Jest pan hańbą polskiej policji - usłyszał z sejmowej mównicy wiceszef MSWiA Jarosław Zieliński. - Wszystko zniosę, z tej drogi nie zejdę - odpowiadał opozycji. Mariusz Błaszczak z kolei zapewniał, że w sprawie tragicznej śmierci Igora Stachowiaka w komisariacie we Wrocławiu zrobiono wszystko, by wszystko wyjaśnić. Tylko dlaczego komendant główny policji główny dowód na bestialstwo policjantów zobaczył dopiero w TVN24? Materiał programu "Polska i Świat".
Środowe wystąpienie Mariusza Błaszczaka w Sejmie miało być dla sprawy tragicznej śmierci Igora Stachowiaka przełomowe. W czasie zaledwie 15-minutowego wystąpienia szef MSWiA na wyjaśnienie sprawy bulwersujących działań policjantów i kwestii niewłaściwego nadzoru, za które odpowiada jego resort, poświecił nieco ponad 3 minuty. W pozostałym czasie atakował poprzedników.
- To wspomnienie jednego z zatrzymanych w słynnej sprawie "Widelec" w dniu 2 września 2008 roku, czyli wtedy, kiedy pan był ministrem spraw wewnętrznych i administracji. Pan za tę akcję gratulował policji - powiedział Błaszczak, kierując swoje słowa do Grzegorza Schetyny (PO). - Wstyd, panie Schetyna! - dodał.
Przewodniczący Platformy Obywatelskiej odpowiadał z sali sejmowej, podnosząc głos: - Człowiek zginął we Wrocławiu! Krew masz na rękach, rozumiesz to?
Błaszczak: chcę zaprzeczyć, że miałem dostęp do nagrań z paralizatora
Trzymając się faktów ani minister, ani - co w tej sprawie kluczowe - wiceminister Jarosław Zieliński, nie odpowiedzieli na pytanie, jak to się stało, że mimo kontroli wszczętej po decyzji ministra tuż po śmierci Igora Stachowiaka policjanci odpowiedzialni za tę tragedię przez kolejny rok pracowali w policji.
- Chcę zaznaczyć i stanowczo zaprzeczyć informacjom, że jako minister miałem dostęp do materiału filmowego zarejestrowanego przez kamerę na paralizatorze będącego na wyposażeniu we wrocławskiej policji - zapewniał Błaszczak w Sejmie.
Tę deklarację szefa MSW należy zestawić z wypowiedzią jego zastępcy z czerwca ubiegłego roku, kiedy Jarosław Zieliński podczas sejmowej komisji przedstawił posłom wnioski wyciągnięte na podstawie tych właśnie nagrań.
- Jako niewłaściwe oceniono między innymi drugie użycie paralizatora, które nastąpiło w stosunku do osoby już mającej założone kajdanki - wyjaśniał Zieliński 9 czerwca ubiegłego roku.
Pytanie więc, czy wiceminister Zieliński, przedstawiając takie wnioski, mógł nie znać nagrań z paralizatora albo chociaż okoliczności jego użycia.
"Ma krew na rękach"
Jarosław Zieliński po roku powiedział w Sejmie, że zdarzenie "stało się przedmiotem politycznych, brutalnych ataków na rząd Prawa i Sprawiedliwości".
Wiceminister nie wyjaśnił też, jak to możliwe, że po trzech miesiącach w sprawie, którą bezpośrednim nadzorem objęło ministerstwo, zapadła decyzja o powrocie policjanta do służby. Funkcjonariusz stracił pracę dopiero po emisji programu "Superwizjer" w TVN.
- Ma krew na rękach. To jest odpowiedzialność za śmierć człowieka. Minister spraw wewnętrznych nie może w takiej sytuacji występować tak jak Błaszczak dzisiaj. To jest hańba państwa PiS - tak komentował wystąpienie szefa MSWiA Grzegorz Schetyna.
Po roku od tragicznej śmierci 25-letniego Igora Stachowiaka minister sprawiedliwości i prokurator generalny Zbigniew Ziobro przyznał, że funkcjonariusz który użył paralizatora w łazience może usłyszeć zarzuty.
- Będą podlegać ocenie prawno-karnej pod kątem przekroczenia uprawnień, znęcania się - powiedział Zbigniew Ziobro.
Ani prezes PiS, ani premier nie chcieli sprawy komentować.
Śmierć Igora Stachowiaka
Igor Stachowiak zmarł we wrocławskim komisariacie 15 maja 2016 roku. W sprawie trwa śledztwo, a okoliczności śmierci wciąż nie zostały wyjaśnione. Do nowych materiałów i informacji w tej sprawie dotarł Wojciech Bojanowski. Nagrania z policyjnej interwencji podjętej wobec zatrzymanego 25-latka pokazał w reportażu "Superwizjera".
Autor: bpm//now / Źródło: tvn24