Kłócili się, ale szybko godzili. Aż do początku romansu oskarżonego. Były strażnik miejski zabił żonę, pracownicę socjalną, ale nie znęcał się nad nią. Nie był złym człowiekiem. Nie planował tej zbrodni. Wiele dowodów na to wskazuje, włącznie z najdramatyczniejszym ostatnim nagraniem zbrodni - tak sędzia uzasadniał wyrok dla Piotra Sz. z Bielska-Białej, oskarżonego o zabójstwo żony, która była w szóstym miesiącu ciąży.
Piotr Sz., były strażnik miejski, został skazany w środę w Sądzie Okręgowym w Bielsku-Białej na 25 lat pozbawienia wolności za zabójstwo swojej żony Izabeli. O przedterminowe wyjście z zakładu karnego będzie mógł się starać dopiero po 20 latach odsiadki. Mężczyzna ma też zapłacić po 50 tysięcy złotych trojga bliskim ofiary. Wyrok nie jest prawomocny.
Prokuratora domagała się dożywocia, obrona łagodnego wyroku. Sąd odrzucił wniosek oskarżenia, że było to zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem. Piotr Sz. - wedle wyroku - dokonał zbrodni, ale nie znęcał się nad zamordowaną.
Małżonkowie szybko się godzili, aż do romansu oskarżonego
- Oskarżony nie planował zbrodni. Wiele dowodów na to wskazuje, łącznie z tym najdramatyczniejszym ostatnim nagraniem zbrodni - wyjaśniał w ustnym uzasadnieniu sędzia Sędzia Jarosław Sablik. Wskazał, ze Piotr Sz. działał pod wpływem kumulacji gniewu po awanturze. - Nie był złym człowiekiem, kochał żonę, wspierał ją. Miał bardzo dobre relacje z nią i z jej rodziną, w tym z dziećmi szwagierki. W pracy był solidny, lubiany, prawy, opanowany. Taki obraz rysuje się w wielu zeznaniach, także rodziny zamordowanej.
Sędzia przyznał, że oskarżony i ofiara mieli konflikty małżeńskie, ale szybko się godzili, nie były to poważne sprawy. - Aż do początku romansu oskarżonego. Wtedy nastąpiła sinusoida w ich relacjach, częściej i ostrzej się kłócili. Pojawiły się obustronne oskarżenia o przemoc i obustronne nagrywanie swoich kłótni - mówił Sablik.
Sędzia odniósł się do zachowania Piotra Sz. po zbrodni, które wedle oskarżenia było chłodnym zacieraniem śladów. Podpierając się opinią biegłych z zakresu psychologii Sablik stwierdził, że to "opanowanie wynikało z radzenia sobie ze stresem, które oskarżony wypracował w swojej pracy. Oparte to było na zadaniowym wychodzeniu z problemów".
Niezaprzeczalne - wedle sądu - jest jednak to, że to Piotr Sz. doprowadził do konfliktu w małżeństwie.
Przyznał się do morderstwa, gdy znaleźli jej ciało
17 października 2019 roku 36-letnia Izabela w swoim mieszkaniu w Bielsku-Białej uruchomiła urządzenie do nagrywania dźwięku i ukryła je pod szafą. Po godzinie 16 z pracy wrócił jej mąż, starszy o dwa lata Piotr Sz., strażnik miejski. Byli małżeństwem od 10 lat. Spodziewali się dziecka, Izabela była w szóstym miesiącu ciąży.
- Chciała, aby na nagraniu utrwaliło się prawdziwe oblicze oskarżonego, że ten wizerunek, który widzą znajomi, jest wykreowany - wyjaśniała prokurator Małgorzata Moś-Brachowska w czasie swojej mowy końcowej 6 października w Sądzie Okręgowym w Bielsku Białej. - I niestety zamiast utrwalić przyznanie oskarżonego do zdrady, nagrała swoją śmierć.
Nagranie trwa 21 minut. Według oskarżyciela publicznego, Izabela Sz. leżała wtedy na podłodze, dociskana, duszona i bita po głowie przez męża. - Śmierć pokrzywdzonej była powolna. Wypowiadała słowa: 'błagam, błagam, dziecko". Na co oskarżony: "Jeszcze walczysz ty k***o" - cytowała prokurator.
Piotr Sz., przyznał się do morderstwa. Jednak dopiero po znalezieniu - dwa dni później w lesie daleko od domu przez przypadkowego spacerowicza - ciała żony oraz ujawnieniu dowodów, między innymi nagrania audio i zakrwawionych skarpetek. Został oskarżony o zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem. Proces ruszył w styczniu tego roku.
Prokurator: dziecko ważyło już 548 gramów
- Do późnych godzin wieczornych 18 października oskarżony był przekonany, że dokonał zbrodni doskonałej. Skrupulatnie zaplanował każdy ruch. Na ciele pokrzywdzonej nie pozostawił żadnych swoich śladów możliwych do identyfikacji. Dokładnie wyczyścił mieszkanie. Ułożył w głowie plan pozbycia się ciała żony. Opakował je w folię streczową, aby uniknąć trudności w przeniesieniu ciała do samochodu, a potem z samochodu do miejsca porzucenia zwłok. Wyposażył się nawet w ubranie na zmianę. W lesie zaaranżował scenę, że roznegliżowana kobieta stała się ofiarą zbrodni na tle seksualnym. Jej ciało umieścił we wgłębieniu, które uniemożliwiało spostrzeżenie go z oddali. Stworzył sobie doskonałe alibi, uzasadniające nieobecność w domu w godzinach wieczornych poprzez wyjście na piłkę nożną. Uśpił czujność najbliższej rodziny pokrzywdzonej, dokonując wpisu na Facebooku, że żona śpi od 19. Po powrocie z lasu zrobił pranie. Bez cienia zdenerwowania 18 października rano udał się do pracy, przywitał się z kolegami i pożartował z nimi. Omówił z przełożonym problem zawodowy. Udał się na poszukiwania żony, a ostatecznie zgłosił jej zaginięcie. Robił wszystko, aby stworzyć przekonanie, że ślad po niej zaginął - mówiła Małgorzata Moś-Brachowska.
- Cóż za paradoks, ofiara była pracownicą socjalną - mówiła prokurator. Nosiła pomoc ofiarom przemocy i sama stała się ofiarą.
Według świadków oskarżenia, Izabela do końca wierzyła, że mąż się zmieni, nigdy nie chciała rozwodu. Chciała być szczęśliwą matką i żoną. Nie zdradzała Piotra Sz. On tymczasem do ostatnich chwil jej życia miał romans z koleżanką z pracy, planował ułożyć sobie życie z nią, co potwierdził w sądzie. Żonę "zwodził, lekceważył, wyśmiewał", uważał ją za "sprawcę swoich niepowodzeń". - W ostatnich dwóch miesiącach zgotował pokrzywdzonej piekło. Z relacji świadków wynika, że agresja oskarżonego wzbudziła w niej poczucie strachu o siebie i dziecko - mówiła prokurator.
Przytoczyła słowa Piotra Sz., które miał wypowiedzieć do żony: "jeszcze nikomu tak źle nie życzyłem jak tobie, jesteś zerem, przestań pie*****ć, już mi się rzygać chce od twojego gadania". Miał też mówić przy szwagrze, że "najlepiej zabić człowieka uduszeniem".
- Oskarżony konsekwentnie chciał śmierci żony, dawał upust nienawiści. Zachowanie oskarżonego godziło w dobro dwóch istnień ludzkich. Nie sposób przejść obojętnie obok śmierci sześciomiesięcznego płodu. Posiada on wszystkie narządy. Dziecko ważyło już 548 gramów. Myślę, że nikt z nas - kto miał okazję zapoznać się z materiałem dowodowym - nie zapomni zdjęć płodu z sekcji zwłok - mówiła prokurator. - Córka dla oskarżonego była tylko problemem. Alimenty na dziecko uszczupliłyby tylko jego budżet na nowe życie - dodała.
Określiła Piotra Sz. "osobą wysoce zdemoralizowaną" i równocześnie bardzo inteligentną, która zna cały katalog norm społecznych i ich nie szanuje. Nie znalazła żadnych okoliczności łagodzących. - Niekaralności oskarżonego nie można uznawać za okoliczności, w przypadku oskarżonego był to wymóg umożliwiający mu podjęcie pracy. On sam jako strażnik miejski egzekwował respektowanie prawa - podkreśliła.
Prokurator stwierdziła, że Sz. działał z niskich pobudek i nie dostrzegła możliwości resocjalizacji. - Tylko kara dożywotniego pozbawiania wolności spełni swe cele zapobiegawcze - podsumowała. Wniosła także o to, by o warunkowe zwolnienie mógł się starać dopiero po 40 latach, a także o 20 tysięcy zadośćuczynienia dla oskarżycieli posiłkowych.
- Powinienem domagać się kary śmierci. Co należałoby jeszcze zrobić, aby taką karę otrzymać? - mówił w sądzie mecenas Łukasz Hałatek, pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych. - To jedna z najokrutniejszych zbrodni, z jakimi mieliśmy do czynienia w kraju w ostatnim czasie.
Przypomniał, że oskarżony w wyjaśnieniach "przyznaje się do morderstwa żony, ale zaznacza, że nie działał ze szczególnym okrucieństwem. Stara się wybielić".
Obrona: zaczął dusić żonę pod wpływem impulsu
Obrońca oskarżonego Justyna Kaczmarczyk w swojej mowie końcowej próbowała zrekonstruować pobudki Piotra Sz., analizując jego życie. - W sprawie przesłuchano 50 osób. Większość wypowiadała się o oskarżonym pozytywnie. Jako strażnik miejski niejednokrotnie spotykał się z trudnymi sytuacjami i zdaniem świadków nigdy nie reagował agresywnie - mówiła.
Według mecenas, nikt nie wspomniał, że widział u Izabeli Sz. ślady przemocy. Świadkowie mówili o trosce i czułości, jaką oskarżony miał otaczać żonę. - Podjął się nawet dodatkowej pracy, aby podreperować budżet rodzinny. Cieszył się z ciąży żony, chwalił się nią w pracy - twierdziła Kaczmarczyk.
Jej zdaniem, przyczyny psucia się relacji między małżonkami były inne niż romans. Jak dowodziła adwokatka, spędzali ze sobą coraz mniej czasu, bo Piotr Sz. pracował prawie na dwa etaty.
- Nie sposób pominąć zachowania rodziny pokrzywdzonej, która miała wiedzieć o rzekomym znęcaniu się. I trudno pozbyć się wrażenia, że rodzina nie reaguje. Siostra pokrzywdzonej miała wiedzieć o rzekomym popychaniu przez męża - wskazała Kaczmarczyk. - Nie możemy pominąć faktu, że żona nagrywała rozmowy. Można odnieść wrażenie, że pokrzywdzona tak prowadziła rozmowę, aby usłyszeć to, co chciała - dodała.
Kilka tygodni przed śmiercią Izabeli małżonkowie codziennie się kłócili. - Oskarżony był w potrzasku między romansem a upragnioną ciążą żony i troską o swój wizerunek - mówiła Kaczmarczyk. Odniosła się do dźwiękowej rejestracji śmierci kobiety. - Słuchając tego nagrania, mamy rosnące pretensje pokrzywdzonej i wzrastającą agresję oskarżonego. Wydaje się, że zaczął dusić żonę pod wpływem impulsu. To nie usprawiedliwia działania oskarżonego, ale pokazuje, w jakim był stanie. Dopiero po zakończeniu duszenia żony dotarło do niego, co się stało - stwierdziła.
Piotr Sz. na koniec rozprawy wyraził skruchę. - Przepraszam wszystkie osoby, które bardzo skrzywdziłem, zadałem im ból i cierpienie. Przepraszam za to, co zrobiłem. Nie chciałem tego zrobić - powiedział.
Źródło: TVN24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN24