Andrzej B., który zginął w Sanoku, był podejrzewany o zamordowanie człowieka. Oprócz tego był grubą rybą w świecie handlarzy narkotyków. Inteligentny i bezwzględny, wcześniej wielokrotnie notowany przez policję za narkotyki, rozbój i jazdę po pijanemu.
Andrzej B. wychował się na obrzeżach podkarpackiego Leska. Syn policjanta, sąsiedzi mówią o nim: spokojny, inteligentny młody człowiek. Z nieoficjalnych informacji wynika, że interesy jakie prowadził za wschodnią granicą po 2006 r. mogły mu pomóc w nawiązaniu kontaktów z ukraińskimi handlarzami i producentami narkotyków. Od tego momentu mężczyzna regularnie zaczyna się pojawiać w policyjnych kartotekach.
Notowany był za handel narkotykami, rozbój z użyciem niebezpiecznego narzędzia i jazdę pod wpływem alkoholu. Ostatni raz przez funkcjonariuszy z CBA został zatrzymany w 2011 r.
Zabójstwo "Lali"
9 stycznia pod cerkwią w podsanockiej wsi Międzybrodzie znaleziono ciało 29-letniego Krystiana L., pseudonim "Lala".
Krystian L. był pracownikiem ochrony w podkarpackich klubach. Z Andrzejem B. znał się prawdopodobnie z Leska. Mężczyzna był znany policji jako drobny handlarz narkotyków.
Z relacji śledczych wynika, że Krystian L. miał klęczeć, gdy sprawca strzelił mu w tył głowy. Choć nie są znane dokładne przyczyny zabójstwa, sprawa została powiązana z Andrzejem B.
- Policjanci przyjechali po niego do miejsca, w którym ten człowiek (Andrzej B. - red.) mieszkał. Zaczęto je otaczać. Padły strzały, najprawdopodobniej cztery w kierunku policjantów - poinformował rzecznik Komendy Głównej Policji w Warszawie Mariusz Sokołowski.
Andrzej B. nie był w mieszkaniu sam
Wciąż nie wiadomo, czy policjanci podejmując decyzję o zatrzymaniu Andrzeja B. byli świadomi, że w mieszkaniu jest jeszcze jedna osoba.
17-letnia Kamila M. również pochodziła z Leska na Podkarpaciu. Mieszkała kilkanaście metrów od bloku, w którym się wychował.
- Nie lubiłem go. Tolerowałem tylko dlatego, że córka się z nim spotykała - powiedział ojciec Kamili. Jak twierdzi, mimo licznych próśb ze strony rodziny, dziewczyna nie chciała zakończyć tego związku.
To rodzice poinformowali śledczych, że w otoczonym mieszkaniu przebywa ich córka. - Mam żal, że nie pozwolono nam tam podejść i spróbować porozmawiać - mówi zrozpaczony ojciec Kamili.
Podczas akcji utrzymywano, że nie udaje się nawiązać kontaktu z przebywającymi w mieszkaniu osobami. Jednocześnie rzecznik prasowy potwierdzał, że Kamila M. znajduje się w nim dobrowolnie.
Funkcjonariusze znali kryminalną przeszłość Andrzeja B., podejrzewali go o zabójstwo i wiedzieli, że może być uzbrojony. Mimo to, do jego zatrzymania wyznaczono policjantów kryminalnych z sekcji sanockiej policji, a nie np. antyterrorystów.
Szturm w Sanoku
Po 10 godz. impasu policjanci w końcu zdecydowali się wejść do mieszkania. Około godz. 1 w nocy wrzucono do środka granaty hukowe i wyważano drzwi.
Rzecznik podkarpackiej policji Paweł Międlar przekazał, iż po wejściu do środka odnaleziono dwa ciała zabarykadowanych osób.
Z sekcji zwłok wynika, że obydwoje zginęli od strzału w głowę z bliskiej odległości. Prokuratura informuje, że kobieta i mężczyzna leżeli martwi na łóżku trzymając się za ręce: on w garniturze, a ona w białym swetrze.
- Ona go kochała, ale na pewno nie do tego stopnia, by poświęcić swoje życie - twierdzi ojciec dziewczyny.
Autor: zś/k / Źródło: TTV
Źródło zdjęcia głównego: TTV