|

Szukanie śladów na duszy i tajemnica zniknięcia Michała Karasia

Michał Karaś
Michał Karaś
Źródło: Archiwum rodzinne

- Nie we wszystkich przypadkach czas leczy rany. Bliscy osób zaginionych często nawet po wielu latach cały czas czują ból. On jest permanentny, czasem może towarzyszyć im do końca życia - mówi Aneta Bańkowska, psycholożka z Fundacji ITAKA. Michał Karaś zaginął, gdy miał 16 lat. W tym roku kończyłby 40. Jego bliscy wciąż nie wiedzą, co się z nim stało.

Artykuł dostępny w subskrypcji

- Nie ma dnia, byśmy nie myśleli o Michale - kim by dzisiaj był, co by robił, czy miałby dzieci. Człowiek zastanawia się, że może jakby nie pozwoliło mu się pójść na tę dyskotekę, gdyby został w domu, to nic by się nie wydarzyło i byłby dzisiaj z nami - mówi Bożena Martyna, siostra zaginionego Michała Karasia.

Mimo upływu lat rozmowa o nim wciąż wywołuje emocje. Drży jej głos, w oczach stają łzy.

Michał wyszedł z domu 19 sierpnia 2000 roku Dzień później, 20 sierpnia, jego siostra zorientowała się, że nie wrócił na noc. Szukali go w okolicznych wioskach i lasach, przeczesali fragment brzegu pobliskiej rzeki, obdzwonili komendy policji i szpitale. Zaglądali nawet do studzienek kanalizacyjnych. I nic. Michał przepadł jak kamień w wodę.

Od dnia, w którym Bożena Martyna zastała w pokoju brata puste łóżko, mijają dziś dokładnie 24 lata.

Michał Karaś
Michał Karaś
Źródło: Archiwum rodzinne

Zatańczył z blondynką i przepadł

- Dla wielu rodzin rocznica zaginięcia to bardzo trudny czas. Wracają wspomnienia, przypomina się wszystko, co się wtedy działo. Takim dniem mogą być też urodziny, bo wtedy siłą rzeczy myślimy o tym, kim byłaby dziś i co robiła osoba zaginiona. Mogą się pojawić emocje i płacz, bo rana staje się dużo bardziej żywa. Nie we wszystkich przypadkach czas leczy rany - mówi Aneta Bańkowska, psycholożka, koordynatorka linii wsparcia Fundacji ITAKA. - Bliscy osób zaginionych często nawet po wielu latach cały czas czują ból, on jest permanentny, czasem może towarzyszyć im do końca życia.

Bożena Martyna "matkowała" bratu. Michał był najmłodszy z czwórki rodzeństwa. Szybko stracili mamę, zabrała ją choroba. Starsza o 15 lat Bożena opiekowała się młodszym bratem. Ojciec chorował, wymagał opieki. Michał pomagał w gospodarstwie. Miał więcej obowiązków niż przeciętny nastolatek.

Bywał skryty, ale w domu i szkole nie było z nim problemów. Uczył się dobrze, podstawówkę skończył z czerwonym paskiem, zdobywał wyróżnienia sportowe, w niedzielę służył do mszy. Pasjonowały go komputery.

Michał miał 16 lat. W sobotę 19 sierpnia 2000 roku wyszedł z domu w Bielińcu na Podkarpaciu, wsiadł na rower i pojechał z kolegami na dyskotekę "Babilon" do oddalonej o cztery kilometry miejscowości Bieliny. Jeden z kolegów widział go tańczącego z "ładną, nieco starszą od nich, ubraną w markowe ciuchy" blondynką. - To nie była dziewczyna stąd, tu się wszyscy znali - mówił nam. Potem miał z nią wsiąść do samochodu. Albo został do niego wciągnięty.

Nie wiadomo, co to za samochód, dokąd pojechał ani kim była blondynka. Po 16-latku został tylko rower.

19 sierpnia 2000 roku Michał wyszedł z domu we wsi Bieliniec i udał się na dyskotekę do oddalonej o niecałe cztery kilometry wioski Bieliny
19 sierpnia 2000 roku Michał wyszedł z domu we wsi Bieliniec i udał się na dyskotekę do oddalonej o niecałe cztery kilometry wioski Bieliny
Źródło: Mapy Google, TVN24

Sprawę zaginięcia Michała Karasia szczegółowo opisaliśmy przed rokiem.

Ciemna liczba zabójstw

Bogdan Michalec, były policjant, współzałożyciel krakowskiego Archiwum X, uważa, że zaginięcie Michała to przypadek z "ciemnej liczby zabójstw". To sprawy, które oficjalnie w policyjnych i prokuratorskich statystykach figurują jako zaginięcia, samobójstwa i nieszczęśliwe wypadki, a w rzeczywistości są zabójstwami.

We wrześniu 2023 roku rodzeństwo Michała złożyło w Prokuraturze Rejonowej w Nisku zawiadomienie, w którym wskazało, że 16-latek mógł paść ofiarą przestępstwa. Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie zabójstwa nastolatka. Chwilę później ze względu na "powagę sprawy" do dalszego prowadzenia przejęła je Prokuratura Okręgowa w Tarnobrzegu. Śledczy po latach próbują wyjaśnić, co 24 lata temu wydarzyło się na dyskotece w Bielinach.

Dlaczego prokuratura zajęła się sprawą tak późno? Bo wcześniej nikt z rodziny nie złożył zawiadomienia, że 16-latek mógł paść ofiarą przestępstwa.

- Byliśmy przekonani, że skoro sprawą zajmuje się policja i prowadzi w tej sprawie dochodzenie, zrobi wszystko, aby sprawę wyjaśnić. Nie znaliśmy wówczas procedur, nikt nas nie informował, że mamy prawo, a wręcz taki obowiązek, aby zawiadomić prokuraturę - mówi dzisiaj Bożena Martyna.

To tej pory przesłuchano kilkudziesięciu świadków: rodzeństwo Michała, kolegów ze szkoły, osoby, z którymi miał kontakt, z którymi rozmawiał i widział się ostatniego dnia, i które w tamten sobotni wieczór bawiły się w dyskotece "Babilon". Przesłuchani zostali także pracownicy tego lokalu.

Miesiąc temu śledztwo przejął tarnobrzeski prokurator Michał Lasota. W pierwszej kolejności ponownie przesłuchał rodzeństwo zaginionego nastolatka. Nie wyklucza, że będzie jeszcze raz przesłuchiwał niektórych świadków, a w razie konieczności konfrontował ich ze sobą.

Ale zanim to nastąpi, prokurator chce sprawdzić, czy Michała Karasia nie ma wśród pochowanych jako osoby NN, czyli osoby o nieustalonej tożsamości. W tym celu z Krajowego Systemu Informacyjnego Policji prokurator uzyskał wykaz wszystkich zwłok, które zostały znalezione na terenie całej Polski od 19 sierpnia 2000 roku, czyli od dnia zaginięcia Michała.

Michał Karaś miał 16 lat, kiedy zaginął
Michał Karaś miał 16 lat, kiedy zaginął
Źródło: Archiwum rodzinne

Rejestr osób NN

- Baza jest dość pokaźna, liczy około trzech tysięcy rekordów. Otrzymaliśmy informacje o każdym zgonie. Zwykle jest tam przedstawiony rysopis zmarłej osoby oraz jej orientacyjny wiek, informacja o ewentualnym pobraniu materiału biologicznego ze zwłok, który aktualnie standardowo pobiera się w przypadku znalezienia zwłok o nieustalonej tożsamości - opowiada prokurator Lasota.

Zapowiada, że śledczy sprawdzą wszystkich mężczyzn w wieku od 10 do 60 lat, którzy rysopisem odpowiadają zaginionemu. Trwa analiza zapisów z bazy i typowanie mężczyzn, którzy odpowiadają przyjętym kryteriom.

Prokurator zwróci się też do szpitali, przychodni i poradni, które mogą dysponować dokumentacją medyczną zaginionego Michała. Chodzi o to, aby ustalić, czy chłopak miał jakieś znaki szczególne, jak znamiona albo blizny, czy przechodził jakieś zabiegi, operacje, czy miał na przykład złamaną nogę lub rękę. Te informacje mogą przydać się w późniejszym procesie weryfikowania zwłok o nieustalonej tożsamości.

- Na początku lat dwutysięcznych badania DNA nie były tak rozpowszechnione jak dzisiaj. W większości przypadków zwłok znalezionych w tamtym okresie nie będziemy mieli wyodrębnionego kodu genetycznego. Chodzi więc o to, żeby ustalić jakieś cechy zwłok, które mogłyby być pomocne do dokonania identyfikacji - tłumaczy prok. Lasota.

Kiedy typowanie zwłok NN się zakończy, śledczy wystąpią do wybranych komend policji, które prowadziły sprawy poszukiwawcze zaginionych oraz do prokuratur, które prowadziły sprawy dotyczące znalezienia zwłok o nieustalonej tożsamości, o przekazanie akt z tych spraw. - Będziemy je analizować. Być może w zebranym materiale będą dostępne zdjęcia zwłok, garderoby lub przedmiotów osobistych znalezionych przy zmarłej osobie, które będzie można pokazać rodzeństwu Michała w celu identyfikacji - wyjaśnia prokurator.

Odnalezienie zwłok byłoby punktem zwrotnym. - Mielibyśmy pewność, że Michał nie żyje - podkreśla nasz rozmówca. - Nie jest to oczywiście jedyna wersja śledcza, natomiast mając na uwadze dotychczasowe ustalenia, traktowana jest ona jako najbardziej prawdopodobna - dodaje.

Stare zeszyty, dyplomy i DNA

Na zlecenie prokuratora śledczy jeszcze raz dokładnie przejrzeli dom, w którym mieszkał Michał. Po oględzinach zabrali jego zeszyty szkolne, świadectwa i dyplomy za osiągnięcia sportowe. Zostaną one poddane analizie. Eksperci spróbują znaleźć na nich ślady biologiczne, być może uda się dzięki temu wyodrębnić kod genetyczny Michała.

Wcześniej, w 2009 roku, materiał biologiczny został pobrany od rodzeństwa nastolatka. Najczęściej są to próbki krwi, śliny lub wydzielin z błon śluzowych nosa. Jednak, jak podkreśla prokurator Lasota, najlepszy materiał do badań porównawczych to DNA zaginionego. A to można uzyskać z rzeczy, których używał.

- Jeżeli mamy kod genetyczny zaginionego, to wtedy jest większa szansa na to, że przy porównaniu tego kodu do wyselekcjonowanych zwłok będziemy mieć zgodność. Jeżeli jest to kod genetyczny, który został ustalony od rodzeństwa, to nie zawsze taka zgodność może wystąpić. Więc to byłoby bardzo cenne, gdyby udało się wyselekcjonować DNA Michała - podkreśla Lasota.

Wcześniej śledczy zabezpieczyli kilka przedmiotów osobistych, które należały do mamy zaginionego 16-latka, w tym m.in. futro, które kiedyś nosiła. Ono też trafiło do badań w celu wyodrębnienia kodu genetycznego do ewentualnej analizy porównawczej. Wyników tych ekspertyz jeszcze nie ma.

Kartka na grobie

Prokurator czeka też na wyniki analizy kryminalistycznej kartki, którą w Dzień Matki brat zaginionego Michała, Andrzej, znalazł pod jednym ze zniczy stojących na grobie ich mamy. - Niewielka, złożona na cztery. Na kartce ktoś niebieskim długopisem napisał imię "Michał", a obok imię i nazwisko innego mężczyzny i nazwę miejscowości - relacjonował w rozmowie z tvn24.pl brat zaginionego 16-latka.

Pod zniczem - jak mówił - leżała nie więcej niż dwa tygodnie, bo 15 maja - w dzień imienin ich matki - byli z siostrą na cmentarzu i kartki wówczas nie było.

Śledczy wiedzą już, kim jest mężczyzna, którego imię i nazwisko widnieje na kartce, ale nie zdradzają jego personaliów. Wiadomo jedynie, że mieszka na Podkarpaciu. Teraz ustalają, czy może mieć związek z zaginięciem Michała, a jeśli tak, to jaki. Mężczyzna nie został jeszcze przesłuchany.

Policjanci próbują też ustalić, kto i w jakim celu zostawił kartkę na grobie. Wysłali ją do laboratorium kryminalistycznego w Rzeszowie, gdzie eksperci próbują szukać śladów daktyloskopijnych (odcisków palców) i śladów biologicznych, czyli na przykład naskórka, śliny czy potu.

Prokurator Lasota informuje, że kartka została wcześniej sfotografowana, aby - jeśli zajdzie taka konieczność - możliwe było przeprowadzenie badań zapisu na kartce przez biegłego z zakresu pisma ręcznego. - Badania biologiczne i daktyloskopijne zwykle powodują to, że kartka czy zapis ulegają degradacji, a takie badania z zakresu pisma ręcznego mogłyby się przyczynić na przykład do ustalenia autora, gdybyśmy mieli jakieś podejrzenia, kto mógł ją napisać i dlaczego - wyjaśnia prokurator.

Cmentarz, na którym znajduje się grób matki Michała, nie jest monitorowany, nie ma więc możliwości sprawdzenia, kto między 15 a 26 maja był na cmentarzu i mógł zostawić na grobie kartkę.

Tajemnicza blondynka i "Wielki Mistrz"

Prokurator analizuje też wątek "tajemniczej blondynki", z którą Michał miał tańczyć na dyskotece. - Taka postać w istocie pojawia się w zeznaniach niektórych świadków - potwierdza prok. Lasota. Czy śledczym uda się po latach ustalić tożsamość kobiety? Nie będzie to łatwe, ale nie jest niemożliwe. Nieoficjalnie wiemy, że mają trop w tym wątku.

W planie są także oględziny budynku, w którym mieściła się dyskoteka "Babilon" oraz trasy dojścia do niej oraz przyległych terenów.

- Wcześniej musimy ustalić, jak ten budynek ewentualnie się zmieniał, czy w jego okolicach nie ma jakichś miejsc, do których warto byłoby zajrzeć, jakie służby zaangażować, jaki zabrać sprzęt. Chodzi o to, aby tak się do tych czynności przygotować, żeby rezultaty naszych działań dały nam pewność, że w wytypowanych miejscach nie ma śladu Michała - podkreśla prowadzący śledztwo.

W tym budynku w 2000 roku mieściła się dyskoteka Babilon, na której Michał był widziany po raz ostatni
W tym budynku w 2000 roku mieściła się dyskoteka Babilon, na której Michał był widziany po raz ostatni
Źródło: Google Street View

Jedną z ostatnich czynności będzie przesłuchanie Marka K. pseudonim Wielki Mistrz, który w 2000 roku, kiedy Michał zaginął, był właścicielem dyskoteki w Bielinach. Obecnie odsiaduje on 13-letni wyrok m.in. za kierowanie grupą przestępczą.

Prok. Lasota: - Przed nami tytaniczna praca. Nie jesteśmy w stanie zagwarantować, że zakończy się sukcesem, ale będziemy robić, co w naszej mocy, aby tak się stało. Nie ograniczamy się do żadnej wersji, niczego nie wykluczamy, podejmujemy wszystkie czynności, które są możliwe do wykonania, bez względu na to, czy one rokują dużą, czy małą szansę na powodzenie. Nawet jeżeli niektóre czynności mogłyby się wydawać na pierwszy rzut oka nieracjonalne, dla dobra śledztwa nie chcemy zaniechać żadnej z nich. Zrobimy wszystko, co będzie możliwe, aby wyjaśnić, co stało się z Michałem.

"Ślady na duszy"

Bogdan Michalec, były policjant, współzałożyciel krakowskiego Archiwum X, zwraca uwagę, że po tylu latach inaczej prowadzi się śledztwo, inaczej akcentuje się dowody. - Przede wszystkim liczy się na osobowe źródła informacji, czyli świadków, i to, co mają zapisane w pamięci - podkreśla były policjant.

- Przy sprawach zaginięcia trzeba określić rytm ofiary - wskazuje. - I tam, gdzie ten rytm się zrywa, trzeba szukać dowodów. W przypadku Michała mamy ostatnie miejsce pobytu, czyli dyskotekę. I to jest źródło informacji, które może doprowadzić do ujawnienia ważnych świadków.

Zdaniem Michalca pomocny może okazać się także wariograf, bo nawet po latach "wykrywacz kłamstw" wskaże osoby, które mogą mieć wiedzę na temat tego, co stało się w Michałem. - Ja to nazywam "czyszczeniem materiału dowodowego" - mówi. 

Przywołuje wątek "tajemniczej, ładnej blondynki", z którą Michał miał tańczyć na dyskotece i wsiąść z nią do samochodu. Według Michalca może być ona jedną z kluczowych postaci w tej sprawie. - Osoby, które twierdzą, że widziały tę dziewczynę, muszą być przebadane. Po tylu latach nie można pozwolić sobie na to, aby kluczyć i się zastanawiać, czy ktoś powiedział prawdę.

- Czy takie badanie po tylu latach ma sens i jest miarodajne? - pytamy. - Oczywiście, że tak. Sprawcy i świadkowie zbrodni do końca życia będą pamiętać to, co się wydarzyło, nie mam tutaj żadnych wątpliwości. Trzeba tylko odpowiedniego zestawu pytań i doświadczonego biegłego - odpowiada.

Michalec przywołuje też tzw. teorię śladów na duszy. - Człowiek po dokonaniu zabójstwa zmienia się i to także będzie śladem w sprawie i też może być pomocne w jej wyjaśnieniu. Trzeba więc wyłapywać, czy ktoś po nagłośnieniu sprawy w mediach nie zmienił swojego zachowania, nie powiedział czegoś istotnego - zwraca uwagę.

Najstarsza rozwiązana przez Bogdana Michalca i krakowskie Archiwum X to zaginięcie mieszkańca jednej z wiosek pod Krakowem, którą były policjant badał po 27 latach. - Przyszła do mnie córka i jeszcze jeden członek rodziny. Słuchałem ich opowieści i od razu wyczułem, że to jest zabójstwo. Udało się ustalić, że żona zabiła swojego męża, a zwłoki zostały zamurowane w murach budynku mieszkalnego. Później w policyjnych archiwach znalazły się oryginały listów, które on miał niby napisać do rodziny, żeby go nie poszukiwać, bo wyjeżdża za granicę. Grafolog wykazał, że napisała je jego żona - opowiada Michalec. - Śledztwo się przedawniło, nikt nie usłyszał zarzutów i nie został skazany, ale ta historia pokazuje, że warto wracać do starych spraw, bo nie jest tak, że są to sprawy beznadziejne. Są trudne, ale nie beznadziejne - dodaje.

Michał Karaś
Michał Karaś
Źródło: Archiwum rodzinne

Co niedzielę gotują ulubiony obiad

- Nawet krótkotrwałe zaginięcie osoby to dla jej rodziny i bliskich sytuacja emocjonalnie bardzo trudna. W przypadku długotrwałych zaginięć te przeżycia mogą rzutować na całe późniejsze życie - mówi Aneta Bańkowska psycholożka z Fundacji ITAKA.

Przywołuje badania izraelskich naukowców, którzy dowiedli, że bliscy zaginionych osób żyją jakby w dwóch rzeczywistościach.

- Badanie dotyczyło tego, jak rodziny osób długotrwale zaginionych postrzegają czas. Okazało się, że w momencie zaginięcia czas, który płynie linearnie, dobiega końca. Obok rzeczywistości, w której zaginiony jest nieobecny, tworzy się czas równoległy, który zakłada, że dana osoba cały czas żyje i jest obecna w naszym życiu, choć fizycznie odczuwamy jej brak - wyjaśnia psycholożka.

To sytuacje, w których rodziny osób długotrwale zaginionych obchodzą ich urodziny, nie zmieniają nic w ich pokojach, nie pozbywają się rzeczy osobistych.

- Mieliśmy takie historie, w których bliscy nie chcieli zmieniać miejsca zamieszkania, bo a nuż ta osoba się znajdzie i nie będzie potrafiła ich znaleźć. Są też rodziny, które nawet po latach gotują co niedzielę ulubiony obiad zaginionego, który jadali, kiedy osoba była jeszcze w ich życiu obecna - opowiada nasza rozmówczyni.

Aneta Bańkowska zwraca uwagę, że częstą przyczyną zaginięć nastolatków są ucieczki z domu. Powody są różne: zazwyczaj to problemy w domu lub w szkole, z którymi młodzi ludzie nie potrafią sobie poradzić, przemoc w domu lub grupie rówieśniczej, konflikty z prawem, ale także poczucie osamotnienia i niezrozumienia przez dorosłych. Takie sprawy wyjaśniają się z reguły w krótkim czasie.

Zdarza się też, że zaginięcia nastolatków to celowe "znikanie" i zrywanie kontaktu z rodziną. - Mamy takie sprawy, gdzie zaginiony nastolatek po ukończeniu 18. roku życia dzwoni do nas i odwołuje swoje poszukiwania. Wcześniej gdzieś się ukrywał, aby doczekać do pełnoletności. Żyje, twierdzi, że ma się dobrze, ale z jakiegoś powodu zdecydował się zerwać kontakt z rodziną - opowiada psycholożka.

Ale jest też szereg przypadków zaginięć nastolatków, w których najprawdopodobniej doszło do zbrodni, a sprawca skutecznie ukrył ciało. 

- Czy po latach sprawy długotrwałych zaginięć nastolatków udaje się wyjaśnić? - pytamy.

- Niezwykle rzadko. W przypadku nastolatków długotrwale zaginionych istnieje duże ryzyko, że te osoby po prostu nie żyją. Nie kojarzę sprawy, aby nastolatek, który zaginął 10 czy 15 lat temu, się odnalazł - przyznaje Bańkowska.

Mogło stać się wszystko

W takich przypadkach - kiedy nie ma ciała - śledczym trudno dowieść, że taka osoba została zamordowana, i zatrzymać sprawców. Ale, jak pokazuje historia Fabiana Zydora, nie jest to niemożliwe.

17-letni chłopak zaginął 30 października 2016 roku. Wieczór spędził w domu jednego ze swoich kolegów. Ze spotkania wyszedł około godziny 23. Do domu miał zaledwie niespełna 800 metrów. Nigdy do niego nie wrócił, nie znaleziono też ciała chłopaka. Mimo tego policja jest przekonana, że 17-latek został zamordowany, a jego ciało ukryte.

W 2023 roku funkcjonariusze zatrzymali trzech mężczyzn w wieku od 30 do 39 lat. Zebrane dowody pozwoliły na przedstawienie zatrzymanym zarzutu zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem. Według ustaleń śledczych, mieli oni porwać i pobić na śmierć nastolatka w miejscowości Tarnowa koło Wrześni (woj. wielkopolskie), a ciało wrzucić do Warty.

Podejrzani to notowani wcześniej przestępcy. W przeszłości byli już zatrzymywani przez policję między innymi za uprowadzenie i uwięzienie człowieka z powodu porachunków. Za porwanie i zabicie Fabiana grozi im dożywocie. Śledztwo zbliża się do końca, wkrótce do sądu ma trafić akt oskarżenia.

Ciała Fabiana do dzisiaj nie udało się odnaleźć.

W sprawach zaginięć, kiedy okoliczności wskazują, że poszukiwana osoba nie żyje, dla rodziny bardzo ważne jest odnalezienie jej ciała.

- Jedną z ważniejszych potrzeb ludzi jest potrzeba domknięcia poznawczego. To dążenie do posiadania jasnego wyjaśnienia tego, co się wydarzyło. Jeżeli mamy jakieś wydarzenie, które ma niezliczoną liczbę scenariuszy, nie wiemy, co się stało, a mogło stać się tak naprawdę wszystko, to bardzo trudno jest nam to przyjąć i zaakceptować - wyjaśnia Aneta Bańkowska.

- Bardzo często jest tak, że nawet jeżeli już wiemy, że ta osoba nie żyje, ale okoliczności śmierci są niejasne, to nie możemy się z tym pogodzić, tworzymy w głowie coraz to nowsze scenariusze, pytania "co by było, gdyby". To też jest związane z domknięciem poznawczym - żeby coś sobie wyjaśnić, potrzebujemy to sobie logicznie ułożyć w głowie. A trudno to zrobić, jeżeli jest tyle niewiadomych - uzupełnia nasza rozmówczyni.

Po latach zmowa milczenia pęka

Dla bliskich osób zaginionych równie ważne jest odnalezienie szczątków zaginionej osoby i wyprawienie jej pogrzebu. Pozwala to domknąć ten trudny etap, jakim jest zaginięcie bliskiej osoby.

- Ważny jest też pochówek, doprowadzenie sprawy do końca wiąże się bardzo mocno z potrzebą oddania szacunku. Rodziny zaginionych często mówią, że jeżeli już nie można nic zrobić dla tej osoby za życia, to chociaż zatroszczą się o nią po śmierci - podkreśla psycholożka.

Zdaniem Anety Bańkowskiej to ważne, aby media wracały do starych spraw, bo w niektórych z nich - paradoksalnie - czas może działać na korzyść. - Są przykłady zaginięć czy zabójstw, w których po latach kogoś rusza sumienie i udziela informacji, które mogą, choć nie muszą, przyczynić się do wyjaśnienia tej sprawy - wskazuje.

Upływ czasu powoduje też, że świadkowie czują się pewniej, często towarzyszącą jakiejś sprawie zmowę milczenia udaje się przełamać dopiero po latach. Jak przyznaje mł. insp. Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji, tak właśnie było w przypadku zaginięcia 17-letniego Fabiana Zydora.

Pomogły też media, które nagłośniły sprawę i przypomniały jej okoliczności.

- Dzięki temu policjanci otrzymali wiele różnych sygnałów, które bardzo dokładnie zostały sprawdzone. Dotarli też do ważnych świadków różnych sytuacji i wydarzeń. Materiały prasowe i telewizyjne z całą pewnością bardzo pomogły w rozwikłaniu tej zagadki - podkreśla policjant.

Nagłośnienie sprawy, puszczenie w obieg informacji o tym, że daną sprawą kryminalną zajmuje się specjalnie powołany do tego zespół, czasem sprawia, że "zmowa milczenia" pęka. Świadkowie zaczynają się otwierać.

Borowiak: - Medialne nagłośnienie sprawy powoduje, że mamy nowe informacje do zweryfikowania. Czasami te informacje prowadzą w ślepe uliczki, ale zdarza się też, że są bardzo cenne. Czasami jest też tak, że nagłaśniając jakąś sprawę, prosimy o to, żeby się zgłaszali do nas świadkowie, którzy wcześniej tego nie zrobili. Czasami ktoś do nas dociera i mówi, że coś widział, ale nigdy nikt go o to nie pytał, nie wiedział, że to jest ważne.

Mieć miejsce, gdzie można zapalić świeczkę

Sprawa zaginięcia Michała Karasia od 24 lat pozostaje tajemnicą. Czy śledczym uda się ją wyjaśnić?

- Bardzo nam na tym zależy. Przez lata żyliśmy nadzieją, że Michał gdzieś jest, gdzieś żyje i kiedyś wróci. Dzisiaj, mimo tego, że rozum mi mówi, że to było zabójstwo i że Michał nie żyje, to jednak ciągle w sercu tli się ta iskierka nadziei. Życie jest ulotne. Nie wiadomo, ile jeszcze czasu nam zostało. Człowiek chciałby odejść z tego świata z wiedzą, co stało się z Michałem. Mieć miejsce, gdzie można zapalić mu świeczkę. To jest w tej chwili dla nas najważniejsze - przyznaje Bożena Martyna.

W 2019 roku policja wykonała tzw. progresję wiekową, czyli symulację, jak Michał Karaś mógłby wyglądać w wieku 35 lat
W 2019 roku policja wykonała tzw. progresję wiekową, czyli symulację, jak Michał Karaś mógłby wyglądać w wieku 35 lat
Źródło: Policja

Ma też apel do rodzin osób zaginionych: - Jeżeli ktoś znajdzie się w takiej sytuacji, niech nie zostawia sprawy samej sobie. Trzeba łapać się wszystkich możliwości. Pytać, co można zrobić, nie bać się tego, bo zwykły Kowalski naprawdę w takiej sytuacji nie wie, jak się zachować. Gdybyśmy przed laty wiedzieli, jakie mamy prawa, obowiązki, gdyby ktoś nami pokierował, być może zaginięcie Michała miałoby inny finał.

***

Osoby, które mają informacje na temat zaginionego Michała, były na dyskotece w Bielinach 19 sierpnia 2000 roku lub mogą posiadać istotne w sprawie informacje - proszone są o kontakt z policją. Można przyjść osobiście do Komendy Powiatowej Policji w Nisku, zadzwonić pod numer telefonu 47 826 33 10, skontaktować się z Prokuraturą Okręgową w Tarnobrzegu pod numerem 15 866 81 11 lub Fundacją ITAKA, która prowadzi poszukiwania Michała, pod numerem 22 654 70 70.

Śledczy gwarantują informatorom anonimowość.

Czytaj także: