Dziwi, że nagle prezydent Putin i rosyjskie władze znajdują bardzo dużo czasu na kwerendę historyczną i wyrywane z kontekstu wypowiedzi, które mają wzbudzić niepokój i poróżnić nas z naszymi sojusznikami - powiedział w sobotę wiceminister spraw zagranicznych Marcin Przydacz. W piątek do MSZ pilnie wezwany został ambasador Rosji w Polsce. - Zgodnie z praktyką dyplomatyczną, ambasador przedstawił swoje stanowisko, jednocześnie zobowiązał się do przedstawienia polskiego stanowiska do centrali ministerstwa spraw zagranicznych w Moskwie - relacjonował Przydacz.
W piątek do Ministerstwa Spraw Zagranicznych pilnie wezwano ambasadora Rosji w Polsce Siergieja Andriejewa. Miało to związek z ostatnimi wypowiedziami prezydenta Rosji Władimira Putina.
W piątek wieczorem wiceminister spraw zagranicznych Marcin Przydacz poinformował Polską Agencję Prasową, że "w trakcie rozmowy przekazano w imieniu polskich władz stanowczy sprzeciw wobec insynuacji historycznych, których dopuścili się kilkukrotnie w ciągu ostatnich dni przedstawiciele najwyższych władz Federacji Rosyjskich, w tym, w szczególności, prezydent Władimir Putin, jak również przewodniczący Dumy Państwowej Wiaczesław Wołodin".
MSZ o "defensywie" w kwestii rosyjskiej polityki zagranicznej
W sobotę popołudniu Przydacz relacjonował dziennikarzom szczegóły spotkania.
- Pan ambasador został przyjęty przez dyrektora departamentu wschodniego MSZ. Zostało mu przedstawione nasze stanowisko. Zgodnie z praktyką dyplomatyczną, ambasador przedstawił swoje stanowisko, jednocześnie zobowiązał się do przedstawienia polskiego stanowiska do centrali ministerstwa spraw zagranicznych w Moskwie - powiedział. - Zgodnie z praktyką dyplomatyczną wypada, aby druga strona ustosunkowała się (...) do tego typu twierdzeń - dodał.
Przydacz jako "dziwne" określił "twierdzenia najwyższych władz rosyjskich". - Zastanawiamy się, z czego może to wynikać. Przychodzą nam tu na myśl kwestie wewnętrzne i zewnętrzne: ostatnie wydarzenia na arenie międzynarodowej pokazują, że zarówno pan prezydent Putin, jak i cały establishment polityczny Kremla jest w pewnej defensywie, jeśli chodzi o politykę zagraniczną - zwrócił uwagę. - Szereg niepowodzeń, również nałożone sankcje, w tym na Nord Stream 2 w ostatnim czasie, niepowodzenia w próbie unifikacji państwa z Białorusią, wydaje się, że sukces prezydenta Zełeńskiego w Paryżu w ramach formatu normandzkiego - wymieniał. - Wszystko to w jakiś sposób prawdopodobnie buduje frustrację - ocenił.
- Nas to akurat dziwi, że w kontekście spokojnego czasu, nagle pan prezydent Putin i władze rosyjskie znajdują bardzo dużo czasu na kwerendę historyczną, wyszukiwanie dokumentów zrabowanych zresztą z Berlina, wyrywane z kontekstu wypowiedzi, które mają wzbudzić niepokój i poróżnić nas z naszymi sojusznikami - dodał.
"Reagujemy i będziemy reagować"
Jak zaznaczył Przydacz, "świat odpowiedział jednoznacznie i bardzo pozytywnie" w polskiej sprawie.
W tym kontekście wspomniał chociażby szefa Komitetu Żydów Amerykańskich Davida Harrisa, który ocenił między innymi, że słowa Władimira Putina o genezie II wojny światowej to "rewizjonizm historyczny na sterydach". Podkreślił też, że za wybuch konfliktu odpowiedzialne były nazistowskie Niemcy. - Na potrzeby wewnętrzne podkreślana jest fałszywa historyczna narracja - mówił Przydacz. - Reagujemy i będziemy reagować za każdym razem, kiedy polskie imię będzie szalowane - oświadczył. Wiceminister spraw zagranicznych na koniec wyraził nadzieję, że strona rosyjska ustosunkuje się do komunikatu polskiego resortu. - Doświadczenia z Federacją Rosyjską pokazują, że nie zawsze do tej dobrej praktyki zachodniego świata cywilizowanego udaje się doprowadzić - zaznaczył. - Praktyka bywa taka, że te apele pozostawały głuche - dodał.
Andriejew: rozmowa trudna, ale poprawna
Wcześniej o wizycie w polskim MSZ opowiedział rosyjskiej agencji TASS Siergiej Andriejew. Tłumaczył, że "został zaproszony do polskiego MSZ" i spotkał się z szefem departamentu wschodniego Janem Hofmoklem. - Rozmowa była trudna, ale poprawna - dodał. Andriejew podkreślił, że obie strony miały możność przedstawić swoje stanowisko. Odniósł się również do zacytowanej w piątek przez Polską Agencję Prasową wypowiedzi Przydacza o tym, że w trakcie rozmowy przekazano w imieniu polskich władz stanowczy sprzeciw. - Na podstawie informacji opublikowanej przez PAP można by odnieść wrażenie, że wiceminister Przydacz złożył taki protest podczas mojej wizyty w polskim MSZ, a w rzeczywistości nie uczestniczył on w tym spotkaniu - powiedział Andriejew.
- Jeśli tego rodzaju oświadczenia składał, to odbyło się to poza ramami mojej wizyty w Ministerstwie Spraw Zagranicznych Polski - dodał. - Jeśliby coś podobnego zabrzmiało podczas moich rozmów w MSZ, to wtedy, oczywiście, na te bezpodstawne i obraźliwie wobec mojego kraju i mojego prezydenta słowa byłaby udzielona stosowna odpowiedź - powiedział ambasador.
O czym mówił Putin?
19 grudnia w czasie corocznego spotkania Putina z krajowymi i zagranicznymi dziennikarzami rosyjski prezydent mówił o wrześniowej rezolucji Parlamentu Europejskiego dotyczącej wybuchu II wojny światowej.
Odnosząc się do wymienionego w niej paktu Ribbentrop-Mołotow i przypomnienia, że ZSRR był ostatnim krajem, który podpisał z Niemcami hitlerowskimi pakt o nieagresji, Putin uznał, że "stawianie na jednej płaszczyźnie ZSRR i Niemiec hitlerowskich jest szczytem cynizmu". Nawiązując do tajnych protokołów, których konsekwencją był rozbiór Polski między hitlerowskie Niemcy a Związek Sowiecki, prezydent Rosji oznajmił, że Polska "sama wzięła udział w rozbiorze Czechosłowacji (w 1938 roku - red.)". Dodał, że wojska sowieckie "wkroczyły do Polski (17 września 1939 roku - red.) po tym, kiedy polski rząd utracił kontrolę nad swoimi siłami zbrojnymi".
Dzień później, 20 grudnia, prezydent Rosji Władimir Putin po raz kolejny skrytykował rezolucję PE. Wyraził między innymi ocenę, że przyczyną II wojny światowej był nie pakt Ribbentrop-Mołotow, a pakt monachijski z 1938 roku. Podkreślił przy tym wykorzystanie przez Polskę układu z Monachium do realizacji roszczeń terytorialnych dotyczących Zaolzia. Przekonywał też m.in., że we wrześniu 1939 roku Armia Czerwona w Brześciu nie walczyła z Polakami i w tym kontekście "niczego Polsce Związek Radziecki w istocie nie odbierał".
Rosyjski prezydent wypowiadał się na temat II wojny światowej na spotkaniu z przywódcami Eurazjatyckiej Unii Gospodarczej w Petersburgu. Odczytywał tam dokumenty dotyczące wydarzeń z lat 1938-1939, kładąc szczególny nacisk na układ monachijski i zgodę europejskich mocarstw na zajęcie przez Niemcy hitlerowskie części Czechosłowacji.
Putin odczytywał między innymi dokumenty mające świadczyć o kontaktach przedstawicieli ówczesnych władz polskich z przedstawicielami III Rzeszy. Oznajmił, że ludzie, którzy prowadzili takie rozmowy, "wystawili swój naród, naród polski, pod (uderzenie) niemieckiej machiny wojennej" i "przyczynili się do tego, że rozpoczęła się II wojna światowa".
24 grudnia na posiedzeniu kolegium kierowniczego ministerstwa obrony Rosji Putin ponowił zarzuty wobec przedwojennego polskiego ambasadora w Niemczech Józefa Lipskiego, który - według rosyjskiego prezydenta - miał obiecywać postawienie w Warszawie pomnika Hitlerowi, jeśli wysłałby on polskich Żydów na zagładę do Afryki.
Z kolei na wtorkowym spotkaniu kierownictwa Dumy Państwowej z Putinem jej przewodniczący Władimir Wołodin oświadczył, że dzięki prezydentowi "wielu z nas dowiedziało się o sprawach sprzed 80 lat, gdy Polska była faktycznie w zmowie z faszystowskimi Niemcami", a nawet on sam i jego koledzy "którzy zajmują się polityką, wiele czytają, usłyszeli o tym po raz pierwszy".
Autor: akw//kg / Źródło: TVN24, PAP