W tym samym czasie, kiedy Guma pytał brata ministra Szumowskiego "czy na ten moment potrzebne są jeszcze maseczki", w San Francisco kanclerz University of California, Sam Hawgood też miał zmartwienie. Przypadków koronawirusa było coraz więcej a zapasy sprzętu ochronnego w uniwersyteckim szpitalu niebezpiecznie małe. Hawgood rozglądał się, kto może mu pomóc, bo dostawcy, z których dotychczas korzystał nie mieli już ani maseczek, ani przyłbic i nie można było liczyć na rząd federalny. W krytycznej sytuacji Hawgood nie szukał ratunku w szkółkach narciarskich, rozglądał się wśród miliarderów i znalazł się chętny. Nazywał się Marc Benioff i już wcześniej dał 100 milionów dolarów na uniwersytet Hawgooda.
Według autora tekstu o Gumie, praca instruktora jest dobrze płatna. Dobry instruktor, a do takich należał Guma, wyciąga na godzinę 100 złotych, "a takich godzin są setki". Jak policzyłem, Marc Benioff w ciągu całego swojego życia, nawet wtedy, kiedy spał, co godzinę zarabiał 14 tysięcy dolarów - kilkaset razy więcej niż dobrze rokujący i dysponujący dojściem do ministra Łukasz G. Benioff pomógł kanclerzowi Hawgoodowi, ale nawet jemu nie było łatwo. W jaki sposób kupował maseczki i jak korzystał ze znajomości dowiedziałem się z "New York Timesa", który w sekcji biznesowej zamieścił wielki tekst o misji miliardera.
Telefon kanclerza uniwersytetu do Benioffa podziałał jak ostroga. Ludzie Benioffa wciągnęli do akcji firmy FedEx, Walmart, Uber i Alibaba, i w ciągu kilku tygodni za 25 milionów dolarów kupili 50 milionów sztuk maseczek, przyłbic i innego sprzętu ochronnego. "Względna łatwość z jaką Salesforce (firma, którą kieruje Benioff) - stoi w jaskrawym kontraście do chaotycznych wysiłków rządu" - czytam w "New York Timesie". "Kiedy rządy walczyły między sobą o zaopatrzenie, Benioff i jego ludzie dzwonili do dostawców w Chinach i wypisywali czeki". Według "NYT", biznesmeni z Kalifornii użyli swoich znajomości i kontaktów. "Benioff, zaraz po telefonie od Hawgooda, połączył się z Danielem Zhangiem, szefem Alibaby potężnej chińskiej firmy handlu internetowego i powiedział, że Uniwersytet w San Francisco, instytucja, na której bardzo mu zależy jest w potrzebie.... W ciągu kilku godzin ludzie z firmy Benioffa i Alibaby znaleźli dostawców godnych zaufania, zdolnych do spełnienia prośby Salesforce" - pisze "New York Times".
Walka z koronawirusem jest trudna i dla potęg, i dla drobnicy. Jednych i drugich dotknęła katastrofa, której nie przewidywali, kataklizm, na który nie byli gotowi. Zaskoczyła ich skala, zasięg i rodzaj kryzysu. Rządy ukrywały panikę, działały nieskładnie i nieskutecznie. Kanclerz Uniwersytetu Kalifornijskiego na szczęście znał Benioffa, rząd Polski nie znał nikogo. Ministrowi Szumowskiemu nawinął się Guma, czyli Łukasz G. Uniwersytet Kalifornijski z pomocą Benioffa i jego chińskich znajomych dał radę. Sojusz ministra z instruktorem ze stoku Harenda rady nie dał.
Ale różnica tkwi nie tylko w tym, że jeden ma dobre znajomości a drugi nie. I nawet nie w tym, że jeden zna Benioffa, a drugi tylko Łukasza G. Różnica tkwi w tym, kto jak na kłopoty reaguje. Polskie władze, zapewne tak samo zaskoczone epidemią jak inni uznały, że najlepiej iść w zaparte, konsekwentnie i do końca udawać, że nic się nie stało. Dopiero jak Guma, czyli Łukasz G. zapytał brata ministra "czy na ten moment" maseczki jeszcze by mu się przydały, to minister, jego brat i pewnie jeszcze kilku innych ważnych ludzi uznało, że to zrządzenie opatrzności, chwyciło się oferty, podsuniętej ministrowi przez instruktora narciarskiego jak tonący brzytwy. Łukasz G. skorzystał jako pośrednik, a Łukasz Sz. uratował twarz jako minister. A że przy okazji ktoś zarobił na tym parę groszy, to naprawdę nie ma znaczenia. Znaczenie ma to, jakimi drogami rząd sporego kraju w Europie, kraju z aspiracjami do wielkości, załatwia interesy.
Premier Morawiecki z lądowania samolotu z maseczkami na Okęciu zrobił demonstrację mocarstwowo-patriotyczną. Swoim zwyczajem opowiadał baśnie, że jesteśmy wzorem dla świata i obiektem zazdrości. Tyle, że w kilka dni później, okazało się, że w walce z pandemią gorzej idzie tylko Rosji i Białorusi.
Blisko 50 lat temu, na resztkach odziedziczonej po Niemcach autostrady pod Wrocławiem, podrasowany na tę okazję Polski fiat 125p, bił rekord świata w jeździe na 25 i 50 tysięcy kilometrów. Bił i pobił. W telewizji też mówili wtedy, że cały świat nas podziwia i zazdrości. Minęło pół wieku, upadł Związek Radziecki, zmienił się ustrój, a ja znowu słyszę w telewizji, że cały świat nas podziwia i pęka z zazdrości.
Maciej Wierzyński, dziennikarz telewizyjny, publicysta. Po wprowadzeniu stanu wojennego zwolniony z TVP. W 1984 roku wyemigrował do USA. Był stypendystą Uniwersytetu Stanforda i w Penn State. Założył pierwszy wielogodzinny, polskojęzyczny kanał Polvision w telewizji kablowej "Group W" w USA. W latach 1992-2000 był szefem Polskiej Sekcji Głosu Ameryki w Waszyngtonie. Od 2000 roku redaktor naczelny nowojorskiego "Nowego dziennika". Od 2005 roku związany z TVN24.
Autorka/Autor: Maciej Wierzyński
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24