy drzewa, a dziś zobaczyliśmy dżunglę pisowskich powiązań
Gość "Kropki nad i" odniósł się także do ustaleń dziennikarzy "Gazety Wyborczej", Onetu i Radia ZET, z których wynika, że przynajmniej 900 osób zasiadających w zarządach i radach nadzorczych spółek Skarbu Państwa jest związanych ze Zjednoczoną Prawicą.
- Do tej pory widzieliśmy drzewa, a dziś zobaczyliśmy nie las, a dżunglę pisowskich powiązań, pisowskich koterii - skomentował. - Mam tylko nadzieję, że ktoś zaniósł dzisiaj tę mapę prezesowi Kaczyńskiemu i pokazał, co wyprawiają jego współpracownicy, do jakiego stopnia się szarpią o ten majątek państwowy - kontynuował.
Ocenił, że ilość osób związanych z obozem władzy, które zasiadają na wysokich stanowiskach w spółkach Skarbu Państwa, to jest "szczyt nepotyzmu". - To w większości ludzie, którzy nie powinni obejmować tych stanowisk - dodał.
- Jeśli prezes Kaczyński próbował nieporadnie zadziałać (...), to teraz powinien ze szkłem powiększającym iść za tą mapą i usuwać tych ludzi (ze stanowisk - red.) - mówił dalej Siemoniak, nawiązując do tego, że w lipcu kongres PiS przyjął uchwałę, zgodnie z którą współmałżonkowie, dzieci, rodzeństwo oraz rodzice posłów i senatorów PiS nie mogą zasiadać w radach nadzorczych państwowych spółek.
Siemoniak o "niezdrowej fascynacji polityką, która opiera się na szokowaniu"
Gość TVN24 komentował także dzisiejszą konferencję szefa MSWiA Mariusza Kamińskiego, szefa MON Mariusza Błaszczaka i komendanta Straży Granicznej generała dywizji Tomasza Pragi, która była poświęcona sytuacji na granicy polsko-białoruskiej. Podczas konferencji zaprezentowano slajdy z materiałami, które mają pochodzić z telefonów komórkowych zatrzymanych osób. Zdjęcia i zrzuty z ekranów mają wskazywać między innymi na ich możliwą działalność terrorystyczną lub powiązania z organizacjami paramilitarnymi.
Takie zachowanie ocenił jako "szokujące i kompromitujące". - Nieetyczne jest wykorzystywanie materiałów operacyjnych służb po to, by budzić złe emocje - podkreślił.
Stwierdził przy tym, że "działania rządu nie powinny być pośmiewiskiem na cały świat". Jego zdaniem takie postępowanie rządu ma na celu to, żeby uzasadnić przedłużenie stanu wyjątkowego.
Według polityka PO zachowanie podczas poniedziałkowej konferencji prasowej jest "kompromitujące dla tych dwóch ministrów". - Gdyby premier był prawdziwym premierem, oni dziś wieczorem nie byliby ministrami - powiedział. Ocenił, że "to jest jakaś niezdrowa fascynacja polityką, która opiera się na szokowaniu".
Siemoniak mówił również o tym, że rząd powinien współdziałać w tej sytuacji z Frontexem, czyli Europejską Agencją Straży Granicznej i Przybrzeżnej. - Jeśli to jest zagrożenie dla państwa, także dla granicy Unii Europejskiej, to w naszym interesie jest, żeby Unia też tam była. Pokpiwanie sobie z Frontexu jest w bardzo złym stylu. To polski interes, by granica była szczelna i bezpieczna - dodał.
Pytany, co w obecnej sytuacji może zrobić polski rząd, Siemoniak odparł: nacisnąć na Białoruś, wciągnąć do tego Unię Europejską. - Poza straszeniem polskiej opinii publicznej nie widzę żadnych twardych działań polskiego rządu wobec Białorusi - ocenił. - Nie wiem, dlaczego ten rząd się boi prawdy i wolnych mediów, które by mogły przekonać opinię publiczną do tego, co się tam dzieje - powiedział gość "Kropki nad i".
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24