Polska pomaga Białorusi na wiele sposobów. Teraz najważniejsze jest, by przywieźć do Polski osoby poszkodowane, które potrzebują pomocy lekarskiej, rehabilitacji i pomocy psychologicznej - mówił w TVN24 Aliaksandr Zarembiuk, przewodniczący zarządu fundacji "Białoruski Dom". O środowym spotkaniu z premierem w sprawie Białorusi w programie rozmawiali także politycy - Andrzej Halicki i Marek Pęk.
Aliaksandr Zarembiuk, przewodniczący zarządu fundacji "Białoruski Dom" mówił w programie "Tak jest" w TVN24 o pomocy płynącej z Polski do Białorusi.
- Widzimy biało-czerwono-białe flagi w Polsce, widzimy ten program "Solidarni z Białorusią", który ogłosił premier. Polska wcześniej rozpoczęła program Konstantego Kalinowskiego, który pozwolił tysiącom białoruskich studentów podjąć tutaj naukę - wyliczał.
Przypominał, że Polska finansuje niezależne białoruskie media, w tym telewizję Biełsat.
- Teraz bardzo ważną kwestią jest, by przywieźć (do Polski - red.) te osoby poszkodowane, które potrzebują pomocy lekarskiej, rehabilitacji i pomocy psychologicznej - podkreślił gość TVN24.
"Marzyliśmy o tym, że na placu Niepodległości zbierze się 100 tysięcy osób i wygramy"
Zarembiuk mówił też o proteście, który miał miejsce w Mińsku w ubiegłą niedzielę.
- My marzyliśmy o tym, że na placu Niepodległości zbierze się 100 tysięcy osób i wygramy. Do tego dążyliśmy w 2001, w 2006, 2010 roku. Była pacyfikacja i się nie udawało. Teraz było dwa razy więcej ludzi - powiedział. Według szacunków niezależnych mediów w niedzielę protestowało nawet 200 tysięcy Białorusinów.
Zarembiuk dodał, że w czasie wiecu na placu Niepodległości, "nie było tam tak dużo sił OMON-u i milicji". - Oni byli trochę dalej, w drodze na rezydencję Łukaszenki. Dyktator nie chciał, żeby przekroczono tę granicę - powiedział.
Jego zdaniem dzięki temu "można było coś zrobić z budynkiem parlamentu, który znajduje się na placu Niepodległości". - Myślę, że można było go zająć. Wtedy byłaby inna sytuacja. Oczywiście nie mogę nawoływać moich przyjaciół, którzy są na placu, siedząc w Warszawie. Ale gdybym ja tam był, spróbowałbym to zrobić - powiedział gość TVN24.
"Realna pomoc jest bardzo potrzebna"
Gośćmi programu "Tak jest" byli też politycy, którzy w środę wzięli udział w spotkaniu z Mateuszem Morawieckim w kancelarii premiera dotyczącym sytuacji na Białorusi.
Andrzej Halicki, europoseł Koalicji Europejskiej ocenił, że była to "bardzo ważna inicjatywa".
- Dzisiaj nie tylko słowa, nie tylko solidarność werbalna, ale też realna pomoc jest bardzo potrzebna. O tym też rozmawialiśmy - relacjonował.
"Wartością absolutnie kluczową jest istnienie suwerennej Białorusi"
Wicemarszałek Senatu Marek Pęk z PiS odpowiadał na zarzuty, że głos Polski w sprawie Białorusi "nie jest słyszalny" na arenie międzynarodowej. - Polski głos jest bardzo dobrze słyszalny. To kwestia tego, żeby Unia Europejska i inne instytucje chciały ten głos usłyszeć - odparł.
Jego zdaniem "głos Polski jest znacznie mocniejszy - przy zachowaniu wszystkich proporcji, wszystkich możliwości, środków, którymi dysponuje Rzeczpospolita - w stosunku do tego, co może na arenie międzynarodowej Unia Europejska".
O spotkaniu z premierem Morawieckim powiedział, że było "bardzo potrzebne, pożyteczne, merytoryczne". - Zgodziliśmy się, że dla Polski, dla Europy wartością absolutnie kluczową jest istnienie suwerennej Białorusi. To jest kwestia ponad podziałami - podkreślił Pęk.
Źródło: TVN24