Dramat rozgrywał się na oczach przerażonych rodziców dziecka. - Zosia zsiniała, wygięła się do tyłu i przestała oddychać - relacjonują rodzice przebieg zdarzeń z marca ubiegłego roku.
- Dla mnie czas się zatrzymał 4 marca. Nawet nie muszę zamykać oczu, żeby widzieć to, co się wtedy wydarzyło - wspomina Wioletta Kacprzak, zrozpaczona matka małej Zosi.
Według ojca Zosia zmarła dlatego, że szpital nie wywiązał się ze swoich obowiązków.
"To nie było zupełnie zdrowe dziecko"
Po przeszło 40-minutowej reanimacji Zosia jeszcze przez dwa dni walczyła o życie na oddziale intensywnej opieki medycznej. Pielęgniarka, która miała podać Zosi lek w niewłaściwy sposób, nie chciała wytłumaczyć reporterce "Blisko Ludzi", dlaczego doszło do pomyłki.
Dyrekcja szpitala jednoznacznie nie chce przyznać, że w opiece nad małą Zosią został popełniony błąd.
- To nie było zupełnie zdrowe dziecko - tłumaczyła Beata Wojciechowska-Musik, rzecznik prasowy Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka im. Jana Pawła II w Katowicach. Jednak na stwierdzenie reporterki 'Blisko Ludzi" TVN24 Anety Regulskiej, że stan dziecka nie był na tyle poważny, by prowadzić do śmierci w szpitalu, rzecznik placówki milknie i prosi o inne pytanie.
W rozmowie z reporterką wyszło na jaw, że rzeczniczka szpitala nie zdawała sobie sprawy z tego, iż pielęgniarka została już oskarżona o nieumyślne narażenie dziecka na utratę zdrowia i życia. Kobieta ta jednak wciąż pracuje w szpitalu.
Skarżą się inni rodzice
Błąd pielęgniarki, o którym mówi prokuratura i rodzina zmarłej Zosi, to nie jedyne zastrzeżenia do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka. Dziewczynka, leżąc w szpitalu, zaraziła się panującym wówczas na oddziale wirusem RSV, a co za tym idzie, zmagała się z poważnym zapaleniem płuc.
O braku przestrzegania higieny i licznych uchybieniach na oddziale opowiedzieli reporterce "Blisko Ludzi" również inni rodzice.
Magazyn "Blisko Ludzi" na antenie TVN24 już w sobotę o 20:00.
Autor: pk/ja / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24